We wczorajszym wydaniu Salonu24, redaktor "Tygodnika Wprost" - Tomasz Terlikowski - zamieścił publikację pod tytułem "Credo niedowiarka". Feruje on w niej pogląd, iż powstanie wspólnego europejskiego państwa - niezależnie od jego instytucjonalnej formuły - nie jest historyczną koniecznością. (...) "Otóż nie wierzę w Unię Europejską. Nie wierzę, by jej obecny kształt (ale także każdy inny) był historyczną koniecznością, nie wierzę w to, że rzeczywiście zmieni ona świat i wpłynie na kształt dziejów" (...) - pisze Terlikowski. Taka konstatacja rzeczywistości, to jednak ogromna poznawcza ignorancja realnych faktów, dyktujących warunki we współczesnym świecie.
Integracja polityczna nie stanowi wcale - jak się powszechnie uznaje - wymysłu kilku nadgorliwych urzędników zasiadających w Brukseli i dążących do rozbudowania swoich własnych wpływów, lecz jest jedyną możliwą reakcją na nieodzowne procesy oraz zjawiska zachodzące na przestrzeni dziejów, a finalizujące swój bieg na przełomie XX i XXI wieku. Od razu jednak neleży wyraźnie dodać, iż jest to "reakcja ratunkowa". Nie wynika ona z luksusu, komfortu czy kaprysu elit, tylko dramatycznej wręcz konieczności. Z tej perspektywy Unia Europejska - abstrahując od jej ostatecznej instytucjonalnej konwencji - jest nieodzownym politycznym projektem, determinowanym przez procesy o potężnym globalnym charakterze i nową rzeczywistość społeczno-ekonomiczną. Wcześniej podobną drogą poszły Stany Zjednoczone Ameryki Północnej i nie żałują.
Znany polski socjolog - Zygmunt Bauman - w swej książce pod tytułem "Globalizacja" stawia słuszny wniosek, że choć w rzeczywistości poszczególne wymiary społeczne, ekonomiczne, kulturowe, czy polityczne się na wzajem przenikają, to gdyby je jednak dla celów czysto analitycznych wyodrębnić, to mamy współcześnie do czynienia ze światem zjednoczonym na płaszczyźnie ekonomicznej i jednocześnie podzielonym na płaszczyźnie politycznej. Jest to punkt wyjścia do całej dyskusji na temat Unii Europejskiej oraz jedno z najważniejszych kryteriów w ocenianiu dzisiejszego stanu rzeczy.
Otóż jeżeli świat jest faktycznie zintegrowany w dziedzinie ekonomii, to wszelkie kryzysy, krachy, czy inne regresje posiadają ponadkontynentalny charakter, tymczasem wymiar polityczny tkwi w rozdrobnieniu i nie posiada zinstytucjonalizowanych, globalnych instrumentów, aby te kryzysy skutecznie okiełznać. Inaczej mówiąc ekonomia jest dziś globalna, a polityka niestety nadal lokalna. Dalsze utrzymywanie tej nieadekwatności mogłoby doprowadzić do powszechnej zagłady.
Gospodarcze powiązanie, a także współzależność poszczególnych krajów powoduje, że jakiekolwiek ekonomiczne wachnięcie, mające miejsce w jednej części świata, przenosi się natychmiast na drugą. Współczesne kryzysy wiernie przypominają trzęsienia ziemi i posiadają nature żywiołu. Finansowa giełda, niczym sejsmograf antycypuje siłę oraz intensywność drgań, które z szybkością światła rozchodzą się po informatycznej sieci. Wybucha gwałtowna panika, lecz prawdziwy kataklizm nadchodzi dopiero później.
Zatomizowany polityczny świat z taką rzeczywistością sobie na pewno nie poradzi. Nie okiełzna ekonomicznego żywiołu! Pojedyńcze organizmy poszczególnych państw będą sromotnie przegrywać walkę z gospodarczymi zagrożeniami. Brak wspólnej polityki, jak również jednolitych programów zacznie powodować głęboką destabilizację, a przede wszystkim nie pozwoli na wprowadzenie skoordynowanych mechanizmów zapobiegawczych. W efekcie może dojść do ogromnego zachwiania równowagi i sytuacji w której jedna gospodarka zacznie szkodzić drugiej, a recesja przestanie uznawać jakiekolwiek granice. Przewagę osiągną różnego rodzaju międzynarodowe koncerny oraz ponadnarodowe mafie, posiadające instrumenty do skoordynowanego działania na wielkich przestrzeniach, zaś monetarna różnorodność oraz brak jednolitej polityki finansowej, otworzy pole dla wyniszczających konkretne gospodarki działań spekulacyjnych - jeszcze na o wile większą skalę, niż to miało miejsce dotychczas. Dlatego konieczne jest jedno kontynentalne super państwo i jedna wspólna polityka.
Redaktor Terlikowski pisze w swojej publikacji, iż (...) "wiara w to, że UE zapewni nam bezpieczeństwo przypomina mi niestety wiarę naszych przodków w to, że Wielka Brytania i Francja zapewnią nam bezpieczeństwo w roku 1939" (...)Taki sposób rozumienia bezpieczeństwa, jaki zaprezentował autor jest jednak dalece anachroniczny. Największe, bowiem zagrożenie suwerenności ma współcześnie charakter nie militarny, lecz ekonomiczny. W o wiele większym stopniu powinniśmy obawiać się - nie inwazji ze strony sąsiednich państw, a różnego rodzaju międzynarodowych korporacji gospodarczych i innych patologicznych organizacji o przestępczej proweniencji. Spekulacyjne poczynania finansowe mogą doprowadzić do zrujnowania naszej ojczystej waluty, jak również zburzyć fundamenty systemu monetarnego. Sami się przed tymi zagrożeniami nie jesteśmy w stanie obronić, dlatego musimy partycypować w szerszym organiźmie państwowym, który posiada zinstytucjonalizowane instrumenty oraz mechanizmy wspólnego działania. Obecnie bytem takim jest Unia Europejska, a kwestią do dyskusji może być, co najwyżej jej ustrojowa formuła oraz poziom, a także głębokość zjednoczenia. Sama zaś integracja polityczna nie podlega wątpliwości, gdyż jest ona konieczna i nieodwołalna.
Proces tworzenia jednolitych instytucjonalnie kontynentalnych państw jest konsekwencją ogromnego rozwoju środków transportu, jak również komunikacji do jakiego doszło na przestrzeni XX wieku. Postępująca globalizacja doprowadziła do powstania jednego światowego rynku oraz wspólnej gospodarki. W ślad za tym dochodzi do coraz większej dyfuzji oraz homogenizacji kultury. W obrębie dotychczasowych, tradycyjnych państw dochodzi do tworzenia się pluralistycznych społeczeństw będących efektem, a jednocześnie sumą różnego rodzaju migracji społeczności narodowych oraz grup i środowisk etnicznych, co jest umożliwiane przez gwałtowny postęp techniczny. Z istnieniem takich właśnie pluralistycznych, a także ponadnarodowych tworów społecznych mamy już od kilku dziesięcioleci do czynienia we Francji oraz Wielkiej Brytanii, a ostatnio również z coraz większą siłą w Niemczech. Proces ten będzie się, w naturalny sposób dynamizował oraz rozszerzał. Takie są po prostu znaki czasu!
Pojęcie narodu będzie, w coraz większym stopniu zastępowane przez pojęcie społeczeństwa. W obrębie Europy na podstawie wspólnego rynku, wymiany handlowej, swobodnej komunikacji, wzajemnych kontaktów, migracji, turystyki, przenikania kultur - zacznie się formować wspólne, aczkolwiek pluralistyczne europejskie społeczeństwo. Dlatego polityka nie może wobec takich faktów pozostawać obojętna i musi znaleźć na nie koncepcyjną odpowiedź. Integracja polityczna, a przede wszystkim tworzenie wspólnego europejskiego państwa jest tylko racjonalnym konstatowaniem otaczającej nas rzeczywistości, a także próbom instytucjonalnego uporządkowania społeczno-ekonomicznej płszczyzny.
Na przełomie XX i XXI wieku dochodzi do przewartościowania takich kategorii znaczeniowych, jak suwerenność, niepodległość, czy narodowe bezpieczeństwo. Zmienia się również skala, natura oraz charakter zagrożeń. Współcześnie największe niebezpieczeństwo płynie ze strony ekonomii, a tu najskuteczniej może nas obronić partycypowanie we wspólnym organiźmie państwowym o kontynentalnym wymiarze. Dlatego budowanie czegoś zbliżonego do Unii Europejskiej jest konieczne. Fakt ten wymusza błyskawicznie postępujący proces globalizacji.
Wiara zatem redaktora Terlikowskiego (a właściwie jej brak) jest oparta nie na solidnych - jak on sam twierdzi - lecz bardzo kruchych oraz irracjonalnych podstawach. Jako jedyny wspólnotowy projekt europejski zbudowany bez przymusu, postrzega on najwyraźniej światopogląd chrześcijański stworzony przez Kościół katolicki, zapominając jednak o wyprawach krzyżowych, paleniu ludzi na stosie i działalności świętej inkwizycji.
Romano Manka-Wlodarczyk
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości