Jutro odbędą się wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. Zmierzą się w nich: obecnie urzędujący prezydent Barack Obama (z ramienia Demokratów) oraz Mitt Romney, którego do walki o fotel prezydencki wystawili Republikanie. Mało jednak osób zdaje sobie sprawę, że wyborcy nie będą jutro głosować bezpośrednio na prezydenta, tylko na elektorów, którzy formalnie dopiero w grudniu wybiorą prezydenta USA.
W Stanach Zjednoczonych rola prezydenta jest nieporównanie większa niż w niejednym z europejskich krajów. To do prezydenta bowiem należy władza wykonawcza, to prezydent tworzy rząd i to on może wetować ustawy oraz nominować sędziów Sądu Najwyższego. W związku z tą niemałą odpowiedzialnością głowy państwa, wybory prezydenckie wzbudzają zainteresowanie nie tylko za wielką wodą, ale również w całej Europie. Niewiele osób jednak wie, w jaki dokładnie sposób wybierani są prezydenci.
Kto może kandydować?
Kandydować na prezydenta USA ma prawo każda osoba, która posiada obywatelstwo amerykańskie i nie jest obywatelem naturalizowanym. Poza tym musi mieć ukończone 35 lat, zamieszkiwać Stany Zjednoczone przez co najmniej 14 lat oraz posiadać pełnię praw publicznych. Ta sama osoba może sprawować urząd maksymalnie przez dwie czteroletnie kadencje.
Po pierwsze, prawybory
Pierwszym etapem ubiegania się o fotel prezydencki są prawybory. Odbywają się one na początku roku wyborczego i mają na celu wyłonienie z danej partii osoby, która ma największe szanse na zwycięstwo. Uczestniczą w nich kandydaci, którzy chcą ubiegać się o nominację danej partii, a z uwagi na prowadzone przez nich kampanie w poszczególnych stanach i sondaże mające ocenić ich szanse, można powiedzieć, że prawybory są sprawdzianem ich popularności.
Nominacja kandydatów
Kolejnym etapem po prawyborach jest nominacja kandydata przez daną partię polityczną. Takowe dokonywane są podczas konwencji krajowych dwóch głównych partii. Zarówno konwencja Demokratów, jak i konwencja Republikanów, odbywają się latem roku wyborczego. Z reguły nominowana jest osoba, która wygrała prawybory. Przy okazji nominacji wskazuje ona kandydata na wiceprezydenta. To niemal tak samo ważna decyzja jak nominacja kandydata na prezydenta. Dlaczego? Ponieważ kandydaci na wiceprezydenta stanowią najczęściej uzupełnienie dla kandydatów na prezydenta.
Przykładem niech będzie Barack Obama. Kiedy w 2008 roku ubiegał się o fotel prezydencki, miał zaledwie 47 lat. Wiele osób wyrzucało mu więc zbyt młody wiek i wiążący się z tym brak doświadczenia. Co zrobił Obama? Jako kandydata na wiceprezydenta wskazał 66-letniego wówczas Joe Bidena. Podobnie wygląda to w przypadku republikańskiego kandydata, Mitta Romneya. Z racji tego, że wiele osób wytyka mu jego 65 lat i brak charyzmy, ten w roli wiceprezydenta widzi o wiele młodszego od siebie 42-letniego Paula Ryana.
Kolegium Elektorów Stanów Zjednoczonych i wybór prezydenta
Kampanię wyborczą, której właściwa część rozpoczyna się dopiero we wrześniu, wieńczy głosowanie powszechne w listopadzie, a dokładnie w pierwszy wtorek po pierwszym poniedziałku tego miesiąca. Wyborcy nie głosują jednak wówczas bezpośrednio na prezydenta, tylko na elektorów. Jak to działa? Z każdego stanu pochodzi tylu elektorów, ilu ma on przedstawicieli w Kongresie. Zawsze jest ich przynajmniej trzech. Obywatele uprawnieni do głosowania decydują więc o tym, który z kandydatów otrzyma głosy elektorskie przypisane do poszczególnych stanów. W związku z tym, że każdy z elektorów ma obowiązek respektować zdanie wyborców, ich wybór zgadza się z preferencjami obywateli danego stanu. W ten sposób kształtuje się Kolegium Elektorów, które liczy 538 członków.
Właściwe wybory odbywają się dopiero w grudniu, a dokładnie w poniedziałek po drugiej środzie grudnia, kiedy elektorzy oddają swoje głosy, a wybory wygrywa ten kandydat, który uzyska większość bezwzględną, czyli zagłosuje na niego przynajmniej 270 elektorów. W praktyce zatem wyniki znane są już jesienią. Zgodnie bowiem z zasadą „zwycięzca bierze wszystko”, wszyscy elektorzy z danego stanu zobowiązani są oddać głosy na tego kandydata, który wygrał w ich stanie.
Zdarzają się wyjątki
Zdarzają się oczywiście "niewierni" elektorzy, którzy głosują inaczej, niż wynikałoby to z ich zobowiązania, ale stanowią oni margines, który może mieć znaczenie tylko wtedy, kiedy żaden z kandydatów nie uzyska znacznej przewagi. Zdarza się również, że więcej głosów elektorskich zdobywa kandydat, który uzyskał mniej głosów w wyborach powszechnych. Takim przypadkiem były wybory w 2000 roku, kiedy George W. Bush zdobył w wyborach bezpośrednich o blisko pół miliona głosów mniej niż jego konkurent Al Gore, ale za to zebrał więcej głosów elektorskich i to właśnie Bush objął wówczas urząd prezydencki.
Co natomiast w sytuacji, kiedy głosy rozłożą się po równo albo jest więcej niż dwóch kandydatów i żaden z nich nie uzyska większości bezwzględnej? Prezydenta wybiera wówczas Izba Reprezentantów spośród trzech kandydatów, którzy uzyskali najwięcej głosów elektorskich. W takim przypadku głosuje się stanami, przy quorum wynoszącym 2/3 stanów. Reprezentacja każdego z nich ma jeden głos, a wybór musi być dokonany większością ogólnej liczby stanów. Gdyby jednak i w tym przypadku wybór prezydenta się nie powiódł, jego obowiązki przejmuje wiceprezydent wybrany przez elektorów lub – w następnej kolejności – przez Senat.
Prezydent formalnie obejmuje urząd 20 stycznia w południe, kiedy to przejmuje obowiązki od swojego poprzednika i wprowadza się do Białego Domu.
Łukasz Mróz
Inne tematy w dziale Polityka