Osiągnąłem stopę życiową, którą mógłbym nazwać całkiem przyzwoitą. Nie jeżdżę już 20-letnim rozklekotanym BMW. Już wcześniej wiedziałem, że to będzie jeden z etapów, po którym przyjdzie pora na następne; ale myślałem, że trochę zwolnię i się na nim zatrzymam przez dłuższy okres, bo ja wiem: na dekadę, pół dekady? Jednak dziś zaledwie po roku już zaczynam odczuwać swoistą ,,ciasnotę'', oraz chęć na coś więcej. Obecny etap zaczyna dla mnie już być powoli ,,klaustrofobiczny'' i być może wytrzymam jeszcze kilka miesięcy, może z kolejny rok, ale dłużej? Coś mi się niezbyt to widzi.
Czy jestem typem ryzykanta? Nie za bardzo. Wiem, kiedy mogę sobie pozwolić na więcej, kiedy nie. A każdą ważniejszą decyzję analizuję, pod kilkoma kątami. To może zjada mnie chciwość? Nie, a przynajmniej mam nadzieję, że nie. Czy to gorzej mi się powodziło, czy jak teraz lepiej, zawsze szanowałem każdy ciężko zarobiony grosz. Zachłanność? Wątpię, skoro zacząłem oddawać 10-tą część zarobków na cele stricte charytatywne.
Podejrzewam, że kieruje mną przede wszystkim ciekawość. Ciekawość tego ile jestem w stanie wyciągnąć. Ciekawość na ile będę w stanie zmienić świat, czy raczej jakąś jego część. Ciekawość jaki mogę mieć wpływ na przyczynienie się ze swojej strony do czegoś dobrego. A stety, niestety, ale do mocniejszego podziałania w czymkolwiek przyda się zastrzyk zielonych.
Inne tematy w dziale Rozmaitości