Czy PO ma z kim przegrać najbliższe wybory parlamentarne? Dla wielu komentatorów, publicystów, analityków wydaje się to scenariusz nieprawdopodobny. A jednak, w polityce, podobnie jak i w życiu, nic nie trwa wiecznie; procesy polityczne są dynamiczne, zaś trafniejszą kategorią opisu rzeczywistości politycznej jest nie pojęcie stabilizacji lecz tempa destabilizacji.
Patrząc w przyszłość można przewidywać kilka wariantów rozwoju sytuacji politycznej.
Pierwszy zakłada, że pogromcy PO wyłonią się w ramach obecnego status quo, w postaci fałszywej alternatywy, marketingowo zmanipulowanej w taki sposób, że chęć kontynuacji aktualnej polityki zostanie w istocie przedstawiona społeczeństwu jako zapowiedź głębokiej zmiany.
Ten scenariusz przewiduje sukces inicjatywy Europa+, która stopniowo odbierać będzie PO wyborców motywowanych lewicowymi postulatami kulturowymi.
Nawiasem mówiąc, jest coś na rzeczy w twierdzeniach Kwaśniewskiego sprowadzających się do tezy, że Tusk uruchomił wobec niego zorganizowany czarny pijar, choć z drugiej strony, nic nie może usprawiedliwiać biznesowego lobbingu uprawianego przez byłego prezydenta.
Prognoza, iż PO i Europa+ przegrupują szeregi, zaś ta druga formacja będzie pełnić rolę adwokata interesów układu (używając terminologii Jarosława Kaczyńskiego) jest prawdopodobna. Najnowsza historia Polski zna przykłady jeszcze dalej idących mutacji odbywających się na scenie politycznej.
Kluczowe pytanie w kontekście tego scenariusza sprowadza się do kwestii, czy obecnie dominujący układ biznesowy (struktura sieci klientelistycznych) odważy się postawić pieniądze na Europę+ kosztem PO? Czy też asekuracyjnie obstawi obydwie opcje?
Drugi wariant odwołuje się do głębszej zmiany i zakłada przesilenie w ramach aktualnego układu społecznego, o czym wspominał w programie u Bogdana Rymanowskiego, poseł Ludwik Dorn. Obserwując rozmaite wydarzenia mające miejsce na przestrzeni ostatniego roku, wydaje się, że inicjatywę po społecznej stronie polityki przejmuje, podobnie jak w połowie lat 90., NSZZ „Solidarność”
Z całą pewnością przewodniczący związku, Piotr Duda, buduje sobie kapitał polityczny, wyraźnie gra na siebie, próbując swoją osobą personifikować społeczne niezadowolenie w celu jego zdyskontowania.
Swoją drogą ciekawe jest, ile „Solidarność”, gdyby dokonać pomiaru jej politycznej siły, otrzymałaby w sondażach opinii publicznej. Spodziewam się, że nie mniej niż 10 proc.
Być może więc, czeka nas bardziej zdecydowane wejście do polityki „Solidarności” i powtórzenie epizodu AWS bis. Z tym zastrzeżeniem, że Duda jest przywódcą zdolniejszym od Krzaklewskiego, a towarzystwo lubianego i popularnego społecznie Pawła Kukiza, może dodać mu dodatkowego uroku. Kukiz ma spory potencjał popularności i jest na swój sposób charyzmatyczny.
Wbrew pozorom dla PO najgroźniejszy jest scenariusz wymiany elit, mający źródło w dynamice procesów pozaparlamentarnych (społecznych). Gdy debata publiczna toczona w murach parlamentu nie spełnia społecznych oczekiwań, a opozycja parlamentarna, paradoksalnie, wzmacnia rządzących, wówczas inicjatywę przejmuje ulica. Próbkę tego mieliśmy już w maju 2012 r.
O tym, że NSZZ „Solidarność” myśli o stworzeniu czegoś w rodzaju politycznej emanacji społecznego niezadowolenia, informował mnie rok temu jeden z członków komisji krajowej.
Pierwszy i drugi wariant zakładają wygaśnięcie polaryzacji PO-PiS i wykreowanie nowego politycznego sporu (autentycznego lub fałszywego).
Trzeci scenariusz rysuje się w optyce dotychczasowego podziału PO-PiS. Zakłada on, że konsekwentna krytyka obozu władzy przyniesie w końcu partii Jarosława Kaczyńskiego sukces, która najpierw trwale wyprzedzi PO w sondażach, zaś później wygra wybory parlamentarne.
To jednak wariant najmniej prawdopodobny. Decydujące są trzy przesłanki.
Po pierwsze, każde sondażowe wzmocnienie PiS będzie paradoksalnie na zasadzie sprzężenia zwrotnego, jeszcze większym wzmocnieniem PO. Paradoksalnie PiS mógłby wygrać z Platformą gdyby przyjął taktykę „głodnego krokodyla” skradającego się po cichu do swojej ofiary, o czym pisał kiedyś w Salonie24 dr Norbert Maliszewski; a więc gdyby rosnące notowania PiS-u nie zostały w porę odczytane przez sondażownie.
W kontekście tego rozumowania, PiS nie powinien się cieszyć ze zwycięstwa Bolesława Piechy w Rybniku, w wyborach uzupełniających do senatu, lecz płakać.
Po drugie, trudno wyobrazić sobie scenariusz, w którym PiS wygra wybory w takich rozmiarach aby rządzić samodzielnie, tymczasem jego zdolność koalicyjna jest bliska zeru.
Oczywiście w polityce nic nie jest wykluczone i mogą zdarzyć się rozmaite cuda, np. koalicja PiS z SLD, ale to mało prawdopodobne.
Po trzecie, nie jest jasne, czy Jarosław Kaczyński zamierza przejąć władzę w Polsce. Niewykluczone, że jest zainteresowany planem minimalistycznym, czyli obroną dotychczasowego status quo, w postaci: utrzymania przywództwa w partii, zagwarantowania jej finansowania z budżetu państwa, i legendyzowania pamięci zmarłego brata prezydenta.
Najbardziej prawdopodobny wariant jest taki, że zmiana politycznej warty nastąpi w łonie elity, a więc w ramach tego samego układu władzy, a precyzyjniej rzecz ujmując - nie tyle władzy co interesów.
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka