Kurier z Munster Kurier z Munster
67
BLOG

Do-nald Tusk, Do-nald Tusk…

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 8

 

Eryk Mistewicz twierdzi, że debaty telewizyjne polityków wygrywa się jeszcze przed wejściem do studia. Czasami decydujące bywają detale. Taki właśnie detal zadecydował trzy lata temu podczas pamiętnej debaty Tusk-Kaczyński przed wyborami parlamentarnymi, a konkretnie krótkie nazwisko Tuska. Niby szczegół, ale dzięki temu Tusk zwyciężył jeszcze przed wejściem do studia, a właściwie w chwili gdy wchodził do studia…

Jarosław Kaczyński ma problem, bo ma niski wzrost, ale długie nazwisko. Jego publiczność była więc przegrana na starcie. Ktoś, że sztabowców PO zauważył, że krótkie nazwisko Tuska łatwo da się skandować. Był to strzał w dziesiątkę. Publiczność sympatyzująca z Platformą mogła płynnie krzyczeć na trzy „Do-nald Tusk, Do-nald Tusk”. Po drugiej stronie „Ja-ro-sław Kaczyński” nie szło już tak zgrabnie. Publiczność PiS-u była od początku w gorszej sytuacji. 

Trik pr-owców PO odwoływał się do banalnej cechy formalnej ich kandydata, ale był inteligentny. Najważniejsze, że zadziałał. Miał za zadanie spełnić trzy ważne funkcje. Po pierwsze „przerzucić” sympatię przez ekran, pokazać publiczności, ale tej prawdziwej, zasiadającej przed telewizorami, że to Tusk jest lepiej odbieranym politykiem, że ludzie pozytywnie na niego reagują. To „ustawiło” dalszy przebieg debaty. Tuskowi było łatwiej, gdyż dostał „bonus” na początku. Kaczyński zanim zdążył coś powiedzieć już miał minusowe saldo. Tracić zaczął w momencie wejścia do studia, a Tusk zyskiwał. Przede wszystkim jednak audytorium skupione przed telewizorami uległo pewnej podświadomej sugestii. To był najważniejszy cel tej makiawelistycznej strategii. 

Po drugie takie krzyczenie deprymowało Kaczyńskiego, wprawiało go w stan psychicznego dyskomfortu, rozbijało budowaną na rozpoczęcie debaty koncentrację. Debaty telewizyjne wszędzie na świecie wygrywa zazwyczaj ten, kto wygra pierwsze starcie. Jest to trochę tak, jak pierwszy kontakt bramkarza z piłką podczas meczu.

Po trzecie entuzjastyczne powitanie Tuska dodawało mu animuszu, pozwalało czuć się w pisowskiej publicznej telewizji, jak u siebie w TVN-ie…

Co rozstrzygnęło o wyniku debaty? Sztab PiS-u skoncentrował się na merytoryczności swojego kandydata. To był błąd, który kosztował przegrane wybory. Sztab PO zagrał bardziej wielowymiarowo. Skupił się na kandydacie i całym otoczeniu. Na kandydacie w sensie wizerunkowym, ale mniej merytorycznym. Na otoczeniu w aspekcie zbudowania przewagi po stronie publiczności, atmosfery, która miała sprzyjać Tuskowi.

Drugi trik, jaki zastosowali sztabowcy PO był brutalny, ale równie skuteczny. Blisko mikrofonów, aczkolwiek w sektorach niewidocznych dla telewidzów usadzono publiczność, która miała za zadanie „nawciskać” ile się tylko da Kaczyńskiemu. Mniej ważnym celem tego zabiegu było rozpraszanie koncentracji Kaczyńskiego, zakłócanie przekazu. Bardziej zaś ważnym wzmocnienie stereotypu „zaściankowaca”, „obciachowca” z którego się wszyscy śmieją. Najlepiej do wyobraźni przemawiają liczby: Kaczyńskiemu w sposób bezpardonowy przerywano wypowiedzi, aż 46 razy, Tuskowi tylko 9.

Tę debatę rozstrzygnięto rzeczywiście jeszcze przed wejściem do studia. Zadecydował trik – krótkie nazwisko Tuska. Podobnie było w 1981 roku we Francji podczas kampanii prezydenckiej. Francois Mitterand wchodząc do studia przywitał się ze wszystkimi scenarzystami, reżyserami, technikami kamerzystami, sprzątaczkami, a swojego rywala prezydenta Valerego Giscarda d’Estainga „olał”, czym podniósł mu adrenalinę do tego stopnia, że wynik debaty jeszcze przed jej rozpoczęciem był przesądzony.

Czternaście lat później ten sam spindoktor, który pracował dla Mitteranda znalazł sposób na wyprowadzenie z równowagi Lecha Wałęsy (co nie było takie trudne), w debacie Wałęsa-Kwaśniewski. Kwaśniewski analogicznie jak Mitterand - Giscarda d’Estaingenowi nie podał Wałęsie ręki, w odpowiedzi na co ten ostatni chciał podać mu nogę.

Jednak nie każda debata rozstrzyga się jeszcze przed jej rozpoczęciem, zanim zostaną włączone kamery i światła reflektorów. Bywają też debaty merytoryczne, gdzie się trzeba wykazać wiedzą, przedstawić wizję, idee, program. Wygrać lepszymi argumentami, a nie trikami. W roku 1992, kiedy Bill Clinton debatował z Georgem Bushem, zwyciężył właśnie dzięki walorom merytorycznym, ubranym w hasło „It's the economy, stupie”.  

 

Romano Manka-Wlodarczyk

 

                                                        

                    

http://romano-manka-wlodarczyk.salon24.pl/140664,kaczynski-przegral-nie-z-tuskiem-tylko-z-publicznoscia

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka