Gdyby zapytać Wikipedię o „arabską wiosnę” to moglibyśmy przeczytać co następuje:
Arabska wiosna: ”protesty w krajach arabskich 2010-2012 [cut] masowe protesty o charakterze politycznym, społecznym i gospodarczym, [cut] Przyczyną ich wybuchu było niezadowolenie obywateli z warunków życiowych, bezrobocie, rosnące ceny żywności, a także korupcja i nepotyzm władz oraz ograniczanie swobód obywatelskich przez autokratyczne reżimy.
W podobny sposób wygląda narracja mainstreamowych mediów zachodniego świata. Oto zdesperowani ludzie ruszyli przeciwko tyranom. Sprawa jest słuszna, gniew ludzi zasadny, a idee ich są czyste. Ot, spontaniczny wybuch społecznego niezadowolenia.
Czy jednak możemy w to wierzyć?
Cofnijmy się do roku 2007. W tym to roku Wesley Clark, czterogwiazdkowy amerykański generał w stanie spoczynku, kilka razy, przy różnych okazjach, opowiadał 1,2 o wydarzeniach jakie miały miejsce sześć lat wcześniej, w roku 2001, tuż po zamachach na WTC.
Już w około dziesięć dni po ataku na WTC jeden z obecnych w Pentagonie generałów poinformował Clarka, że zapadła decyzja o inwazji wojsk USA na Irak. Następnie, ledwie kilka tygodni później, ten sam człowiek dorzucił kolejną ciekawostkę: postanowiono rozszerzyć działania, tak, by w ciągu następnych pięciu lat obalić rządy (org. "take out") kolejnych państw: Egiptu, Libii, Syrii, Libanu, Sudanu, Somalii, a w końcu także Iranu. Wszystkie te decyzje zapadły najpóźniej w kilka tygodni po zamachach w Nowym Jorku. Choć równie dobrze mogły być przygotowywane wiele lat wcześniej.
Fakt, że były wysokiej rangi wojskowy ujawnia takie szczegóły jest dość niecodzienny. Jednak 2007 roku mogło się wydawać, że polityczno-militarne plany USA z roku 2001 zostały zmodyfikowane lub całkowicie zawieszone na kołku. Owszem, wciąż trwały amerykańskie działania w Afganistanie i Iraku, ale nic nie zapowiadało operacji w pozostałych państwach. Poza tym upłynęło już pięć lat, jakie pierwotnie dawali sobie amerykańscy planiści, więc Clark mógł uznać, że to, co nie wydarzyło się do tej pory, już się nie wydarzy.
Minęło jednak kolejnych kilka lat. W końcówce roku 2010 rozpoczęła się fala arabskich rewolucji, która trwa po dziś dzień. Chaos panujący w Egipcie, Libii czy Syrii długo jeszcze nie zostanie opanowany. Czy więc rzeczywiście mamy do czynienia ze spontanicznymi wybuchami niezadowolenia pośród lokalnych społeczeństw, czy też prawdziwy generator arabskich rewolucji znajduje się w Pentagonie?
A jeśli byłaby to amerykańska gra, to czy jej finał, w postaci prób destabilizacj lub wręcz ataku na Iran, także pozostał aktualny? W końcu kampania medialna przeciwko Iranowi trwa już ładych parę lat, więc ktoś w USA może uznać, że zostaliśmy już wystarczająco "urobieni".
1.Wersja spolszczona:http://youtu.be/FNQiL-TPobM
2. Podobna wypowiedź przy innej okazji (ang). http://youtu.be/MMAONc7GeIc