Kurier z Munster Kurier z Munster
2151
BLOG

Paradoksalnie Smoleńsk przedłużył dominację PO

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 61

Pokaż profilW 2009 r. napisałem w Salonie24 kilka tekstów przewidujących rychły regres supremacji PO na polskiej scenie politycznej. Było wówczas przynajmniej kilka przesłanek aby prolongować taki rozwój sytuacji politycznej: ogólnoświatowy kryzys; niska jakość rządzenia; ewolucja polskiej sceny politycznej, przeobrażenia społeczne, konflikty interesów w szeroko rozumianym obozie władzy, etc.

Jednak PO czasowo przedłużyła, zaś zakresowo rozszerzyła perspektywę swoich rządów. Trudno gdybać na zasadzie: co by było gdyby. Ale z całą pewnością jeden ze słabszych punktów Platformy stanowiły wybory prezydenckie, zaplanowane wg kalendarza politycznego na jesień 2010 r. Nie odważę się sformułować tezy, że Lech Kaczyński by je wygrał; z drugiej strony, nie postawiłbym pieniędzy (których zresztą nie mam) na jego zdecydowaną porażkę. Po prostu, wynik wyborczy ówczesnego prezydenta wydawał się z różnych względów sprawą mało oczywistą.

W dyskursie publicznym funkcjonuje pogląd jakoby katastrofa smoleńska sprzyjała procesowi mobilizowania elektoratu PiS, nazywanego często w żargonie publicystycznym „ludem smoleńskim”. Jednak tak naprawdę prawdziwym beneficjentem Smoleńska jest Platforma Obywatelska. Ewentualne zyski polityczne PiS są dalece dyskusyjne.

Smoleńsk spełnił w życiu społeczno-politycznym co najmniej kilka funkcji:

Odwrócił uwagę od kryzysu. Począwszy od 2008 r. kondycja ekonomiczna Polski systematycznie się pogarszała, jednak wyborcy tego nie odnotowali, gdyż problematyka gospodarcza nie była tematem numer jeden.

Na tym w oczywisty sposób zyskiwała rządząca PO a tracił opozycyjny PiS. Zamiast chleba mieliśmy w debacie publicznej typowe igrzyska.

Mobilizował się elektorat lewicowy. Katastrofa smoleńska przedłużyła koncentrację ludzi o lewicowych poglądach wokół PO. Z punktu widzenia efektu mobilności wyborczej, wbrew pozorom, najwięcej zyskała PO – utrwaliła lojalność dotychczasowych wyborców i zdobyła nowe obszary politycznej ekspansji. Wśród sporej części obywateli utożsamiających się z lewicowymi poglądami nastąpiła istotna modyfikacja wyborczych postaw – PO stała się partią pierwszego wyboru; wcześniej była przez tę część społeczeństwa postrzegana jedynie jako coś w rodzaju wariantu rezerwowego (zastępczego), czy też mniejszego zła.

Brak sukcesów lewicy na przestrzeni ostatni lat wynika między innymi stąd, że w istocie PO stała się czymś w rodzaju kulturowego substytutu lewicy. Obecnie mamy w Polsce lewicę wyalienowaną z materii społecznej. Na płaszczyźnie symboli, kluczową rolę z punktu widzenia dynamiki tego procesu odegrał Smoleńsk.

PiS zyskał to co bez Smoleńska i tak by miał. W tym przypadku zdobycze polityczne są mocno dyskusyjne, zaś taktyka PiS stosowana przez kilka ostatnich lat przypominała przysłowiowe zwożenie drzewa do lasu, czyli przekonywanie wyborców w gruncie rzeczy i tak już przekonanych.

Dodatkowo katastrofa smoleńska odebrała PiS-owi kilka mocnych argumentów:

Całkowicie przykryła aferę hazardową i tzw. aferę stoczniową. Z punktu widzenia dziennikarstwa śledczego, ta druga sprawa była o wiele ciekawsza – mieliśmy najprawdopodobniej do czynienia z próbą ustawienia przetargu pod nieistniejącego kontrahenta, a w tle być może również handel bronią Po katastrofie smoleńskiej nikt już o tych tematach nie wspominał, skazane na infamię odeszły w zapomnienie.

Oddzielny problem stanowią archiwa WSI (słynny aneks). W następstwie Smoleńska zmieniły właściciela. Tymczasem nowy depozytariusz nie jest zainteresowany ich ujawnieniem.

Te materiały kryją niejedną tajemnicę i PiS zapewne by je wykorzystał do wzmocnienia swojej pozycji politycznej, choćby w ferworze kampanii wyborczej w 2010 r. Z przyczyn obiektywnych nie mógł tego zrobić. 

Jednak obecnie dominacja PO dobiega końca. W tym przypadku mamy do czynienia nie ze zdarzeniami lecz z procesami. Czynnikiem, który ostatecznie pogrąży tę partię jest kompletny brak treści ideowej i jałowe nastawienie się jedynie na formuły wizerunkowo-marketingowe. W  ten sposób nie da się rządzić długo. Niestety, szuflady PO okazały się puste; odczuwalny jest kompletny brak oferty programowej dla ludzi.

Problem PO tkwi też w jeszcze jednym miejscu. Podobnie jak większość polskich partii politycznych jest ona „wydmuszką”, strukturalną abstrakcją; realnie zaś istnieje w niewielu miejscach (popytajcie o PO w gminach, w powiatach; policzcie jej faktycznych członków). Ten sam problem dotyczy PiS i większości polskich ugrupowań. Niestety w Polsce nie ma formacji zdolnej do rządzenia.

Względnie silne struktury posiada PSL. Jednak to partia przeżarta przez nepotyzm i korupcję. Podobnie postkomunistyczny SLD, w którym wciąż dużą rolę odgrywają rozmaite grupy interesów i postkomunistyczne sieci klientelistyczne.

Można się zastanawiać, w którą stronę pójdzie polska polityka po detronizacji Tuska i PO? Nie ma dobrej drogi. Aktualnie na polskim rynku politycznym nie widać ciekawej, atrakcyjnej alternatywy.

Pójście w kierunku PiS, to przejście z przysłowiowego deszczu pod rynnę. Wybór drogi nieobywatelskiej, ograniczającej rolę społeczeństwa oraz oddolnych inicjatyw. Kaczyński boi się ludzi, zaś kierowana przez niego partia jest mniej demokratyczna niż PZPR w okresie PRL-u.

Zamiana PO na Europę+, Kalisza, Piskorskiego, Olechowskiego, czy coś w tym rodzaju, to zmiana pozorna, wybór fałszywej alternatywy. Obranie kursu na nihilizm – kawior i marihuanę.

Poparcie dla Platformy Oburzonych, to powtórka z lekcji AWS; powrót do tendencji roszczeniowych i rewindykacyjnych; przeciwskuteczne  zwiększenie roli związków zawodowych w polityce.

Tu potrzeba kogoś, kto pójdzie w stronę wielkiej emancypacji społecznej, zmniejszy rolę elit i przywróci im prawdziwe znaczenie elitarności, zdemokratyzuje życie publiczne, odbierze partie polityczne centralnym liderom i odda w ręce ludzi, nada demokracji oraz samorządowi partypacyjny charakter, spluralizuje debatę publiczną, wypali korupcję oraz nepotyzm gorącym żelazem – wyskrobie żyletką i zdezynfekuje.

Jednak cały szkopuł w tym, że tak naprawdę tego nikt nie chce zrobić; zmianami żaden z liczących się graczy politycznych nie jest zainteresowany.

Ci którzy oglądali słynny western – „Człowiek, który zabił Liberty Valance’a – wiedzą, że od faktów mocniejsze są mity.

Tym sposobem, smoleński mit mocniej dociera do świadomości społecznej niż trzeźwa ocena rzeczywistości. Bo świadomości zbiorowej nie da się zredukować do sumy świadomości indywidualnych. Ona tworzy nową jakość i rządzi się swoimi prawami. Jest podatna na wyostrzenia, przerysowania i uproszczenia.

Wie o tym Macierewicz, ale jeszcze lepiej wie Ostachowicz.

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (61)

Inne tematy w dziale Polityka