Przedwieczorny Przedwieczorny
55
BLOG

Litera i duch - przy okazji sprawy dr. G.

Przedwieczorny Przedwieczorny Polityka Obserwuj notkę 10

Dostałem kiedyś od żony książkę ks. Jana Twardowskiego. Coś jak słowo na każdy dzień roku. Czytam ją wyłącznie w niedzielne poranki i czytam tylko aktualny rozdział. Kiedyś wpadło mi do głowy pytanie kiedy ja ją przeczytam do końca czytając w ten sposób? Pierwsza narzucająca się natychmiast odpowiedź to za  7 lat. No bo skoro jeden rozdział tygodniowo A rozdziałów jest tyle ile jest dni w roku to jasne ze rocznie przeczytam jedną siódmą .

Odpowiedź nasuwa się sama. Tak by się zdawało, ale wcale tak nie jest. Przeczytanie wszystkich rozdziałów zajmie 24 lata. Niektóre rozdziały przeczytam po kilka razy, ale jest jeden który przeczytam dopiero po 24-ech latach. Kto nie wierzy niech sprawdzi.

Bo diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach.

Podobnie jest z tworzeniem prawa. Jeżeli nawet założymy że jedynym celem prawodawców jest tworzenie dobrego prawa, co jest założeniem bardzo naiwnym, to i tak nie da się z góry przewidzieć wszystkich szczególnych przypadków. Nic nie pomoże przezorność i przenikliwość Pań i Panów Posłów i ich wysoki iloraz inteligencji bo życie i pomysłowość ludzka nie mają granic. Bo diabeł tkwi w szczegółach.

Dlatego tak niesłychanie ważny jest duch prawa. Duch czyli to co leży u podstawy każdej ustawy. Duch czyli cel dla którego to prawo powstaje.

Niestety w czasach zeskorupienia praktyki sądowej prymat nad duchem bierze litera prawa co jest znakomitą pożywką dla adwokatów ponieważ ducha prawa nie da się podzielić na dziesiątki proceduralnych i słownych elementów i żonglować nimi dowolnie w zależności od potrzeb, a z literą praw jest to możliwe.

 W salonie 24 przeczytałem artykuł o sprawie doktora G z którego dowiedziałem się że pozostawienie gazy w jamie serca pacjenta nie jest dla biegłego błędem lekarskim a jedynie brakiem staranności.

Jest to właśnie takie dzielenie włosa na czworo.

Nie jestem ani lekarzem, ani prawnikiem. W salonie jest wielu specjalistów w obu dziedzinach. Ja jedynie staram się myśleć prosto i logicznie.

Wiem że każda operacje jest szokiem dla organizmu, wiem że pacjent był bardzo słaby już po pierwszej operacji, wiem że pozostawienie gazy spowodowało konieczność dokonania drugiej operacji, wiem że pacjent zmarł. Być może zmarłby również gdyby lekarz nie zapomniał wyjąć tej nieszczęsnej gazy. Dlatego nie wiem czy lekarz był winien śmierci pacjenta ale wiem również że dokonując drugiej operacji osłabił pacjenta jeszcze bardziej czym moim zdaniem zmniejszył jego szanse na przeżycie. W jakim stopniu to już pozostawiam do rozstrzygnięcia biegłym i sądowi.

Nie mogę zatem zrozumieć decyzji o umorzeniu sprawy w tym aspekcie.

Zmarł pacjent któremu zaaplikowano niepotrzebną operację a sąd nie widzi potrzeby rozpatrzenia sprawy.

Tak jak wybuch sprawy doktora G. tak i umorzenie to moim zdaniem działania wyłącznie polityczne. 

O ile jak przypuszczam intencją poprzedniego ministra było pokazanie że ani korupcja ani błędy lekarski nie uchodzą na sucho, o tyle umorzenie sprawy to wyłącznie chęć dokopania poprzedniej ekipie. A ludzie biorą przykład.

W kwestii staranności, to przypomniała mi się pewna historyjka.

Miałem przed laty w erze samochodów gaźnikowych znakomitego mechanika, specjalistę od regulacji gaźników. Gaźnik ustawiał na ucho a ucho miał takie że gaźnik ustawiony przez niego i sprawdzony w Instytucie Techniki Samochodowej (nie jestem pewny czy dobrze pamiętam nazwę) okazywał się ustawiony lepiej niż przy pomocy przyrządów. Pan Jan Kowalski (imię i nazwisko autentyczne) był specjalistą wyuczonym przed wojną w tradycyjny rzemieślniczy sposób. Karierę zaczynał od sprzątania warsztatu, mycia samochodów, i biegania po piwo dla majstrów. Pan Jan opowiadał mi że jak już się dostąpił zaszczytu naprawiania silników miał taki oto przypadek. Robił remont główny silnika, starał się bardzo bo chciał pokazać że zasługuje na zaufanie jakim go obdarzono powierzając tak odpowiedzialne zadanie. Szlifował, pasował tłoki, panewki, no jednym słowem traktował pracę z pełnym poświęceniem. Niestety, podczas składania silnika do jednego z cylindrów coś mu wpadło, prawdopodobnie szmatka, czego on nie zauważył. Złożył silnik. Dumny oddał majstrowi. Majster klientowi wszystko było w porządku. Samochód bardzo szybko wrócił do naprawy z niewiadomych przyczyn. Po rozebraniu silnika wszystko wyszło na jaw. Klient niczego się nie dowiedział, ale remont został zrobiony na koszt Pana Jana.

 

Pan Jan prosty mechanik odpowiedział za swój brak staranności. Dr G. któremu powierzono życie pacjenta nie odpowiedział. I w ogóle co to jest brak staranności w przypadku kardiochirurga? Dla mnie brak staranności to założenie o jeden szew za mało w przypadku kiedy sztuka przewiduje siedem a lekarz robi sześć, i to pod warunkiem że to nie ma żadnego wpływu na zdrowie pacjenta a jedynie może powiedzmy, wydłużyć czas rekonwalescencji, ale nie pozostawienie obcego ciała w jamie serca skutkujące koniecznością kolejnej operacji.

P.S. Może Pan Jan poniósł konsekwencje swojej niestaranności ponieważ było to w czasach kiedy brak staranności był błędem, a litera prawa wyrazicielem ducha, jemu podporządkowana. Może w tamtych czasach dr. G również by poniósł odpowiedzialność.

Złote myśli takich różnych: „czasem mam ochotę powiedzieć prawdę, ale to zabrzmi dziwnie, w tej mojej funkcji mówienie prawdy nie jest cnotą, nie za to biorę pieniądze, i nie to powinienem tu robić” Donald Tusk, Przekrój nr 5/2005                                                                                                                                   “Główną motywacją mojej aktywności politycznej była potrzeba władzy i żądza popularności. Ta druga była nawet silniejsza od pierwszej, bo chyba jestem bardziej próżny, niż spragniony władzy. Nawet na pewno…” Donald Tusk Gazeta Wyborcza”, 15–16 października 2005                                                                            "Uważam, że PO to twór sztuczny i pełen hipokryzji. Oni nie mają właściwie żadnego programu. Nie wyrażają w żadnej trudnej sprawie zdania. Nie występują pod własnym szyldem, bo to ich zwalnia z potrzeby zajmowania stanowiska w trudnych sprawach. To jest oczywiście gra na bardzo krótką metę. Udają, że nie są partią, a nią są. Udają, że wprowadzają nową jakość, że są tam nowi ludzie. (...) O PiS nie chcę mówić. Tam są moi przyjaciele. (...) Samego PiS nie chcę oceniać, jest tam dużo wspaniałych ludzi." Stefan Niesiołowski - w wywiadzie "Naśladujmy Litwę", Życie 01.08.2001                                                                                   "Platforma jest przede wszystkim wielką mistyfikacją. (...) W istocie jest takim świecącym pudełkiem. Mamy do czynienia z elegancko opakowaną recydywą tymińszczyzny lub nowym wydaniem Polskiej Partii Przyjaciół Piwa, której kilku liderów znakomicie się odnalazło w PO." Stefan Niesiołowski - "Świecące pudełko", Gazeta Wyborcza 19.09.2001                                                                                                                                                                                                                         " PSL nie musi - PSL CHCE! Nie opuszcza się zwycięzcy - co najwyżej można się z nim targować i więcej uzyskać. A co ma PiS do zaoferowania PSL? Swoją nędzną koalicję z SLD? Odpowiedz sobie sama - czy lepiej dzielić łupy na trzy, czy na dwa?" - RR-K                                                                       .......................................................................................................................................................................................................................................................................        "Liberalizm to mamienie naiwnych - liberalizm dla wszystkich kończy się tam, gdzie zaczyna się interes ich narodu". Albert Einstein

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Polityka