Tusk się nie nadaje! Tusk sprowadził politykę do rangi hydrauliki, głosząc swój żałosny paradygmat o ciepłej wodzie w kranie, którą wystarczy zapewnić aby ludzie byli szczęśliwi. W rządzie nie ma czytelnego ośrodka decyzyjnego (wytknął to niedawno nawet prezydent Komorowski), każdy sobie rzepkę skrobie – PO swoje i PSL swoje. Tymczasem Polska coraz bardziej brnie w marazm, stacza się na margines świata, dryfuje gdzieś ku mieliźnie, zamiast całą parą ruszyć w stronę nowych lądów.
Strategią obecnego rządu jest kunktatorstwo, hołduje się marnej taktyce unikania problemów i odrzucania od siebie gorącego kartofla. Ten minister jest dobry, który nie wnosi do procesu rządzenia żadnej jakości, który niczego wartościowego sobą nie reprezentuje. W efekcie mamy gabinet, stosując terminologię premiera Marcinkiewicza, cieniasów, choć wspomniany Marcinkiewicz sam również był cieniasem, w stworzonym przez siebie rozumieniu.
Polska polityka pozbawiona jest idei. To jej największa choroba. Brakuje odważnych, prekursorskich projektów. Kto dziś pyta o reformy? Kto dziś oczekuje reform? Doskwiera nam zewsząd kryzys aksjologiczny.
W polityce trzeba obrać kurs. Nieuchronnie zbliżamy się do miejsca, w którym wody wielkiej rzeki rozejdą się na dwie strony: pierwszy kierunek, jakże wygodny, to tzw. poppolityka (w rozumieniu premiera Tuska – hydraulika); drugi to metapolityka, czyli kurs na wartości.
Gdzie popłynie Polska? Czyja będzie?
Donald Tusk brzydzi się aksjologią, nie dopuszcza do siebie myśli, że mógłby postępować pryncypialnie. Dla niego liczy się jedynie pragmatyzm, w dodatku w najgorszej z możliwych, egoistycznej, formule.
Przy okazji nie cierpi polityków ideowych, pryncypialnych, posiadających wizję. Dał temu wyraz pozbywając się wcześniej Rokity, teraz Gowina.
Ten ostatni nie podobał się liberalnym mediom. Ale sęk w tym, że liberalne media nie rozumieją, czym jest liberalizm. W istocie Gowin był najbardziej prowolnorynkowy ze wszystkich polityków Platformy Obywatelskiej. To ostatni liberał w szeregach tej formacji. Oczywiście, był też konserwatystą, sprzeciwiał się projektom in vitro oraz związkom partnerskim. Zaś konserwatysta nie może być w składzie rządu wolnej Polski. Mogą za to zasiadać w nim byli członkowie PZPR. To nikogo nie razi, nie kole w oczy.
W przeddzień święta Konstytucji 3 maja boję się o przyszłość Polski, o losy mojej Ojczyzny. Rządzą nami mali ludzie, hydraulicy, majstrujący przy naszych domowych kranach. Nie widzę obecnie w polskiej polityce pragmatycznej, proreformatorskiej formacji zdolnej do podejmowania wielkich wyzwań, potrafiącej wykuwać polityczne żelazo. Kiedyś do tego ideału zbliżała się Unia Demokratyczna.
Wybór pomiędzy Tuskiem a Kaczyńskim jest dramatyczny. Ani jeden ani drugi nie nadaje się do rządzenia. Życie to już zweryfikowało. Każdy z nich otrzymał od losu swoją szansę. Niestety w każdym z tych przypadków przychodzi nam z rozczarowaniem przywołać cytat z „Wesela” Wyspiańskiego: „Miałeś chamie złoty róg, ostał ci jeno sznur”.
Polska polityka stała się czymś w rodzaju tandety, peryferyjnej subkultury. Z roku na rok, z miesiąca na miesiąc jest coraz gorzej. Podobnie, jak w przypadku muzyki disco polo, liczy się jedynie nakład i sprzedaż. Pseudopopularność. Słyszymy jakiś hałas, który trudno nazwać muzyką.
Tak właśnie jest z polską polityką. Brakuje w niej treści. System nie sprzyja tworzeniu ambitnych projektów. Generuje to co łatwe, lekkie i przyjemne.
Żadna z obecnie liczących się partii politycznych nie posiada pomysłu na Polskę. Tymczasem potrzebny nam jest polityk, który w ślad za amerykańskim wojownikiem o równouprawnienie, Martinem Lutherem Kingiem, powie: „Mam marzenie”.
Ja mam to marzenie! Marzy mi się Polska liberalna (w prawdziwym, a nie fałszywym tego słowa znaczeniu), ale przede wszystkim geopolitycznie – suwerenna, gospodarczo –innowacyjna, społecznie – pluralistyczna, kulturowo – otwarta na różne trendy, preferencje i oczekiwania.
Polska patriotyczna, która w przyszłości będzie jednym z czterech największych mocarstw świata, jak antycypuje amerykański geopolityk i ekspert wojskowy, George Friedman.
„Nie idź za tłumem..., bo nigdzie nie dojdziesz” – mówiła zmarła niedawno wybitna brytyjska premier Margaret Thatcher. Polski do sukcesu nie doprowadzi ani Tusk, ani Kaczyński, ani Kwaśniewski. Oni wszyscy są siebie warci, zorientowani tylko na poppolitykę.
Ostatnio Ryszard Kalisz powołał do życia stowarzyszenia o nazwie „Dom Wszystkich: Polska”. Tyle tylko, że Kalisz i żaden inny polityk nie wie z czego buduje się dom. Kiedyś Donald Tusk podczas pamiętnej debaty: Tusk – Kaczyński w 2007 r., powiedział, że dom buduje się z cegieł.
Jednak prawdziwy dom buduje się z uczuć. Z cegieł buduje się mieszkanie, które nie musi stać się domem.
A Polska ma być domem! Nowoczesnym i ufundowanym na twardych fundamentach.
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka