Debata wyborcza bardziej potrzebna jest Kaczyńskiemu niż Komorowskiemu. Na bezpośrednim telewizyjnym starciu więcej może zyskać Kaczyński, a Komorowski stracić, w tym sensie, że pierwszy nie ma nic do stracenia, a drugi musi bronić przewagi…
Gdyby nie było debaty, to Komorowski być może łatwiej dowiózłby pozycję lidera sondaży do ostatniego sondażu, jakim są wybory. W ostatnich dniach pr-owcy PO przystąpili do ostrej (miejscami nawet brutalnej) medialnej ofensywy. Udało się „odgrzać stare kotlety”, czyli dokonać projekcji wizerunku Kaczyńskiego, jako polityka kłótliwego, zachłannego na władzę, niewiarygodnego, prowadzącego cyniczną grę. Na pewno na sporą cześć wyborców to podziałało. Na jak dużą? Niewiadomo.
Dla Komorowskiego lepiej byłoby kontrastować się z wytworzonym przez media negatywnym wizerunkiem Kaczyńskiego. Nic nie robić, nie szukać okazji do bezpośredniej wymiany poglądów. Wszelako debata może spowodować, iż karykatura Kaczyńskiego, którą namiętnie posługują się sztabowcy PO, zderzy się z realnym wizerunkiem, odbiegającym od tej karykatury. A wówczas wyborcy doświadczą dysonansu poznawczego in plus. A dysonans poznawczy o walencji pozytywnej działa zawsze podwójnie na korzyść podmiotu, do którego się odnosi.
Przykład z życia: gdy posiadamy o kimś dobre zdania, powzięte na podstawie przekazu innych ludzi i bezpośrednie natchnięcie się na tego kogoś, to dobre zdanie potwierdzi, to osoba będąca przedmiotem oceniania nie zyskuje nic. Gdy natomiast posiadamy o kimś złe zdanie, a bezpośrednia konfrontacja temu zaprzecza, to osoba oceniana zyskuje podwójnie… Dochodzi, bowiem element zaskoczenia, zdumienia, nawet pewnego rodzaju szoku, a zatem czynniki nie tylko racjonalne, ale i emocjonalne. Emocje zaś umacniają wizerunek.
Debaty świetnie nadają się do przełamywania stereotypów, zarówno działających pozytywnie, jak i negatywnie. W roku 1995 Aleksander Kwaśniewski wchodził do telewizyjnego studia jako postkomunista, polityk nomenklaturowego obozu, a wychodził jako światowiec, polityk nowoczesny, obeznany w międzynarodowej problematyce, poliglota. W przypadku Kwaśniewskiego oprócz przesłanek racjonalnych na zbudowanie wizerunku wpłynęły dodatkowo elementy emocjonalne, wytworzone w ramach dysonansu poznawczego i stał się on na tyle mocny (ten wizerunek), że nie były go w stanie już odwrócić nawet dobrze zweryfikowane oraz uprawdopodobnione informacje o kłamstwie w kwestii posiadania wyższego wykształcenia. Kwaśniewski wyszedł ze stereotypu postkomunisty właśnie dzięki debacie z Wałęsą, dodatkowo skutecznie obnażając wszystkie mankamenty ówczesnego prezydenta.
Podobnie było z Donaldem Tuskiem w roku 2007. Wchodził do studia jako mało dynamiczny, nieskuteczny i zadufany w sobie przewodniczący jednej z wielu partii, a wychodził jako „dynamit”, polityk posiadający nowoczesną wizję przyszłości Polski, twardy, ale jednocześnie bliski ludziom przywódca.
Jednak niektórzy eksperci bagatelizują znaczenie debat, umniejszając ich wpływ na sondażowe notowania, czy wyniki wyborów. Częściowo mają rację, gdyż obiektywnie nie zawsze istnieje korelacja pomiędzy konkretną debatą a konkretnymi wynikami wyborów. Ale całkowite ignorowanie debat jest nadmiernym uproszczeniem. Istnieją, bowiem sytuacje, kiedy debata radykalnie odwraca tendencje rysujące się u wyborców, zmienia preferencje wyborcze, „wywraca” kolejność w sondażach do góry nogami. Dzieje się tak, gdy kandydat nie uchodzący za faworyta zdecydowanie wygrał debatę, albo kiedy społeczne wyobrażenie w odniesieniu do określonego kandydata, rozminęło się daleko z tym co wyborcy zobaczyli podczas debaty.
Analizując potencjalne korzyści Komorowskiego i Kaczyńskiego, w związku z telewizyjną debatą, trzeba zważyć następujące fakty: Komorowski dysponował do tej pory raczej pozytywnym wizerunkiem w mediach. Debata może co najwyżej ugruntować jego image, ale już go nie poprawi, a w przypadku niepowodzenia może nim poważnie zachwiać. Kaczyński posiadał skrajnie negatywny wizerunek w mediach. Jeżeli więc dobrze rozegra debatę to zyska: po pierwsze na samym fakcie, że korzystnie wypadł; po drugie na pozytywnym zaskoczeniu audytorium, dysonansie poznawczym.
Norbert Maliszewski twierdzi, że Kaczyński nawet w przypadku zwycięstwa w debacie nie będzie w stanie przełamać negatywnego nastawienia do swojej osoby, ze strony znacznej części opinii publicznej. I na poparcie tej tezy Maliszewski podaje przykład efektownego zaprezentowania się Kaczyńskiego, w trakcie przesłuchania przed hazardową komisją śledczą, co jednak nie wpłynęło znacząco na zmianę ocen wyrażanych w stosunku do Kaczyńskiego. Rozumowanie takie jest oparte na prawdziwych danych, ale posiada poważną lukę interpretacyjną, w postaci nie uwzględnienia kryterium społecznego skupienia oraz oglądalności. Pomiędzy obradami komisji hazardowej, a debatą nie ma prostej analogii. Posiedzenie hazardowych śledczych, to kolejna odsłona mało popularnej telewizyjnej farsy, a debata prezydencka to szlagier… Dlatego dobry występ Kaczyńskiego jest w stanie przysporzyć mu sporo punktów i korzystnie (ale dla niego) zdemitologizować dotychczasowy wizerunek. Dla Komorowskiego natomiast korzystny będzie już sam remis.
W kontekście telewizyjnych debat hołduje się niejednokrotnie anachronicznemu i schematycznemu myśleniu. Różni eksperci prześcigają się w diagnozach, iż polityk, który chce wygrać debatę nie powinien być agresywny. Rady te posiadają jednak identyczną wartość, jak podpowiadanie bokserowi, aby w trakcie walki na ringu nie zadawał ciosów… Czy Donald Tusk podczas starcia z Kaczyńskim w 2007 roku nie był agresywny?!
Debatę wygrywa ten polityk, który narzuci swoje warunki gry, postawi zagadnienia wokół, których chce rozmawiać, wypracuje sobie inicjatywę, stworzy i przeforsuje swoją (dziś to jedno z najmodniejszych słów) „narrację”. To daje mu wizerunkową przewagę. Dynamika wypowiedzi, aktywność, a czasami nawet agresja (w pozytywnym tego słowa znaczeniu), mocne postawienie spraw, które wydają się ważne to konieczność. Fachowcy mylą brak agresji z luzem, spokojem, swobodą, wewnętrznym rozprężeniem. Odwołując się do języka „przedstawiciela lewicy średnio-starszego pokolenia” Józefa Oleksego – polityk biorący udział w debacie powinien być jak „brzytwa”: zdecydowany, elokwentny, błyskotliwy, przebojowy, atrakcyjny, efektowny, ale psychicznie rozluźniony. Luz jest bowiem tą cechą która pozwala na precyzyjne zadawanie ciosów i wyprowadzanie skutecznych kontrataków.
Romano Manka-Wlodarczyk
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka