Kurier z Munster Kurier z Munster
66
BLOG

Zadziała algorytm antyelitarności wyboru

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 3

 

Wkładanie wyborców w kategorię podziału lewica – prawica jest nieuprawnionym upraszczaniem analizy. Polscy wyborcy w większości nie kierują się tego typu odruchem. Najlepszym na to dowodem jest możliwość istnienia ostrej polaryzacji PO – PiS, czyli dwóch partii deklaratywnie centroprawicowych, konserwatywnych. Ludzie na dole, szczególnie o mniejszym wyrobieniu politycznym, nie różnicują się na lewicowych czy prawicowych i nie jest to główna motywacja ich postaw wyborczych.

Jaki zatem algorytm w drugiej turze wyborów prezydenckich będzie decydujący i przesądzi o rywalizacji Komorowski – Kaczyński? Zwykle w wyborach działa wiele czynników, ale zwykle też jeden z nich jest kluczowy. W roku 2005 była to dychotomia polski liberalnej i solidarnej, dwa lata później plebiscyt, czy nawet referendum nad IV RP.

Pozornie wydaje się, iż większe możliwości pozyskania wyborców przed drugą turą posiada Komorowski. Matematycznie 13 proc. elektoratu Grzegorza Napieralskiego, uważanego za lewicowy powinno wystarczyć do zapewnienia sobie elekcji. Jednak wybory to nie matematyka… Nie wiemy kim są wyborcy Napieralskiego, czy oby rzeczywiście są to wyborcy lewicowi, czy to jest ta rozstrzygająca dominanta? A jeżeli nawet, to jaki jest stopień ich lewicowości? Jaka konotacja?

Załóżmy jednak, iż faktycznie są to wyborcy lewicowi. Czy sama ta okoliczność przesądza już o zwycięstwie Komorowskiego? Na pewno nie. Wszystko zależy od kontekstu lewicowości wyborców Napieralskiego. Jeżeli są to ludzie wrażliwi kulturowo, obyczajowo, to Komorowski już dzisiaj może odbijać korki od szampana. Ale jeżeli ich wrażliwość jest przesunięta w stronę kwestii socjalnych, to wówczas w o wiele lepszej sytuacji znajduje się Kaczyński.  

Kto bacznie obserwował kampanię Napieralskiego mógł zauważyć jedną istotną cechę. Napieralski dużo czasu spędzał przed fabrykami. Agitował w sąsiedztwie zakładów pracy o piątej nad ranem. A robotnicy, to nie jest klasyczny elektorat Platformy Obywatelskiej.

Lewicę kulturową już wcześniej przejął Komorowski. Napieralski osiągnął dobry wynik dzięki poparciu ludzi o poglądach lewicowych, ale definiowanych ze względu na postulaty socjalne. W tym miejscu warto wprowadzić jeszcze inne ważne (ale bardziej precyzyjne rozróżnienie). Napieralski dostał głosy wyborców nie tyle o poglądach lewicowych, co o potrzebach lewicowych. Świadomość polityczna tej grupy była raczej mała i ustępowała świadomości, czy nawet intuicji istnienia pewnego rodzaju społeczno-ekonomicznych problemów. W tym sensie paradoksalnie Napieralski mógł w pierwszej turze odbierać głosy nie Komorowskiemu, a Kaczyńskiemu. Dlatego paradoksalnie to Kaczyński może mieć większe możliwości na poszerzenie elektoratu.

Jest jeszcze jeden czynnik, który należy poważnie brać pod uwagę i to właśnie on może być decydującym o postawach wyborczych algorytmem. Doświadczenia historyczne pokazują, iż do tej pory we wszystkich wyborach prezydenckich, przeprowadzonych po 89 roku – w których ważyły się szanse – o zwycięstwie któregoś z kandydatów rozstrzygali wyborcy wsi i małych miasteczek. Tymczasem tej populacji wyborców nie da się absolutnie włożyć w kategorie lewica – prawica. Ten schemat na prowincji nie działa.

W roku 1995, to właśnie mieszkańcy wsi i małych miasteczek przesądzili o nieznacznym zwycięstwie lewicowego postkomunisty Aleksandra Kwaśniewskiego nad konserwatywnym Lechem Wałęsą. Dziesięć lat później zagłosowali zgoła inaczej, decydując o wygranej konserwatywnego, antykomunisty Lecha Kaczyńskiego nad liberalnym, a obyczajowo o wiele bardziej lewicowym Donaldem Tuskiem. Jak wytłumaczyć ten fenomen?

Jest jedna cecha wspólna pozwalająca na ustalenie analogi pomiędzy wyborami z 1995 i 2005 roku. W obydwu przypadkach wyborcy wiejscy, czy używając szerszej formuły prowincjonalni poparli polityka antyelitarnego. A mówiąc precyzyjniej – tego, co do którego posiadali domniemanie antyelitarności. W praktyce Aleksander Kwaśniewski nie był antyelitarny, jego stopień fraternizacji z elitą (nawet tą o charakterze kosmopolitycznym) był bardzo wysoki. W późniejszych latach ewidentnie to wyszło. Jednak w przeświadczeniu ludzi jawił się, jako polityk antyelitarny. Istniało domniemanie jego antyelitarności. Podobnie było z Lechem Kaczyńskim, który był już w większym stopniu autentycznie antyelitarny.

Tymczasem zarówno Lech Wałęsa, jak i Donald Tusk dekadę później cieszyli się poparciem elity, wspierani byli przez czołowe ośrodki opiniotwórcze, ludzi kultury, mediów, itp. I paradoksalnie to przeważyło właśnie o ich przegranej.

Wyborca wiejski jest w pewnym sensie antysystemowy, na pewno zaś antyelitarny. Takie, bowiem doświadczenia wyniósł z czasów zaborów, okupacji, PRL-u. Ustawia się zazwyczaj w opozycji wobec elity. Przy każdej okazji stara się zrobić jej na złość. Zachować na przekór. Dlatego czym więcej ważnych postaci, przedstawicieli tak zwanej elity będzie zachęcało do poparcia kogoś, tym większa będzie skłonność do głosowania na kogoś innego… Mocno działa tu algorytm wyboru antyelitarnego.

Ale obserwując populację wyborców wiejskich można wyróżnić jeszcze jedną istotną prawidłowość. Są to ludzie o dużym stopniu ambiwalencji postaw. Z jednej strony konserwatywni, bliscy Kościołowi; z drugiej w dużej mierze z nostalgią wspominający czasy PRL-u; z trzeciej posiadający (nie zawsze nawet uświadamiane) predyspozycje do poglądów lewicowych, ale ze względu na istniejącą strukturę problemów i potrzeb socjalnych.

Wszystkie te zmienne przesuwają „wahadło” wyborcze w stronę Jarosława Kaczyńskiego. W percepcji społecznej, to w stosunku do niego istnieje duży stopień domniemania antyelitarności. To on jawi się jako polityk mocno konserwatywny, a zarazem socjalny i lepiej pasuje do paradygmatu wyobrażeń wyborcy wiejskiego w aspekcie idealnego kandydata na prezydenta. Dlatego Jarosław Kaczyński – wbrew temu co się powszechnie głosi – posiada dużo większe szanse na znaczne poszerzenie elektoratu niż Bronisława Komorowski. Prowincja wydaje się być w tej chwili jego naturalną bazą. Potencjał wyborczy Kaczyńskiego jest większy.

 

Romano Manka-Wlodarczyk

 

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka