W poprzednim odcinku
Dzwoni siostra Stefana.
„Wiesz, że był u nas? Przejazdem, ale zawsze. Ropę ekologiczną bezołowiową bardzo tanią choć na świecie szaleje kryzys i recesja do swojego zaspokajającego żywotne potrzeby społeczne busu tankował. To znaczy nie on sam oczywiście, choć potrafi, bo ma prawo jazdy, a nie jak ten, no ten tfu! Nieważne. Ważne, że jest jeszcze wyższy i mniej rudy niż myślałam. Czułam się przy nim jak mała dziewczynka. Dobrze, że wracałam akurat z urzędu i byłam odświętnie ubrana. Ach! jaka byłam podniecona i szczęśliwa, gdy zza szyby autobusu pomyślności nam winszował.” - ciągnie nieprzerwanie ten słowotok wyraźnie poruszona - „Gdyby to nie był zabobon, to pewnie bym się przeżegnała!”
„No dobrze, ale skąd wiesz, że jest wysoki, skoro w autobusie go widziałaś?” - uszczypliwie dopytuje się Prolakowa.
„No wiesz” – odpowiada szwagierka obruszona – „jego dumna niczym piastowski dąb bratek głowa wyraźnie wystawała ponad szybę. Jestem pewna, że gdyby twój Stefan mąż a mój brat kurdupel w tym samym miejscu siedział, to tyle byś go widziała!”
W bieżącym odcinku:
Korzystając z pakietu darmowych minut, ponownie dzwoni siostra Stefana.
„Dobro” – rozpoczyna rozmowę.
„Dobro? Chyba dzień dobry. A coś ty taka oficjalna? Coś się stało?” - pyta zaskoczona Prolakowa.
„Do-bro. Do-nald i Bro-nisław. Duet ojców naszego narodu. Czy to nie znak od matki natury w czasach zacofania i katolickiego terroru stosów płonących oskarżanymi o czary prafeministkami Stwórcą kiedyś zwanej?”
„Do-bro? No tak, faktycznie” – przytakuje Prolakowa. „Sama na to wpadłaś?”
„Tak!” - wykrzykuje do słuchawki siostra Stefana – „Skończył się właśnie rozwijający hart umysłu teleturniej polegający na żonglowaniu głową piłeczki pingpongowej, gdy usłyszałam, że nasz premier już za cztery lata planuje oddać władzę. Nóż mnie z ręki wypadł, bo akurat obierałam ziemniaka i załkłam. Wtedy mnie naszło. Pamiętam, że spojrzałam jeszcze na dzwonek feng-szui co go w oknie wywiesiłam żeby w kuchni robiła się dobra karma i fluidy bioprontów antyenergii niwelować i mnie tkło. Za cztery lata to i prezydenta naszego kadencja może być schyłkowa! I jakżem o nich tak obu myślała, roztkliwiło mi się. Wtedy do mnie dotarło. Donald i Bronisław. Do-bro. To znak od siły wyższej zbieżność nie może być przypadkowa!”
W następnym odcinku:
Dla odmiany, ale również korzystając z pakietu darmowych minut, do szwagierki dzwoni Prolakowa. Mówi:
„Brodo!”
„Co brodo? Zwariowałaś?”
„Bro-do, czyli Bronisław i Donald. W tę stronę też działa!”
„Ale co brodo? Przecież to nic nie znaczy!”
„Jak to nic? Brodo, czyli wykrzyknik od podmiotu męskoosobowego broda. Jeden z przypadków. Wołacz. O! Kogo? Czemu się rozglądam? Brodo! Rośnij, rośnij brodo! Pojmujesz?”
„Nie. Brodo od broda? Co ma piekarnik do wiatraka?”
„No przecież broda to symbol mądrości. Mędrcy noszą brodę, a przynajmniej jej namniastkę czyli wąsa! Sama więc rozumiesz, że tutaj też mamy znak. Dobro i brodo. Serce i rozum, jak w reklamie. Głęboko znaczeniowo!”
A tymczasem na dole słychać rechot. To Błażej głaszczą się po brodzie sapie do Szczepana: „Kozioł, powiadasz...”
r-bs