Często zastanawiam się, na temat różnic pomiędzy politycznym sporem z lat dziewięćdziesiątych a obecną ostrą polaryzacją PO-PiS. Socjologowie rozmaicie to oceniają. Dr Tomasz Żukowski dawny podział pomiędzy postkomunistyczną a postsolidarnościową stroną sceny politycznej określa jako postkomunistyczny; z kolei obecny konflikt PO-PiS jako postsolidarnościowy. Inny znany politolog dr Norbert Maliszewski wchodzi bardziej w charakterystykę elektoratów, mówiąc, że wyborcy Platformy to ta bardziej pragmatyczna, optymistyczna część społeczeństwa; zaś zwolennicy PiS-u to populacja apokaliptyczna, radykalna. W tych rozróżnieniach jest pewnie sporo prawdy, choć są one uproszczonym opisem rzeczywistości.
Ja bym powiedział tak: Fundamentalna, najbardziej ogólna różnica pomiędzy dawną a obecną polaryzacją przebiega w innym miejscu. O ile poprzedni spór orientował się na historię, był debatą o przeszłości; o tyle aktualny wybiega w przyszłość. Dawny podział (nazwijmy go w uproszczeniu SLD-”Solidarność”) formował się wokół przeszłości, był budowany w oparciu o ocenę przeszłości, wartościowaniu historycznego okresu jakim był PRL; obecny spór jest zorientowany na przyszłość, koncentruje się wokół odpowiedzi na pytanie – jak ma wyglądać Rzeczpospolita, jakie mają być jej ramy ustrojowe, koncepcja państwa, społeczeństwa, model gospodarczy, kurs polityki zagranicznej, itd.
Myślę, że tu leży sedno sprawy. Podział SLD-”Solidarność” posiadał proweniencję historyczną i w oparciu o kryteria historyczne był definiowany. Zaś aktualny spór PO-PiS w gruncie rzeczy dotyczy spraw teraźniejszości, oraz w dużej mierze przyszłości. Jest to fundamentalny spór na temat przyszłego kształtu państwa. Ta główna oś podziału, nowej politycznej polaryzacji, jaka ukształtowała się gdzieś w drugiej połowie lat dwutysięcznych jest przez socjologów niedostatecznie dostrzegana. Szczerze mówiąc nie natrafiłem jeszcze w rozmaitych analizach socjologicznych, czy enuncjacjach publicystycznych na poznawczą formułę, bądź typologię, która by na najbardziej ogólnym poziomie opisywała wiodące, najbardziej globalne cechy nowego podziału. Ale też – co trzeba wyraźnie powiedzieć – w polskiej rzeczywistości politycznej istnieje wiele faktów, które zacierają, zniekształcają obraz faktycznego podziału, utrudniają możliwość postawienia trafnej diagnozy. To, że najważniejsi polityczni gracze, a więc ugrupowania odgrywające główną rolę na scenie politycznej wywodzą się z tego samego pnia; reprezentują podobną orientację światopoglądową, aksjologiczną; zabiegają o (w sporej części) zbliżony elektorat – to wszystko utrudnia czytelną analizę. Nowym kryterium, ale w największej chyba mierze wypaczającym prawidłowość sporu zorientowanego na przyszłość pomiędzy PO a PiS jest kwestia oceny katastrofy smoleńskiej. Jest to przesłanka, którą trudno nazwać już historyczną, ale na pewno dotyczy przeszłości. Tragedia smoleńska stworzyła pewną symboliczną nadbudowę nad podział pomiędzy PO a PiS-em, uwypukliła warstwę emocjonalną. To zaciera najbardziej istotną, merytoryczną przestrzeń debaty publicznej.
Oczywiście moja charakterystyka sporu rozgrywającego się pomiędzy Platformą Obywatelską a Prawem i Sprawiedliwość jest również świadomym uproszczeniem, próbą uchwycenia najbardziej globalnego, istotnego kryterium politycznego podziału, a właściwie podstawowej zmiennej odróżniającej dawny – postkomunistyczny podział, od obecnego – postsolidarnościowego. Jednak uproszczenia w socjologii pełnią niezwykle pożyteczną funkcję – służą porządkowaniu rzeczywistości. Pozwalają na wyodrębnienie pewnego najistotniejszego zespołu cech, kategorii najbardziej generalnych dla danych zjawisk. Jak już zostało wcześniej powiedziane – porządkują rzeczywistość.
Ale jak mówi stare przysłowie – „diabeł tkwi w szczegółach”. Gdy wejdziemy w obszar drobiazgowej eksplikacji, to okazuje się, że PO i PiS różnią się również w ocenie historii, ale już nie jest to tak intensywny konflikt, jak w przypadku SLD i na przykład AWS-u. Są to różnice raczej subtelne. Obydwie partie – co prawda z różną ostrością artykulacji – ale mimo wszystko negatywnie oceniają okres PRL-u. Odmienność dotyczy nie tyle samej oceny PRL-u, co diagnozy wyjścia z czasów PRL-u. Jeżeli gdzieś, w którymś momencie pomiędzy PO a PiS-em doszukiwać się różnic historycznych, to dotyczą one przede wszystkim sfery oceny procesu transformacji, a więc wydarzeń takich jak: okrągły stół, gruba kreska, odwołanie rządu Jana Olszewskiego, czy prezydentura Lecha Wałęsy. Innych istotnych różnić historycznych pomiędzy obydwiema partiami nie ma.
Skoro dawny postkomunistyczny (wyrosły z czasów komunizmu) podział pomiędzy SLD a solidarnościową stroną sceny politycznej można nazwać jednym słowem – jako historyczny; to w jaki sposób, równie dosadnie określić aktualną polaryzację polityczną PO-PiS, jakiego desygnatu znaczeniowego użyć dla jej najtrafniejszego zilustrowania?
Można posługiwać się kategorią kulturową. Otóż swego czasu głosiłem tezę, iż dojdzie do czegoś – co za przykładem fizyki – można zdefiniować jako przemagnetyzowanie biegunów sceny politycznej. To znaczy, że w miejsce wcześniejszych historycznych atraktorów kształtujących polaryzację struktury polskiej sceny politycznej do głosu, w coraz większym stopniu dochodzić będą determinanty kulturowe; że polaryzacja historyczna zacznie stopniowo (ale dynamicznie) przechodzić w polaryzację kulturową; że zmieni się charakter głównego politycznego podziału z historycznego na kulturowy. Coś takiego już się stało, ale moja diagnoza była jeszcze bardziej daleko idąca.
Można było zakładać, że podział pomiędzy PO a PiS-em kiedyś wygaśnie, a w jego miejsce – po ewentualnej zmianie konfiguracji na scenie politycznej, czy czegoś w rodzaju rozpadu głównych ugrupowań ją tworzących – powstanie z jednej strony z części Platformy, SLD oraz innych pomniejszych partii obóz (nazwijmy go umownie) demokratyczny, kulturowo liberalny; a z drugiej z części Platformy, PiS-u, Prawicy Rzeczpospolitej, pozostałości po LPR-e formacja republikańska, kulturowo konserwatywna. Otóż nie wykluczałbym jeszcze do końca takiego scenariusza, ale dziś już nie jestem pewien, czy tak się stanie. Po prostu – obecny podział PO-PiS silnie wpisał się w kulturę (skądinąd obydwie strony mocno o to zabiegają), intensywnie zakotwiczył w sferze symbolicznej, emocjonalnej, dla nowych pokoleń stał się rzeczywistością zastaną i zaczyna przybierać cechy sporu trwałego. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi – jak struktura polskiej sceny politycznej będzie kształtować się w przyszłości.
Ale – abstrahując od tego – przyjęcie kulturowej formuły poznawczej próbującej zdefiniować główny podział polityczny istniejący na polskiej scenie politycznej i tak nie wyczerpuje wszystkich aspektów jego charakteru, nie obejmuje całego spektrum toczącego się sporu. Kategoria kulturowa jest zbyt wąska; tymczasem podział PO-PiS jest szerszy, wykracza poza obszar cech kulturowych. Formuła kulturowa może odnosić się do kwestii koncepcji społeczeństwa, stylu życia, propagowanej mody, modelu wychowania obywateli, ich formacji światopoglądowej – ale podział PO-PiS poza tę przestrzeń wybiega. W gruncie rzeczy jest to spór cywilizacyjny (to chyba najlepsze słowo jakiego można tutaj użyć), doorientowuje się w odpowiedziach na pytania: jaką drogą ma w przyszłości podążać Polska; jakie ma być jej miejsce w Świecie i Europie; które z elementów ustrojowych mają tworzyć fundamenty niepodległego państwa; jaki model rozwoju cywilizacyjnego przyjąć; jaką filozofię gospodarczą zastosować. Wbrew pozorom podział PO-PiS ogniskuje się wokół kwestii przyszłości, kursu cywilizacyjnego jaki należy obrać.
Roman Mańka
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka