Wczoraj, korzystając z zamknięcia Krakowskiego Przedmieścia dla ruchu samochodowego podczas łykendów, pojeździłem sobie tam na rolkach. Dywagowałem sobie, dlaczego w świeżo położonym granitowym bruku są już spore dziury (choćby koło pomnika Mickiewicza), albo dlaczego cała połowa tej ulicy to klimaty kościelno- państwowe.
Żyjemy na ruinach państwa totalitarnego, tu i ówdzie podnoszącego swoją głowę. Krakowskie Przedmieście może być tego przykładem. Państwowe jest tu niemal wszystko, nawet nowiutka kawiarnia na skwerze Hoovera. Jest ona tylko wynajmowana podmiotom prywatnym. Państwowe lub komunalne są domy, w których miasto podnajmuje lokale. Jak choćby ostatnio kawiarnię „Nowy Świat” lewicowej „Krytyce Politycznej” za 49 PLN/m2 (12 PLN wg p. Figurskiej) miesięcznie, czyli za czynsz mniejszy o 0,8 do 1,4 mln PLN rocznie od czynszów rynkowych (obliczenia meharolnika, wg danych p. Figurskiej zapewne około 2-3 mln). Ich oferta wygrała wśród 15-tu innych.
Nieopodal mojego domu był sobie gej-pub, z tym że bardziej alternatywny i mniej epatujący seksem od innych tego typu instytucji. Mniej więcej taki że hetero bez obaw może tam pójść, plus oferował raczej alternatywną muzykę. Byłem tam parę lat temu nie wiedząc co to, i było normalnie poza tym że dwóch facetów tańczyło razem, co mnie początkowo trochę zdziwiło.
Tymczasem przyszły bardziej konserwatywne władze miasta, i przejąłwszy kontrolę nad budynkiem, wymówiły umowę temu klubowi. Brat mojego kumpla podobno przypiął się w jego obronie kajdankami do kaloryfera. Ów brat od roku mieszka w Paryżu. A ja wprowadziłem się już gdy jedyny klub offowy w okolicy był historią.
Mieszkam przy Starym Mieście. Tu wszędzie jest tak. Klimaty komunalno-państwowe. Do najbliższego nieco bardziej offowego klubu jest kilka kilometrów w każdą stronę. Zupełnie jak gdyby własność komunalna powodowała jakiś zanik ludzkiej radości. I powoduje. Mieszkańcy zwykle protestują przeciwko głośnemu sąsiedztwu, i w systemie etatystycznym lub korporacyjnym to oni wygrywają naciskając na posiadających władzę nad budynkami polityków. W ustroju liberalnym wygrywa to co jest bardziej opłacalne, czyli tańczenie i hałasowanie muzyką.
Dlaczego w Krakowie jest tyle imprez na starówce? Tyle muzyki, dziesiątki miejsc gdzie można tańczyć, a na starówce warszawskiej ja nie znam takiego miejsca? Tam domy są prywatne, tutaj- komunalne. Tutaj o czynszach decyduje miasto, a tam- rynek. W centrum Krakowa wolna ręka rynku nie zapomniała o rozrywkach i połamanej muzyce dla Fufu, w Warszawie fufowe gusty muzyczne spowodowałby najpewniej awarię słuchu u totalitarnych władz miejskich.
Mieszkanie w Babilonie jest przede wszystkim nudne. Nawet nie wiemy czy rząd jeszcze kontroluje aparat Państwa. Znajomy liberał w to wątpi. Sądzi że ci ludzie z Platformy po prostu polegli w zderzeniu z rozmiarami Babilonu, są może i na jego szczycie, ale są władni co najwyżej zmienić barwy flagi na wierzchołku, zaś sama maszyneria przerasta ich ogromem i stopniem skomplikowania. Babilon okazuje się iść własnym życiem, na które sterujący mają niewielki wpływ.
Przez moją dzielnię chodzę ze świadomością podróży przez macki państwa totalitarnego. Gdy mija sezon turystyczny, mający 55 lat na karku rynek staromiejski kompletnie pustoszeje już o 8-mej wieczorem. Wiatr przewiewa liście. Jest nieporównanie nudniej niż w zapadłych dziurach polskiej prowincji, gdzie choć w jednym miejscu coś gra i się dzieje. Tu- chłodnymi wieczorami nie dzieje się absolutnie nic.
A potem czytam w prasie że etatystyczna prezydent Warszawy ma na utrzymaniu największy w kraju folwark komunalnych firm…. Rozumiem, że kontrola nad autobusami jest potrzebna choćby po to by pilnować jakie plakaty się wywiesza w ich wnętrzu (odmawia się gejom czy nawet protestantom, jak w Trójmieście). Ale Różańcowa Dama kontroluje o wiele, wiele więcej...
Inne tematy w dziale Rozmaitości