Tekst będzie jak najbardziej na serio ale nie mogę się oprzeć by nie zacząć od czegoś absolutnie niepoważnego. Choć założenia były jak najbardziej poważne albo i doniosłe.
Myślę, ze trudno wśród użytkowników sieci znaleźć kogoś, kto nie obejrzał sobie wczoraj dwóch „zaangażowanych” klipów przygotowanych przez Główny Inspektorat Sanitarny i Wojewodę Warminsko-Mazurskiego a dotyczących problemu „dopalaczy”. Ten drugi film to dla mnie taka alegoria losów Platformy Obywatelskiej A.D 2015. Fabuła produkcji mazurskiego urzędnika doczekała się w sieci masy komentarzy, z których niemal wszystkie dotyczyły ukrytego przekazu filmu, sugerującego, że jeśli młodzieży da się wino to nie sięgną po „dopalacze”.
Myślę, że po 8 latach rządów PO problem tej partii jest dokładnie taki sam jak ten, na którym wyłożył się pełen dobrej woli lokalny rządowy urzędnik z Mazur. Chodzi o zniekształcenie przekazu na linii władza obywatel. Jeszcze wcale nie tak dawno Platforma to było „ą, ę”, Oxford i wszystkie inny „bułki przez bibułki”. Teraz jest obciach, cebula i „kotlecik z Warsa”.
W zasadzie powinno mi być całkowicie obojętne czy obywatele odbiorą władze PO dlatego, że będzie ich ona śmieszyła czy tez dlatego, że z cała świadomością uznają iż dalsze trwanie tej partii u władzy jest dla Polski niebezpieczne. Ostatecznie skutek będzie taki, jaki powinien być.
Jednak nie jest mi wszystko jedno. Jeśli faktycznie jesienią wyborcy zdecydują nie przedłużać mandatu obecnej ekipie stanie się to głownie za sprawą przekazania przywództwa nad państwem i partią dyletantce oraz poluzowania samokontroli przez poszczególnych tuzów PO w rodzaju Grabarczyka.
Myślę, ze mniejszość spośród krytykujących obecną władze kierować się będzie świadomością tego, że rządy PO to przede wszystkim dwie państwowe katastrofy, z których każda w normalnych warunkach normalnego państwa skutkowałaby takim politycznym trzęsieniem ziemi, że głowy leciałyby niczym ulęgałki.
Pierwszą była oczywiście katastrowa smoleńska. Abstrahując od tego, czy wyjaśniono czy nie wyjaśniono przyczyn i przebiegu tego, co zdarzyło się w Smoleńsku, nawet wersja najbardziej korzystna dla ówczesnej i obecnej władzy byłaby dla tej władzy dyskwalifikująca. Sprawujący władzę w kraju, który traci za jednym razem Prezydenta, sporą część parlamentu, dowództwo armii i kierownictwa ważnych państwowych instytucji natychmiast powinni tę władze stracić. Bo to na nich a nie na kimś innym spoczywa odpowiedzialność za państwo. Za państwo, które przeszło gwałtowną dekapitację powinno odpowiadać się głową. W umownym rzecz jasna sensie. Większość społeczeństwa kupiła jednak tę wersję, w której „państwo zdało egzamin” a konsekwencją katastrofy państwa było kilka awansów, generalskich gwiazdek i medali przypiętych szpilka do klap.
W przypadku katastrofy, którą na państwo mieli sprowadzić kelnerzy już tak miło dla władzy nie było. Za swoją wylewność i za jakoś tego, co się wylewało elicie władzy przyszło jednak zapłacić. Władza zachwiała się i być może już równowagi nie odzyska.
Jednak to zachwianie w mniejszym o ile nie w minimalnym stopniu związane jest z istotą owej katastrofy. Istotą, która polega na ujawnieniu absolutnej niezdolności państwa do tego, by chronić choćby tę garstkę wybranych, którzy określani są czasem, dość żartobliwie, elitą władzy. Fakt, że z poufnych rozmów naszej politycznej, hmmm…, „pierwszej ligi” powstały godziny nielegalnych nagrań to coś, co krótko trudno skomentować. To znaczy da się krótko, ale wymaga to języka rynsztokowego.
Bagatelizowanie faktu, że szef MSW i szef banku centralnego zostają nagrani jest dokładnie taką samą głupotą jak oburzenie na tych, którzy domagali się w sprawie Smoleńska ostrzejszego stanowiska wobec Rosji. W tamtym czasie w rozmowie z moim kolegą- lemingiem powiedziałem „Pomyśl, że ci, którzy nie umieli zadbać o bezpieczeństwo a później o zachowanie elementarnej choćby godności Prezydenta, posłów, senatorów, generałów mieliby zapewnić bezpieczeństwo twoim bliskim. Którzy nie są Prezydentem, ministrem, nikim choćby w połowie tak ważnym.”
Dziś tym, którzy bagatelizują fakt dopuszczenie do sytuacji, w której ów szef MSW i szef banku centralnego zostają nagrani zadam podobne pytanie. Czy myślicie, że skoro państwo (czytaj władza) nie potrafi zadbać o bezpieczeństwo Ministra Spraw Wewnętrznych i innych ministrów, jest w stanie zapewnić bezpieczeństwo zwykłym obywatelom?
Nie potrafiono zabezpieczyć dyskrecji rozmów najważniejszych osób w państwie w miejscu, z którego tuzy polityki i gospodarki w zasadzie nie wychodziły a „rządowa erka” w drzwiach zderzała się z inną „rządową erką”.
Już na tym etapie zamiast państwa mamy wielką czarną dziurę. A przecież jest jeszcze treść rozmów. Jej znaczenie zestawię z nagraniem, które swego czasu wykonał Adam Michnik rozmawiając z Lwem Rywinem. Jedna taśma, banalna sprawa a ci, którzy zasłużyli, do dziś nie mogą się podnieć po ciosie, jaki ta taśmą im zadano.
W nagraniach „kelnerów” są rzeczy, które „łapówkę Rywina” przebijają o kilka długości. Choćby szczerość Ministra Spraw Zagranicznych przyznającego, ze przez lata realizował politykę, którą sam uważał za szkodliwą dla państwa. Mamy szefa spraw wewnętrznych próbującego załatwić użycie zasobów i mechanizmów banku centralnego do politycznej walki z opozycją.
Pamiętam jeszcze jedną taśmę. „Taśmę Beger”, po której Piotr Stasiński z „Wyborczej” grzmiał, ze „cała Polska to słyszała” mając na myśli zbrodnicze zamiary PiS-u. Od tamtego czasu słuch Stasińskiego i reszty ekipy z Czerskiej, Wiertniczej i z okolic jakby się pogorszył. I w rozmowach z „Sowy” oraz „Amber Room” pobrzmiewała im „propaństwowość”.
Tak skutecznie pobrzmiewała, że za samą treść taśm nikt by się nie tylko żadnych głów nie domagał ale faktycznie uznać byłby gotów występujących w nagraniach za prawdziwych bohaterów.
Na szczęście ci bohaterowi zrobili wszystko, by dla przeciętnego i najczęściej powierzchownego odbiorcy swych działań pokazać się jako „odrażający, brudni, źli”. To ironia, że ci, którzy już zapłacili za swą wylewność połączoną z bezmyślnością, zapłacili nie dlatego, że państwo okazało się paździerzową dekoracją. I nie za to, że do tego stanu to oni je doprowadzili.
Zapłacili za „grzechy mniejsze” czyli za pazerność, bezczelność i taka drobna w ludzkim wymiarze nieuczciwość.
Padli, bo im się zachciało tych ośmiorniczek i policzków, bo płacili publiczna kasą. Gdyby zżarli schabowego, zapłacili ze swoich a hipotetycznemu „panu Waldkowi” zostawili piątaka napiwku obywatele mieliby gdzieś, że cały świat co ustalali przy tym schabowym.
Świadomość, że mogło się im udać, gdyby tylko nie mówili „chuj” i „kurwa”, gdyby mieli konserwatywny gust kulinarny i odrobinę elementarnej uczciwości do pieniędzy w bardzo ponurym świetle stawia to nasze państwo. Które rozwaliło się o Smoleńsk, o „Sowę i Przyjaciół” i które chcą nam jeszcze sprzedać jako „nie bite i mało śmigane”.
Inne tematy w dziale Polityka