Kurier z Munster Kurier z Munster
319
BLOG

Decentralizacja scentralizowana…

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 20

              Wbrew pozorom Państwo polskie nie zostało zdecentralizowane. Mamy do czynienia ze zjawiskiem, które można określić mianem – decentralizacji partyjnie scentralizowanej. Centralistyczna jest, bowiem przede wszystkim przestrzeń życia publicznego, bo scentralizowane są instytucje dokonujące selekcji politycznych elit oraz rekrutacji kadr urzędniczych, a więc partie polityczne. Pociąga to za sobą centralistyczny sposób myślenia i działania, oparty na partykularyzmie, a także patologicznej lojalności wobec mocno zhierarchizowanych struktur partyjnych. 

 

Dochodzi nawet do takich skrajnie patologicznych paradoksów, że w Urzędzie Miasta Stołecznego Warszawy zatrudniali byli masowo ludzie spoza Warszawy z nadania PiS-u. Później taki urzędnik jest w pierwszej kolejności za „polityczny desant” do struktur administracyjno-samorządowych wdzięczny przede wszystkim znajdującemu się na określonym poziomie hierarchii danego ugrupowania – centralnemu partyjnemu liderowi i wobec niego lojalny

 

Dopełnieniem nowoczesnej demokracji powinno być społeczeństwo obywatelskie, a zatem taki oto model wspólnoty, w którym dominuje samorządność, oddolne inicjatywy oraz zasada subsydiarności. Określony szczebel władzy powinien realizować tylko te zadania i funkcje, które nie mogą być podejmowane na szczeblu niższym, bądź też przez same jednostki działające w ramach społeczeństwa. Głosi to mniej więcej zgodnie liberalizm oraz katolicka nauka społeczna. Czyli system podejmowania decyzji powinien być w miarę możliwości zdecentralizowany. Wszak to właśnie na dole najlepiej wiedzą, co jest im potrzebne, czego chcą i jak najefektywniej rozwiązać dane problemy. Niestety w Polsce tak nie jest. Przestrzeń aktywności publicznej została scentralizowana i zawłaszczona przez poszczególne, scentralizowane partie polityczne.

Podstawową bolączką polskiej demokracji, nieprzerwanie już od dwudziestu lat – jest barak partycypacji ze strony obywateli. Brak społecznej aktywności. Powszechna bierność, czasami nawet pacyfizm, inercja. Socjologowie zastanawiają się, w różnego rodzaju naukowych rozważaniach – dlaczego tak się dzieje? Tymczasem odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Bo społeczeństwo ma świadomość, iż tak naprawdę niewiele od niego zależy. Ma świadomość pewnego rodzaju wyobcowania procesu decyzyjnego, a więc również i w konsekwencji alienacji Państwa. Centralizm zawsze, bowiem prowadzi do alienacji. Alienacja Państwa w Polsce jest zjawiskiem, po trosze wynikającym z przesłanek historycznych, realizowanej przez całe lata koncepcji Państwa narzuconego, ale też po trosze z determinant aktualnych, obiektywnych, bezpośrednich. Swoją drogą współczesne Państwo polskie jest również w dużej mierze narzucone, gdyż centralistyczny sposób podejmowania decyzji w praktyce narzuca – takie a nie inne warunki życia…

Jeżeli o tym, kto ma być prezydentem Warszawy, Gdańska, Szczecina, Katowic, ale także i wielu innych pomniejszych miast decydują w pierwszej kolejności centralni partyjni liderzy, albo jakieś inne mocno zhierarchizowane, wąskie partyjne gremia; jeżeli lista wyborcza „podana jest” w taki sposób, że wyborcy mogą tylko potwierdzić z góry ustalony klucz, hierarchiczny schemat; jeżeli o wyborze tak zwanych przedstawicieli decydują w największym stopniu, nie wymierne wielkości wyborczego poparcia, tylko jakieś mało zrozumiałe dla ludzi partyjne algorytmy – to doprawdy trudno się dziwić, iż obywatele nie chcą na takich zasadach uczestniczyć w demokracji. Nie można przecież mówić o zdrowej, uczciwej konkurencji w sytuacji, kiedy sklepikarz chowa cześć określonego towaru pod ladę, a pozostały układa na pułkach w taki sposób, aby zasugerować klientowi wybór; albo kiedy producenci czy handlarze dogadują się zakulisowo pomiędzy sobą, aby „wyłupić” z pieniędzy konsumenta. Do tego wszystkiego dochodzą te wszystkie wyborcze anomalie. Teoretycznie jakiś powiat może pozostać bez parlamentarnego reprezentanta, a inny (o podobnej wielkości) może mieć ich na przykład pięciu. W wyborach zaś samorządowych do rady powiatu, w okręgu wyborczym tworzonym przez dwie gminy – jedna gmina może zostać całkowicie pozbawiona mandatów, a druga zdobyć je wszystkie. Dzieje się tak dlatego, bo system wyborczy jest centralistyczny, bo zadbano przede wszystkim nie o walor reprezentatywności terytorialnej, lecz partyjnej. Najważniejszym graczem w demokracji stali się nie ludzie, lecz partie. Szanse na przebicie się do polityki niezależnego kandydata, czy przynajmniej niezależnie myślącego człowieka są bardzo małe, a właściwie żadne.

Centralistyczny system selekcji politycznych elit oraz centralistyczny mechanizm rekrutacji urzędniczych kadr pociąga za sobą scentralizowaną świadomość, a przede wszystkim centralistyczne schematy myślenia i podejmowania decyzji. Różnego rodzaju funkcjonariusze, na rozmaitych poziomach przestrzeni aktywności publicznej stają się patologicznie subordynowani. Posunięta do granic absurdu lojalność, a także chorobliwa wręcz subordynacja wobec centralnych partyjnych liderów, to największe „cnoty” premiowane w  życiu politycznym. Dany poseł, czy senator nie musi wcale służyć ludziom, może sobie na jakiś czas wyborców po prostu „olać”, bo i tak o jego wyborze zadecyduje w największym stopniu centralny partyjny lider. Jeżeli ktoś podpadnie wyborcom w Krakowie, to zostanie umieszczony na pierwszym miejscu wyborczej listy we Wrocławiu; a jeżeli podpadnie we Wrocławiu, to w Szczecinie; i tak dalej. Aby więc wejść do parlamentu, wystarczy być lojalnym wobec centralnego partyjnego lidera, notorycznie lizać mu „szlachetne przedpole pleców”, natomiast podstawowy podmiot demokracji, czyli wyborcy są w tym wszystkim niestety na dalszych pozycjach. Taki system selekcji politycznych elit otwiera bramy do politycznej korupcji przed różnego rodzaju grupami interesów. O wiele łatwiej jest, bowiem lobbować u wąskiej ekipy partyjnych liderów niż całej rzeszy wyborców. Suma summarum wychodzi taniej… 

Centralistyczne mechanizmy strukturalno-świadomościowe mają jednak o wiele dalej idące i niebezpieczne konsekwencje. Oto jak już jakiś „namaszczony” przez jakieś zhierarchizowane partyjne „konklawe” kandydat zdobędzie władzę w Krotoszynie, Stalowej Woli, Ostrowcu Świętokrzyskim, Międzyrzeczu, czy Koninie, to od razu zadzwonią do niego zniecierpliwieni „partyjni towarzysze”, zasiadający w partyjnej hierarchii o jeden, bądź nawet kilka szczebli wyżej – udzielając mu instrukcji, kogo w pierwszej kolejności należy zatrudnić, a kogo zwolnić. Merytoryczne względy nie odgrywają w tym aspekcie jakiejkolwiek roli. Liczy się tylko przynależność partyjna. Dochodzi nawet do takich skrajnie patologicznych paradoksów, że w Urzędzie Miasta Stołecznego Warszawy zatrudniali byli masowo ludzie spoza Warszawy z nadania PiS-u. Później taki urzędnik jest w pierwszej kolejności za „polityczny desant” do struktur administracyjno-samorządowych wdzięczny przede wszystkim znajdującemu się na określonym poziomie hierarchii danego ugrupowania – centralnemu partyjnemu liderowi i wobec niego lojalny. Lojalność zaś urzędnicza wobec legalnego szefa, nie mówiąc już o lokalnym społeczeństwie schodzi na dalszy plan. Podobnie jest w przypadku przyznawania samorządom dotacji, pochodzących ze środków przekazywanych Polsce przez Unię Europejską. Poszczególni marszałkowie wspierani przez jakieś enigmatyczne komitety sterujące dzielą je przede wszystkim według klucza partyjnego, między „swoich” wójtów, burmistrzów i prezydentów. Wystarczy, że jakiś poseł z „warszawki” wstawi się za jakimś stronnikiem z prowincji i zadzwoni do określonego marszałka, bądź wojewody i już dana sprawa jest załatwiona.

Centralizacja przestrzeni życia publicznego, to bardzo niebezpieczny proces, gdyż stanowi on najprostszą drogę do utrwalania bierności społeczeństwa oraz alienacji polityczno-urzędniczych elit. Tylko system demokratyczny oparty o koncepcję społeczeństwa obywatelskiego, zdecentralizowanych struktur, oddolnych inicjatyw, a także zasad subsydiarności i pomocniczości może efektywnie podejmować najważniejsze wyzwania przed jakimi stoi  dziś Polska, a także rozwiązywać rozmaite, skomplikowane problemy. Niestety wbrew różnego rodzaju deklaracjom i zapowiedziom centralizm w Polsce był w praktyce przez ostatnie dwadzieścia lat utrwalany i nadal sytuacja ta nie uległa zamianie, a nawet się pogorszyła.

 

Romano Manka-Wlodarczyk

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (20)

Inne tematy w dziale Polityka