Renata Rudecka-Kalinowska Renata Rudecka-Kalinowska
96
BLOG

Czas na media

Renata Rudecka-Kalinowska Renata Rudecka-Kalinowska Polityka Obserwuj notkę 117

 

Tak sobie leniwie chodząc po blogach, gdzieniegdzie trochę komentując, gdzieniegdzie wyzwalając emocje moich ..hm.. nazwijmy ich rozmówcami, bawiąc się doskonale – natknęłam się w kilku miejscach na dyskusje o mediach.

Kilka refleksjii....

Sojusz medialny SLD-PiS ( kolejność nieprzypadkowa, zważywszy fakt, kto rozdaje karty, a kto chciał je rozdawać) powołany został w jednym, jedynym celu: reelekcji Lecha Kaczyńskiego. To znaczy, ma pomóc w medialnej kampanii brata Jarosława Kaczyńskiego - w zamian niech SLD wywali kogo chce, puszcza, jakie chce filmy, niech znów promuje Klosa, Czterech Pancernych z psem lub bez psa. Byle tylko I program TVP był w pisowskich łapkach a pracujący tam „dziennikarze'” karnie wykonywali polecenia czołowego „ideologa PiS”, pamiętnego z korumpowania Renaty Beger pieniędzmi sejmowymi – Adama Lipińskiego. Onże wypracował przecież z Robertem Kwiatkowskim w długich „nocnych Polaków rozmowach” ów sojusz swoich ze swoimi.

Pomińmy przyszłość parlamentarną i zdolność koalicyjną obu ugrupowań, ograniczoną wzajemnie do siebie – bo i tak żadne z nich nie jest w stanie wygrać wyborów parlamentarnych, ani też zusammen do kupy nie będą moggły stworzyć rządu.

Ale oba ugrupowania mają media. Publiczne, te których zasięg obejmuje całą Polskę.

Wyrzucenie Anity Gargas. Rozróba z Wildsteinem. To dopiero wstęp do tego, czego moglibyśmy być świadkami – ceny, jaką Kaczyńscy są gotowi płacić SLD za trwanie obecnego układu sił w mediach. Taka powtórka z brudnej koalicji: Lepper-Kaczyński-Giertych, z której nawiasem mówiąc najmniej upaskudzony wyszedł Giertych.

Moglibyśmy być świadkami – ale nie będziemy, albo przynajmniej nie w takim wymiarze, jak moglibyśmy. Dlaczego? Powoli. Będzie o tym pod koniec tych moich refleksji.

Czytam więc sobie te rozważania o misji TVP i Polskiego Radia – i pytam: a co tą misją jest? I czy kiedykolwiek jakakolwiek misja, poza działaniem na korzyść władających mediami partyjnych klik, miała miejsce?

Pani Janina Jankowska oburza się z wdziękiem na działania SLD – ale to ona, do cholery, jest w Radzie Programowej TVP. Jankowska powiada, że „nic nie może”. Ale za to NIC bierze przecież bardzo duże pieniądze. Więc po co nam ta Rada utrzymywana za nasze pieniądze – by oglądać Klosa i psa na przemian z kretyńskimi serialami?

Te ostatnie wprawdzie zachwycają Krzysztofa Kłopotowskiego, który uważa, że przekazują one wiedzę o naszej rzeczywistości. Nie wiem czy współczuć Kłopotowskiemu, że widzi polską rzeczywistość taką, jak w serialach, czy też uznać, że jest cynicznym facetem, któremu marzą się własne programy ( jak onegdaj bywało) w TVP i zazdrości nieco Wildsteinowi dochodów, nawet jeśli  Wildstein ma kontrakt tylko na cztery a nie na czterdzieści programów.

Takich nadziei na załapanie się w TVP – widać w tekstach publicystów zajmujących się mediami i polityką (tak, tak, a może przede wszystkim polityką) znacznie więcej.

No, jeden Semka jest ponadto. Ale on akurat jakoś w PiS szczególnego brania nie ma.

Ale drobiazg dziennikarski i owszem liczy na jakiś okruch z pańskiego stołu.

Gdzieś tam widzę, jak bojowniczka o wolność słowa, nawet odznaczona za ten heroizm – dziś tchórzliwie zamykająca dostęp do komentowania swoich tekstów ludziom, których prawdy się boi jak diabeł święconej wody – Teresa Bochwic – ostro przywołuje do porządku krytykujących obecny stan rzeczy. Bochwic jest członkiem kolejnego ciała, które pozostaje na naszym utrzymaniu i też „nic nie może” - czyli Rady Etyki Mediów. Biedne te media. Ale jeszcze biedniejsza ich etyka, jeśli ma takich strażników.

Darmozjadów zatrudnionych w mediach i dojących je niemiłosiernie jest całkiem pokaźna liczba.

Od przeróżnych rad poczynając, poprzez rozbuchaną administrację, dziennikarzy o lepszych a głównie gorszych umiejętnościach aż po twórców, którym żadna prywatna instytucja nie proponuje lukratywnych kontraktów, a przyzwyczaić się zdążyli, że fajnie a nawet bardzo fajnie i zupełnie niezobowiązująco żyje się za państwowe.

Cala ta ferajna wszczęła alarm, wymyślając przeróżne sposoby na wydojenie nas, obywateli – wyłącznie po to by zastąpić wpływy z abonamentu, które im uciekły, innym abonamentem – tyle, że abonamentem nie ma się nazywać.

Czują pismo nosem. Wiedzą, że nie da się tego molocha utrzymać bez znacznego odchudzenia. Bez sprowadzenia go do wymiaru telewizji i stacji radiowych – prywatnych, żyjących, dodajmy: nieźle żyjących, z reklam. Wprawdzie i tak media publiczne mają lepszą sytuację niż media prywatne, bo jest zapewnienie, że z państwowej kasy nadal coś, całkiem spore coś , kapnie – ale będzie podlegać drobiazgowej kontroli ministra skarbu – nie to, co pozostający praktycznie niemożliwym do rzetelnego rozliczenia abonament.

Wiec grunt pod nogami się pali – no bo na zdrowy rozum rzecz biorąc – kogo pozbędą się w pierwszej kolejności? Przecież nie rzeczywistych realizatorów programów. Nie, nie programów misyjnych. Dajmy sobie spokój z tym bredzeniem o misji. To tylko zasłona dymna darmozjadów medialnych. Chodzi o realizatorów programów, których oglądalność będzie dostatecznie duża i przyniesie wymierne korzyści. Ludzi, którzy i radio i telewizję robią.

Koniec z niebotycznymi kontraktami i jeszcze bardziej niebotycznymi odprawami, które zapewniały sobie i tylko sobie w mediach rządy brudnej koalicji,a które kontynuował jeden z prezesów z ich nadania, chociaż pod koniec sprzeniewierzył się swoim pryncypałom i wypowiedział im posłuszeństwo.

No i płaczą i kombinują, jak by tu znaleźć sposób, by jednak dalej móc pożywiać się przy pańskim stole prezesa Orła i innych prezesów, których nazwiska „nic panu nie powiedzą”, więc nie zaprzątajmy sobie nimi głowy.

Zabawnie się o tym czyta. Jeszcze zabawniej obserwuje się walkę nadziei z solidarnością nie tyle zawodową ile polityczną. Kiedy widać do czego są zdolni ludzie, byle tylko zrealizować swoje prywatne, osobiste cele. Kiedy na wsparcie Kaczyńskich i ich wdzięczność za lata wiernej służby nawet profesor Zybertowicz dziś już liczyć nie może.( Za dużo ostatnio przegrywa procesów i stał się pewnego rodzaju ciężarem – przecież za niego nikt tych zasądzonych odszkodowań, nawiązek itp. płacić nie będzie).

Na dodatek w marcu zakończy się teatrzyk platformiany pod nazwą „Prawybory” - i nawet nadzieje na rozpad Platformy, jakie obecnie są nieustającym tematem pisowsko-eseldowskich niezależnych dziennikarzy – szlag trafi.

Święta. Prawybory. I tak minie marzec.

Na maj przewidziane jest zgłaszanie kandydatów do PKW. Oficjalne rozpoczęcie kampanii wyborczej.

A w kwietniu?

A w kwietniu czas na media.

Rozpoczęcie procedury ustanawiania komisarzy rządowych .Tak by przejęli media najdalej pod koniec lata.

Powodów jak najbardziej racjonalnych nie brak.

Możliwości skutecznej reorganizacji mediów w obecnym układzie sił i przy obecnych Kaczyńsko-Napieralskich władzach w mediach - brak.

Grzechem zatem nie do wybaczenia byłoby, gdyby Platforma Obywatelska pozwoliła na dalszy ciąg tej eseldowsko-pisowskiej hucpy, czyli za nasze, publiczne pieniądze robienia sobie i tylko sobie dobrze.

Trzeba zabrać zabawki baronom medialnym panie ministrze skarbu – bo brzydko się bawią.

I bardzo kosztownie.

Czas na media!

Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska   Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/     "Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi". /Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/   &amp

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (117)

Inne tematy w dziale Polityka