Piszę to trochę prowokacyjnie. Żałuję, że Pan Bóg dał mi inteligencję. W Polsce inteligencja przeszkadza… w robieniu kariery, we wszystkim. Trzeba być lemingiem. Jeżeli masz inteligencję, a do tego jesteś jeszcze uczciwy – nie masz szans. Nie wpuszczą Cię na salony. Pamiętacie jeszcze Ryszarda Sobiesiaka?! Aby w Polsce coś osiągnąć trzeba być takim jak on, Piotr „Gulczas”, tudzież „Doda-Elektroda”.
W Polsce łatwiej jest bez inteligencji. Premię otrzymuje się za głupotę. Głupota jest bezpieczna. Człowiek o niskim ilorazie inteligencji nikomu nie jest w stanie zagrozić, zaszkodzić. Jest spolegliwy i przewidywalny. Zawsze można się z nim dogadać, bo sam nie ma innej alternatywy. Dlatego centralni partyjni liderzy umieszczają na tak zwanych „jedynkach” (pierwszych miejscach na wyborczych listach) różnego rodzaju mało kreatywnych lemingów. Dlatego ludzie tak chętnie głosują na wszelkiej maści Renaty Beger, Piotrów Misztali, Stanisławów Łyżwinskich, Sebastianów Florków, Jarosławów Urbaniaków i innych. W każdym ugrupowaniu by się coś znalazło. A niestety na prowincji, wśród wójtów, burmistrzów, starostów, prezydentów jest jeszcze gorzej. Tam inteligencja jest wręcz zakazana.
Tomasz Lis: (…) „Cham, głupiec i prostak, to nie jest ktoś, kto się chowa, kto jest zażenowany, kto ma tyle powodów do wstydu, że woli nie uciekać, woli być na zapleczu. Nie! Cham, głupek i prostak to jest ktoś, kto jest w ofensywie”.
Nie rozumiem dlaczego ta wypowiedź niektórych aż tak bardzo bulwersuje. Lis po prostu powiedział prawdę. Tu się akurat z nim w pełni zgadzam. „Margarita ante porcos” – „nie rzucaj pereł przed wieprze”. Bo nie docenią, nie rozpoznają ich wartości. Prędzej zjedzą niż zaczną kontemplować piękno. Dlatego Lis mówi, iż: „widz w Polsce wybaczy wiele, bardzo wiele, ale jednego nie wybaczy nigdy – nigdy, przenigdy nie wybaczy tego, żeby go potraktować poważnie”.
Identycznie jest z wyborcami. Stąd sukcesy Lepperów, Giertychów, Palikotów, Niesiołowskich i tysięcy innych "indywiduów" na lokalnym poziomie. W Warszawie nie zdają sobie nawet sprawy, jaka jest naprawdę jakość państwowego establishmentu, od centrum w dół. Dlatego Andrzej Stankiewicz był zaszokowany, kiedy po raz pierwszy zobaczył Ryszarda Sobiesiaka, że ktoś tak żenujący mógł uwieść „Mira”, „Zbycha” i „Grzecha”, bohaterów afery hazardowej.
Prawo prowincji to coś co destruuje ludzi przede wszystkim inteligentnych, ogranicza inicjatywę, tłumi kreatywność, zabija odmienność. Jeżeli jesteś inny, mądrzejszy, aktywniejszy, ambitniejszy na lokalnym poziomie, w tak zwanej „Polsce powiatowej” i w ogóle w polityce się nie przebijesz, nie masz szans. A jeśli już zdarzają się jakieś wyjątki, to tylko na zasadzie potwierdzenia reguły.
Romano Manka-Wlodarczyk
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka