Wydaje się, że Bronisław Komorowski na finiszu kampanii wyborczej osiągnął przewagę. Niedzielna debata jednak wizerunkowo mu pomogła. Poza tym cios z dopłatami był chyba strukturalnie celny. Uderzył w największe zaplecze społeczne Jarosława Kaczyńskiego. Dla polskich rolników to wrażliwy punkt. Tym bardziej, że Jarosław Kaczyński nie kontratakuje, nie zgłasza pozwu do sądu, a jego tłumaczenie jest mało przekonujące.
Asymetria wartościowania metod
Co wolno PiS-owi, a co wolno PO? Wojciech Mazowiecki ocenił w radiu TOK FM, że zagrywka Komorowskiego w sprawie dopłat była świetna. Ciekaw jestem niezmiernie opinii tego samego Mazowieckiego w sytuacji, gdyby podobny „kwit” wyciągnął Kaczyński. Można sobie wyobrazić hipotetyczny scenariusz, w którym Kaczyński pod koniec debaty wyciąga depeszę prasową sprzed czterech lat, na temat jakiejś kontrowersyjnej wypowiedzi Komorowskiego. Wówczas Mazowiecki powiedziałby, że zagrywka Kaczyńskiego była obrzydliwa.
A tymczasem kampanie negatywne (jakby tego nie wartościować) zawsze były obecne w polityce i zawsze będą. Nie PiS to rozpoczął i nie PiS to zakończy… W Ameryce, w rozwiniętych krajach europy zachodniej, to „chleb powszedni”. Nie wolno być naiwnym – tam, gdzie w grę wchodzą pieniądze i zaszczyty zazwyczaj nie przebiera się w środkach.
Błąd PiS-u polega na czym innym… Partia Jarosława Kaczyńskiego niepotrzebnie rezygnuje z własnej broni. „Wywiesza białą flagę”. Pozbawia się metod, które do tej pory okazywały się skuteczne, tylko dlatego, że tak chcą przychylne dla PO media. Sukces w polityce jest zawsze wypadkową kwalifikacji moralnych i skuteczności; niestety w większym stopniu skuteczności.
Jaki Kaczyński?
Ktoś sobie założył, że gdy Kaczyński zrezygnuje z tego co było jego największym atutem: charyzmy, to dostatnie za to wyborcze punkty. Dziś mówi się, że Komorowski lepiej wypadł w debacie telewizyjnej, bo miał więcej charyzmy, był bardziej ofensywny, mówił ze swadą.
Kaczyńskiego zepchnięto do defensywy. Uczynili to jego własni doradcy. „Odarto” go z charyzmy. A tymczasem żywiołem Kaczyńskiego jest ofensywa. Innego Kaczyńskiego publika „nie trawi”. Tylko taki Kaczyński może wygrywać polityczne polemiki, medialne debaty. Czy ktoś wyobraża sobie Brazylię, która broni dostępu do własnej bramki, albo Władimira Kliczko zepchniętego do bokserskiego narożnika…? Każdemu z czymś do twarzy… Jednym z umiarem, innym z nieporadnością, jeszcze innym z enigmatycznością, a jeszcze innym z charyzmą. Kaczyńskiemu zawsze do twarzy było tylko z charyzmą. Koniec, kropka.
Nieszczęście Kaczyńskiego polega na wyjątkowo niekorzystnym zbiegu dwóch okoliczności. Zmiana wizerunku zbiegła się z progresją w sondażach. Powierzchowna analiza może doprowadzić do błędnego wniosku, że progresja notowań jest wynikiem przeprowadzonego liftingu wizerunkowego. Spindoktorzy Kaczyńskiego dostali więc do ręki silny argument. Ale to wszystko są pozory. Prawda jest inna… Sondaże pokazały jedynie to, co już od dawna Kaczyński realnie miał. Tragedia smoleńska sprawiła, iż postawy respondentów stały się bardziej asertywne. Jednak, gdyby hipotetycznie przyjąć, iż tragedii smoleńskiej w ogóle nie było, to Kaczyński też by dostał te same 36 proc., które otrzymał w pierwszej turze wyborów.
W polityce gra się Vabank
Kampania wyborcza znalazła się na finiszu. Kaczyński jeżeli chce wygrać musi zaatakować. Nie ma nic do stracenia. Powinien zatem być ofensywny, atakować. Przeć do przodu. Polityk w telewizyjnej debacie musi być jak „brzytwa”, punktować rywala, sprowadzać do parteru. Tymczasem w ostatniej debacie Kaczyński był jak „brzytwa”, ale przytępiona… Za mało perswazyjny, za spięty, za merytoryczny, za szczegółowy. Aczkolwiek z drugiej strony wypowiadał bardzo przemyślane kwestie, adresowane do konkretnych elektoratów. Operował na płaszczyźnie sektorowej, ale wizerunkowo przegrał.
Drugiej tury wyborów nie da się nigdy wygrać tylko tymi samymi metodami, co pierwszej. Bo tam jest już bezpośrednie odniesienie konkurujących ze sobą kandydatów, silniejsza polaryzacja, optyka plebiscytowa, intensywniejsze emocje. Trzeba więc mieć inną narrację – z jednej strony subtelną, wytrawną; a z drugiej ostrą, wyrazistą, koncyliacyjną, ale i konfrontacyjną.
Wejście w drugą turę w innym stylu niż ten, który prezentowało się w pierwszej już samo w sobie zawsze daje dodatkowe punkty… gdyż działa efekt zaskoczenia, szoku. W roku 1995 Kwaśniewski zmienił hasło: „wybierzmy przyszłość” przeistoczył we „wspólna polska”; a kampanijną dyskusję przeniósł z płaszczyzny historycznej na światopoglądową oraz merytoryczną. I dostał za to dodatkowe punkty, które być może przesądziły o wyborczym zwycięstwie.
Platforma Obywatelska na finiszu kampanii stosuje starą i dobrze znaną zasadę, że najlepszą obroną jest atak. Komorowski zaatakował, choć z sondaży wynikało, że posiada przewagę. Ale przyjęcie postawy ofensywnej, to najlepsza taktyka na utrzymanie tej przewagi, bo pozbawia przeciwnika walorów konstruktywnych i zmusza do destrukcji. Konfrontacyjne wystąpienie Donalda Tuska podczas konwencji PO przypomniało „starego” (jak mówią ironicznie politycy tej partii „dobrego”) Kaczyńskiego. Taki był cel tej operacji. Z kolei wyciągniecie przez Komorowskiego „kwitu” o dopłatach trafiło (używając języka bokserskiego) Kaczyńskiego w „splot słoneczny”. I w boksie i w polityce po takim ciosie trudno się pozbierać.
Impas i inicjatywa
W polityce wygrywa ten, kto gra vabank. Zazwyczaj nie można osiągnąć zwycięstwa bez podjęcia ryzyka. Jeżeli Jarosław Kaczyński traktuje swój start w wyborach prezydenckich na serio, to musi przełamać impas i odebrać Komorowskiemu inicjatywę. Komorowski jest w obozie rządzących i to jest jego największa słabość. Istnieje wiele pól, na których można zepchnąć Platformę do totalnej defensywy. Trzeba tylko umieć narzucić swoją własną ocenę sytuacji, korzystną dla siebie narrację, sięgnąć po wygodną retorykę.
Wytłumaczenia pasywności Kaczyńskiego mogą być dwa… Albo jest rzeczywiście nieporadny, dał się zdominować przez socjotechnicznych doradców, nie posiada strategii na rozegranie tej kampanii, albo też przygotował coś mocnego na sam jej finisz, co spowoduje, że Komorowski już do końca wyborów się nie pozbiera. Wybory przy wyrównanej rywalizacji wygrywa ten, kto posiada inicjatywę w ostatnich dniach. Przełamanie impasu i przejęcie inicjatywy przekłada się zawsze na sondażowe punkty, gdyż pojawia się „efekt fali”. Jeżeli Kaczyński nie wygra (i to w zdecydowany sposób) ostatniej debaty przed drugą turą wyborów, to o zwycięstwie nie ma co marzyć.
Romano Manka-Wlodarczyk
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka