28-ego lipca zmarła Kora. Wszyscy o tym wiemy aż nadto dobrze bo media nie pozwoliły nie zauważyć tego faktu. Nie będę się rozwodził nad jej talentem czy jego brakiem. Dzień później zmarł Tomasz Stańko. Dla mnie słuchającego od wczesnego dzieciństwa muzycznych audycji Willisa Conovera. W których prezentował wielkie big bandy, wielkich instrumentalistów i wielkich wokalistów, wybór między Korą a Stańką jest oczywisty. Lokalna piosenkarka rockowa o jakiejś mniej lub bardziej autentycznej osobowości i trębacz, kompozytor i indywidualność światowego formatu. Równy takim jak Miles Davis czy Dizzy Gilesbie.
Tymczasem media przez dwa tygodnie zasypywały nas informacjami o różnych życiowych przypadkach Kory. O tym co powiedziała, myślała, czy podobno czuła. Stańkę wspomniano na marginesie nieszczęścia jakim było dla świata odejście Kory.
Szkoda. Bo Stańko zasłużył na znacznie więcej naszej uwagi. No ale jak mawiał mój przyjaciel z zapadłej suwalskiej wsi "Nie to ładne co ładne tylko to co się komu podoba"
Komentarze