Renata Rudecka-Kalinowska Renata Rudecka-Kalinowska
167
BLOG

A kiedy już nadejdą dni...

Renata Rudecka-Kalinowska Renata Rudecka-Kalinowska Polityka Obserwuj notkę 171

Radosław Sikorski, nietuzinkowy polityk, człowiek z ładną przeszłością opozycyjną, świetnym wykształceniem, doskonale przebiegającą karierą polityczną, z nazwiskiem już znanym na świecie, katolik, mąż doskonałej, mającej uznanie mediów dziennikarki amerykańskiej pochodzenia żydowskiego, z którą i dwoma synami tworzy od dwudziestu pięciu lat wzorową, patriotyczną, polską rodzinę, kandydat na kandydata na urząd Prezydenta RP w prawyborach Platformy Obywatelskiej – dzisiaj w swoich rodzinnych stronach, w Bydgoszczy rozpoczął kampanię wyborczą.

Promieniujący uśmiechem, młody mężczyzna, świadom własnych słów i odpowiedzialności, jaką gotów jest przyjąć – zwracał się do ludzi znających i jego samego i jego rodzinę o poparcie.

Poparcie jego osobistych aspiracji ale i aspiracji młodej Polski, Polski nowoczesnej, niebiednej, otwartej na świat, zakorzenionej w przeszłości, ale zmierzającej w dobrym kierunku, rozwijającej się, mającej dobre kontakty ze światem, Polski takiej, o jakiej marzyli Polacy w latach PRL, Polski – państwa prawdziwie europejskiego.

Patrzyłam na reportaż z uroczystości i tak sobie myślałam o tym, kto mógłby zatrzymać tego młodego, doskonale się prezentującego człowieka, to dziecko szczęścia, gdy przyjrzeć się jego, jakby palcem Boga tkniętym, życiorysowi i karierze – w jego drodze po sukces dla polityka największy?

Przecież nie Lech Kaczyński.

Zaprzeczenie powagi i majestatu urzędu, jaki pełni. Brat człowieka, którym de facto bardziej jest prezydentem niż on sam. Nie Lech Kaczyński, który w Polakach budzi uczucia, które z dumą narodową nic wspólnego nie mają. Który za własną przyczyną jest obiektem kpin, żartów, politowania i w świadomości narodowej kojarzy się tragikomicznie. Przy ogromnej niechęci społecznej jaką „cieszą się” obaj bracia Kaczyńscy plasując się na pierwszych miejscach niechlubnych rankingów braku zaufania – nawet owe „haki” i insynuacje, jakimi Kaczyńscy się posłużyli – wydają się mieć walor odwrotny od zamierzonego i działają na korzyść Sikorskiego. Jego bowiem stawiają rodacy na czele rankingów: „Komu z polityków ufasz najbardziej”.

A zatem, tak sobie myślę, kiedy nadejdą dni...

Nie, to się jeszcze nie stanie 6 marca, kiedy to na Zjeździe PiS zostanie oficjalnie zaaprobowana kandydatura „najlepszego z nas” Lecha Kaczyńskiego na Prezydenta RP. Ta aprobata i służący jej Zjazd są potrzebne do umocnienia pozycji Jarosława Kaczyńskiego. Do podniesienia prestiżu i znaczenia nazwiska Kaczyński. Do lepszego panowania nad partią. Do wskazania buntującym się członkom ich miejsca w szeregu i szans na miejsca na listach wyborczych do samorządu i parlamentu. Do pokazania swojemu elektoratowi, że nadal jesteśmy zwarci, silni i gotowi.

Oficjalne zgłoszenia kandydatów do Państwowej Komisji Wyborczej nastąpią w maju.

I wtedy przyjdzie dla zwolenników PiS czas na zaskoczenie, smutek i radość.

Smutek – bo Lech Kaczyński wycofa się ze względu na stan zdrowia.

Zaskoczenie – bo pojawi się kandydat, o którym dotąd nie mówiono.

Radość – bo będzie to kandydat godny przeciwstawienia go Sikorskiemu.

Kandydat, który w grudniu ubiegłego roku tak pisał:

Polska polityka utknęła w martwym punkcie i nie trzeba być politologiem by to dostrzec. Przywództwo rozumiane jako dostrzeganie wyzwań i ich rozwiązywanie w interesie wspólnoty zakończyło się wraz z wejściem Polski do UE, kiedy klasie politycznej udało się załatwić ostatni szeroko akceptowany cel jaki postawiliśmy sobie po upadku komunistycznej dyktatury.”

I dodawał:

Doświadczenie historyczne uczy, że dopóty, dopóki wspomniane wyżej wyzwania cywilizacyjne nie postawią obecnego establishmentu przed przysłowiową ścianą, spod której będzie już tylko ucieczka w jednym kierunku – na polityczną emeryturę.”

Kandydat, którego aktywność nienachalnie, tak, jakby bokiem – ale stale rośnie. Na tyle, że stała się zauważalna. Człowiek , którego porównanie z Sikorskim nie przynosiłoby rumieńców wstydu zwolennikom PiS – a wręcz przeciwnie mogłoby niewątpliwie być powodem do dumy.

O kim pomyśleliście? No przyznajcie się – o Migalskim, prawda?

Nie. To nie Marka Migalskiego mam na myśli, snując te może przedwczesne rozważania.

Przecież nie mam na myśli typowo pisowskiej hucpy.

I zważcie, że ten tekst piszę z wielką życzliwością dla partii o nazwie „Prawo i Sprawiedliwość”, w której mam wszak sporo przyjaciół – więc moje sugestie idą w kierunku rzeczywistych korzyści, jakie PiS mógłby odnieść, gdyby kandydatem na urząd Prezydenta RP desygnowanym przez PiS został ….prof. dr hab. Antoni Dudek.

Czyż nie piękna byłaby walka wyborcza między takimi kandydatami?

Czyż obaj nie daliby nam poczucia satysfakcji i dumy?

Co Wy na to?

Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska   Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/     "Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi". /Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/   &amp

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (171)

Inne tematy w dziale Polityka