Kurier z Munster Kurier z Munster
259
BLOG

Wygrał Komorowski, zyskał Kaczyński…

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 18

 

Bardzo ważny moment debaty Komorowski – Kaczyński nastąpił już po oficjalnym zamknięciu debaty, kiedy kandydaci podawali sobie ręce, ale byli jeszcze na wizji i mieli włączone mikrofony. Kaczyński w reakcji na zarzut Komorowskiego, w kwestii rezygnacji z dopłat bezpośrednich, powiedział mu (w quasi prywatnej rozmowie): (…) „to jest nieprawda”. (…) „niczego takiego nie było”. Zabrzmiało to bardzo autentycznie, na korzyść Kaczyńskiego. Niby niuans, a może mieć znaczenie.

Debata prezydencka miała dwóch zwycięzców. W wymiarze wizerunkowym wygrał Komorowski, aczkolwiek jego zwycięstwo nie było tak przygniatające, jak Donalda Tuska w 2007 roku. I nie oznacza wcale, iż musi się matematycznie przełożyć na większe możliwości pozyskania elektoratów. Kaczyński wizerunkowo wypadł gorzej, ale umiejętnie operował na obszarach, które mogą mu przysporzyć dodatkowych głosów. Nie mówił do wszystkich, ale do konkretnych grup wyborców. Był w tym precyzyjny.

Pr-owcy Platformy Obywatelskiej przygotowali swojego kandydata pod kontem wizerunku, „zaprogramowali” go na ogólne wrażenie socjotechniczne, jednak nie sformułowali oferty dla potencjalnego elektoratu. Natomiast Kaczyński miał taką ofertę, w sprawach socjalnych był o wiele bardziej przekonujący. Sztabowcy PiS-u podeszli do debaty socjologicznie, demograficznie.

Generalnie obydwaj kandydaci zagrali defensywnie, byli asekuranccy, sprawiali wrażenie jakby badali się nawzajem. Co ciekawe, gdy Kaczyński na początku debaty miał moment, kiedy poszedł z Komorowskim na bezpośrednie zwarcie – wyraźnie na tym zyskiwał. Sztab PiS-u chyba niepotrzebnie ogranicza swojego kandydata i narzuca formułę debaty, która odbiera mu atuty… Chyba, że z góry założono jakoby pierwsza debata miała mieć charakter rozpoznawczy i w zamyśle sztabowców Kaczyńskiego dostarczyć tylko wiedzy o możliwościach konkurenta, dlatego wybrano bezpieczną konwencję, w której nikt nikomu nie był w stanie zrobić krzywdy, a dopiero druga na finiszu kampanii prezydenckiej (a więc wtedy, kiedy wyborcy niezdecydowani podejmują decyzje) będzie tym, co znany klasyk futbolu Luiz Felipe Scolari nazywa „mata mata”„życie albo śmierć”. Skądinąd po zakończeniu debaty Kaczyński uskarżał się, że brakowało mu możliwości zadawania bezpośrednich pytań kontrkandydatowi. Być może więc w ostatniej przed wyborami debacie pytania padną.

Paradoksalnie Jarosław Kaczyński zdecydowanie lepiej wypadał w tej tematyce, która należy do kompetencji rządu, a nie prezydenta… Dwie pierwsze rundy debaty (politykę społeczną i gospodarkę) wygrał Kaczyński. Umiejętnie poruszał się po strukturze problemów socjalnych. Trafiał w postulaty elektoratu socjalnego. Tu widać było socjologiczne przygotowanie. Opis rzeczywistości, który prezentował Kaczyński był bliższy realności. Komorowski dla wyborców lewicowych był za to atrakcyjniejszy ideologicznie, jednak wcale nie wykluczone, że mógł ich również rozczarować, albowiem jego przekaz w kwestiach światopoglądowych nie był wyrazisty. A tego przecież wyborcy lewicowi obyczajowo (tak zwana „obyczajówka”) oczekiwali.

Jednak Komorowski górował w sferze bezpieczeństwa i polityki zagranicznej, a więc tych zagadnień, które są właściwe dla prezydenta. Doświadczenia zdobyte w czasach, gdy piastował stanowisko ministra obrony narodowej przydały się i zostały dobrze wykorzystane. Zadanie ułatwił mu sam Kaczyński, który wypowiadając się o sytuacji Polaków na Białorusi i mówiąc, że jako prezydent porozmawiałby na ten temat z Miedwiediewem popełnił dyplomatyczne faux pas. Należy jednak odróżnić sferę dyplomatycznego nietaktu od wymiaru realnej oceny sytuacji geopolitycznej. Kaczyński powiedział o tym, co w polityce zagranicznej – w tej i analogicznych sytuacjach – pragmatyczny polityk powinien zrobić: Moskwa posiada duży wpływ na to, co dzieje się na Białorusi, czy Ukrainie; optyka „bliskiej zagranicy” nadal obowiązuje. Problem Kaczyńskiego polega na tym, że takie rzeczy trzeba wiedzieć, ale o nich nie mówić… Było to nieprofesjonalne i w tym momencie debaty Komorowski dostał punkty „za darmo”, skontrował błyskawicznie.

Na pytanie – kto wyszedł z debaty zwycięsko (?), nie ma prostej odpowiedzi. A może inaczej – odpowiedź jest złożona. Globalnie lepsze wrażenie robił Komorowski. Jednak wybory to nie łyżwiarstwo figurowe, tu nie wygrywa się za wrażenie artystyczne… Wrażeniowy efekt Komorowskiego nie musi mieć bezpośredniego przełożenia na pozyskanie nowych wyborców, a tych Komorowski jeżeli chce wygrać wybory przecież pozyskać musi.

Kaczyński zastosował taktykę bardziej subtelną. Mówił do z góry wyselekcjonowanych odbiorców – najwyraźniej tych, którzy borykają się z socjalnymi problemami i nie byli przy urnach, podczas pierwszej tury wyborów. Na tych polach Kaczyński „przelicytował” Komorowskiego. Poprzez używanie pewnych ekwiwalentów słownych chyba udało mu się odtworzyć korzystną dla PiS dychotomię Polski liberalnej i solidarnej. Komorowski nie odciął się wyraźnie od liberalizmu, bo też i nie mógł tego zrobić.

Sztabowcy PO przygotowali jeden „piekielnie” groźny dla Kaczyńskiego trik. Zagranie depeszą PAP-owską o rzekomej wypowiedzi prezesa PiS-u, w zakresie rezygnacji z dopłat bezpośrednich dla rolników, miało w taktycznym zamyśle uderzyć w największy potencjał wyborczy Kaczyńskiego, zamieszkujący na polskiej wsi. Komorowski popełnił jednak błąd. Tego typu dokumenty pokazuje się na początku debaty, aby wybić z rytmu przeciwnika, a nie na końcu. Komorowski mógł to zrobić w części polityka społeczna, czy gospodarka.

Inna sprawa to fakt, iż Kaczyński akurat w tym punkcie miał wiele szczęścia. Przypadkowo udało mu się osłabić ostrość zarzutu Komorowskiego. Bardzo naturalnie wyglądał, bowiem moment, w którym już po oficjalnym zakończeniu debaty mówił do Komorowskiego, że historia jego wypowiedzi w sprawie dopłat nie jest prawdziwa. Realizator nie wyłączył sygnału z mikrofonów i niby prywatna wymiana zdań przedostała się do telewidzów. Reakcja Komorowskiego (który najprawdopodobniej nie wiedział, że jest słyszany) na słowa Kaczyńskiego była słaba, co wpłynęło na obniżenie stopnia wiarygodności postawionego oskarżenia.

 

Romano Manka-Wlodarczyk

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (18)

Inne tematy w dziale Polityka