Odbieranie głośnej ostatnio wypowiedzi Ewy Wanat o „sklepie przejmowanym po Żydzie” jedynie jako świadectwa jej kompetencji umysłowych byłoby sporym uproszczeniem. Jest to bowiem kapitalne wprowadzenie do dyskusji o tym jak państwo i jego instytucje są traktowane przez środowiska określane jako nasze elity polityczne i intelektualne.
Rzeczywiście przywołana wypowiedź poziomem dorównuje co najwyżej pamiętnym słowom Jaśka Tadli o jego mamie i zabieranej jej po 20 latach pracy w telewizji, wygłoszonym na manifestacji KOD. To zestawienie Wanat i nastoletniego Tadli jeśli przynosi komuś ujmę to raczej nie chłopakowi, który o świecie pewnie jeszcze za wiele nie wie a świat o nim wie dlatego, że zbyt szybko chłopak zetknął się z cwaniakami gotowymi wykorzystać go do własnych celów.
Jednak słowa Wanat i Tadli zestawić ze sobą należy nie tylko z uwagi na przebijający z nich prosty, może nawet prostacki a w przypadku Wanat wręcz prymitywnie głupi wydźwięk. Mogą być one istotnym tropem dla szukających wyjaśnienia skali histerii, jaka niektóre środowiska zareagowały i nadal reagują na wyborcze, wywalczone zgodnie z demokratycznymi regułami zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości.
Obserwując histeryczne reakcje środowisk dotychczas uprzywilejowanych na przejęcie władzy przez PiS i chcąc jej jakoś zracjonalizować można założyć dwie możliwości.
Pierwsza jest taka, że jest to dokładnie przemyślana i skalkulowana propaganda, mająca na celu maksymalne skomplikowanie sytuacji społecznej w Polsce a w przyszłości doprowadzenie do jakiegoś politycznego przesilenia, skutkującego odzyskaniem władzy przez dotychczasowy establishment.
Druga, z pozoru mniej prawdopodobna a dla niektórych pewnie nawet fantastyczna, to będący wynikiem powyborczego wstrząsu szok, efektem którego jest ujawnienie ukrywanego dotąd konsekwentnie za fasadą demokracji rzeczywistego punktu widzenia elit na to czym jest państwo i jaka jest w nim rola tych elit.
O ile zachowania głównych graczy tej strony politycznej sceny trudno interpretować jako potwierdzające jedną albo drugą z wymienionych możliwości o tyle słowa zarówno syna Beaty Tadli jak też Ewy Wanat stanowią kapitalną przesłankę. Z reguły jest bowiem tak, że prawdę poznajemy najprędzej właśnie dzięki różnym „najsłabszym ogniwom”. Dywagacje nastolatka o mamie, której „się zabiera” coś, co było jej od 20 lat a jeszcze bardziej bredzenie Wanat o „pożydowskim sklepie” to wskazówka, pokazujące jak w środowiskach, do których należy i Tadla i Wanat traktowało się państwo i jego instytucje.
Zarówno w słowach Tadli jak też Wanat dziennikarze mediów publicznych jawią się nie jako ich pracownicy ale właściciele. A pozbawienie ich wpływy na te media to coś złego a nawet, idąc za słowami Wanat, zbrodniczego. Jednym słowem kradzież.
Oczywiście można tłumaczyć, że Ewa Wanat a tym bardziej nastoletni Jasiek Tadla nie tworzą opinii środowiska, z którego się wywodzą. Ja się z tym w pełni zgadzam. I tym bardziej będę obstawał przy swojej opinii. Oczywiście nastoletni Tadla nie wymyślił sobie, że mamie zabierają coś, co się jej należy. Podobnie Wanat, choć starsza od syna Beaty Tadli, dała już dowody, że warto ostrożnie podchodzić do jej wynurzeń. Jestem zdania, że i ona sama z siebie nie wysiliła tej paraleli między działaniami PiS i, nieomal, „nocą kryształową”. Oboje przetworzyli to, co wokół siebie słyszą. I co do nich trafia jako coś naturalnego, oczywistego.
Punkt widzenia elit, w którym działania demokratycznie wybranych władz są w istocie zamachem już nie na ugruntowane przez lata status quo ale na stan posiadania potwierdzają też słowa Jerzego Stępnia, który przy wszystkich swoich grzechach reprezentuje znacznie więcej niż Wanat. Występując na spotkaniu ze zwolennikami KOD to, co obecnie dzieje się w Polsce nazwał rewolucją.* W jego przekonaniu rewolucją jako czymś jednoznacznie negatywnym.
Takie rewolucje zazwyczaj przewracają strukturę społeczną, negują prawa własnościowe. I jeśli miałbym w jakiś sposób tłumaczyć przywołaną przez Stępnia rewolucję to właśnie jako tą, która podważa pozycję klasy dotąd panującej i neguje jej prawo do państwa. Państwa traktowanego nie jako „rzecz wspólna” ale jako coś na kształt spółki akcyjnej, w której udziały dostaje się raz na zawsze. I wara innym do tego.
Zatem jeśli miałbym środowiskom, które przywykły do roli właścicieli Rzeczpospolitej Polskiej sp. z o.o. podsunąć właściwsze określenie na to, co zrobił PiS wygrywając wybory i wprowadzając po zwycięstwie obiecywane porządki. To nie zamach, nie rewolucja a wrogie przejęcie. W spółkach z ograniczona odpowiedzialnością tak się to zwykło nazywać.
* http://komitetobronydemokracji.pl/stepien-w-kielcach-mamy-juz-rewolucje/
Inne tematy w dziale Polityka