W sumie niewielki problem w Szczecinie ochrzczony przez media i władze wielką klęską żywiołową, dzięki niekompetencji władz oraz służ przeistoczył się w wielki kryzys.
Złożyło się tak, że w kryzysie uczestniczyłem bezpośrednio. Dzień jaki zdarza się dwa razy do roku, wstaję - prądu brak. Więc początek dnia bez ciepłej wody i prądu, ale to nic strasznego. Wychodzę z domu i tutaj już widać paraliż. Nie jest tak jak władze usilnie próbują przekazać, że policja, straż i inne służby wypełniły swoje obowiązki. Muszę na wstępie powiedzieć, że awaria nastąpiła o 3:30 w nocy. Jadąc samochodem o 7:30 przez centrum nie natknąłem się na światła ani na policję kierującą ruchem. Po 4 godzinach więc nie było na ulicach ani śladu rzekomych służ, łagodzących skutki kryzysu. Natomiast powstało już centrum kryzysowe - jak dla mnie prędkość pojawienia się policji oraz centrum powinny być odwrotne. Pierw działania oddolne, potem centralne.
Oczywiście tramwaje, czyli główna komunikacja miejska, nie działały. Zamiast nich zostały wysłany autobusy zastępcze, kursujące średnio co 3-4 tramwaje z rozpiski, normalne autobusy zamiast co 5 minut pojawiały się raz na pół godziny i stały generalnie w gigantycznych korkach - kolejny raz ujawnił się brak kierowania ruchem. Na ulicach panowała wolna amerykanka, pas z teoretycznym pierwszeństwem stał, jechał ten z ulicy podporządkowanej i nie sposób było ich zatrzymać. Odśnieżania oczywiście nie było. Tylko główna arteria miejska była odśnieżona celowo - czystość reszty głównych ulic była skutkiem nadmiernego ruchu. Sklepy o dziwo działały, bez kas fiskalnych bez niczego. W szpitalu MSWiA odwołano dosłownie wszystko, powód - brak agregatu prądotwórczego.
No i na koniec podłączenie prądu. Z niewiadomych powodów trwało ono 5-6 godzin. Musieli podłączyć jeden kabel [tak przynajmniej twierdził sztab kryzysowy], a następnie włączać stopniowo kolejnym dzielnicom. A radio kłamało. O godzinie 13 podało, że prąd ma 60% miasta, o 14 - prąd ma 10% miasta, zaś o 15 - prąd niedługo zacznie być przywracany.
Tymi słowami kończę radosną relację ze Szczecina spowodowaną nagłym przypływem prądu.
