Wybory, czy partyjne interesy nie mogą być ważniejsze od bezpieczeństwa ludzi. Dłużej już nie można czekać. Sytuacja powoli wymyka się spod kontroli. Trzeba natychmiast wprowadzić stan klęski żywiołowej.
Kolejne miejscowości zalewane są przez wodę. Rząd zachowuje się kunktatorsko. Niby jest mobilizacja, premier Donald Tusk spotka się z powodzianami, ale państwo nie sięgnęło po nadzwyczajne instrumenty, na które przyzwala prawo. Tymczasem bieg wydarzeń upoważnia, aby wprowadzić właśnie takie specjalne środki.
Górę bierze partykularny interes. W czerwcu mają odbyć się wybory prezydenckie. Platforma Obywatelska liczy, iż jej kandydat wygra je z marszu. Dla PO sytuacja jest niezwykle korzystna, bo atmosfera ludzkich dramatów wyklucza możliwość prowadzenia politycznych sporów, opozycja musi nieustannie „gryźć się w język”, aby nie narazić na zarzut wykorzystywania sytuacji. Nie wprowadzanie stanu klęski żywiołowej jest więc ze strony rządzących pewnego rodzaju populizmem.
Na wyborczych kontach zgromadzono dziesiątki milionów złotych. Lepiej niech pieniądze te zasilą charytatywne fundusze, trafią do potrzebujących, niż mają być wyrzucone w błoto. Ludzi i tak, gdy widzą telewizyjne spoty, to przełączają kanały.
Wprowadzenie stanu klęski żywiołowej jest przede wszystkich w interesie osób zagrożonych i już dotkniętych powodzią. Wtedy pomoc państwa mogłaby być i skuteczniejsza i większa. Wypłacane odszkodowania byłyby nieporównywalnie bardziej pokaźne. Dlatego nie ma co już dłużej zwlekać. Politycy mogą poczekać, ludzie muszą otrzymać pomoc od zaraz.
Romano Manka-Wlodarczyk
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka
