Obserwując z pozoru absurdalny front obrony Lecha Wałęsy mam pełną świadomość tego, że nikt, nawet ci najbardziej „solidarni z Lechem Wałęsą” nie wierzą w możliwość pełnego oczyszczenia byłego przywódcy Solidarności i Prezydenta RP. Nie wierzą chyba nawet w to, że uda się jakoś szerzej zakorzenić w społeczeństwie wersję o „trudnych i dramatycznych wyborach” czy hasło „wszyscy byliśmy jakoś uwikłani”. Zawsze wszak znajdzie się jakiś Kelus z Kelusową, którzy jakiemuś Rulewskiemu odpowiedzą „nie obrażaj nas bo myśmy nie byli”.*
Być może kiedyś, jakiś spory czas temu można było mieć nadzieję, że wojna o pamięć czasów Solidarności, „Stanu” i konspiracji da się wygrać pod znakiem Lecha Wałęsy na białym koniu. Problem jednak zawsze był w samym Wałęsie, który robił wszystko, by topniejącej z czasem swoich zwolenników czy wyznawców ułatwić to topnienie. Poczynając od wygórowanych „kryteriów sukcesu” sprowadzających się do krótkiego komunikatu „To ja sam obaliłem komunę a inni tylko przeszkadzali” a na negowaniu faktów skończywszy.
Ten czas, który spokojnie mógł posłużyć Lechowi Wałęsie do uczciwego umoszczenia się w naszej historii został przez niego zmarnowany.
Dziś materiały, które za sprawą żony Czesława Kiszczaka trafiły do zasobów IPN sensacją są w stopniu ograniczonym. Myślę, że więcej jest takich, którzy po ujawieniu faktu zachowania oryginalnych materiałów dotyczących agenturalnej przeszłości Wałęsy pokiwali tylko głowami i powiedzieli sobie „oliwa sprawiedliwa” niż tych, do których prawda dotarła w postaci trzęsienia ziemi. Wszak sprawa agenta „Bolka” znana jest i była wałkowana przez lata. Kto uwierzył, uwierzył dawno. Kto nie wierzył…
I tu dochodzimy do sedna, które sobie pozwoliłem opisać w tytule jako „rekolekcje dla niewierzących”. To właśnie dla tej grupy, która przez lata postanowiła być oporna na fakty organizuje się ów teatr, który ja akurat z niemałym ubawieniem oglądałem w TVN-ie. Dla mnie takim skrajnie groteskowym przykładem była rozmowa Justyny Pochanke bodaj z Andrzejem Friszke. Historyk tłumaczył, że nawet jeśli było jakieś uwikłanie to należy pamiętać, że czasy były bardzo ciężkie. Na to Pochanke szybko dodała „i krwawe!”.
Tu na chwilę pozwolę sobie na dygresję w sprawie, w której zawsze mnie ponosi i ponosić będzie do końca moich dni. Z jakimś głęboko zakorzenionym masochizmem śledze TVN dość regularnie ale za nic nie mogę sobie przypomnieć by w rozmowach o Jaruzelskim ktoś z tej stacji podkreślał, że 1970 czy 1981 rok to były czasy krwawe. Trudne owszem bo to akurat podkreślało „tragizm postaci” ale krwawe już niekoniecznie bo to mogło rodzić pytania za czyją sprawą.
„Rekolekcje dla niewierzących” nie są wbrew pozorom po to by oczyścić Wałęse i by mit jego niepokalania zachować także i w tych, którzy bliscy są by się jednak na agenta „Bolka” dać nawrócić.
Lech Wałęsa czyli agent „Bolek” to pionek w tej grze. Pionek w bardzo dużej opresji. Jednak gracze nie mogą sobie pozwolić na jego stratę.
O razu zaznaczę, że pisząc o Wałęsie „pionek” nie umniejszam jego roli w czasach walki z Polską Jaruzelską. Pionkiem jest on teraz.
Zauważyłem, że dość powszechną reakcją na akcję „Gazety Wyborczej” „Solidarni z Lechem Wałęsą” były żądania przypomnienia jej tekstów z początku lat 90-tych poprzedniego wieku, poświęconych temu samemu Wałęsie, z którym teraz są tacy solidarni. Ja przypomnę „ciętą ripostę” Adama Michnika, który, pytany wówczas czemu jest przeciw Wałęsie, odparł, że słysząc o 6 rano dzwonek do drzwi chce mieć pewność, że to mleczarz.
Zatem cała ta „solidarność z Wałęsą” to tylko taktyka. Nie ukrywam, ze podzielam opinię iż z 50 kg kiszczakowych archiwaliów teczka „Bolka” to materiał najmniej wybuchowy. Jednak hipotetyczne rozbrojenie go to krok ku neutralizacji skutków eksplozji całej reszty.
I o to grają ci „solidarni”. Mają nadzieję, że po wszystkim jeszcze w ogóle będą jacyś niewierzący.
Niewierzący w to, że owe 50 kg to była zarówno polisa bezpieczeństwa dla Kiszczaka i jemu podobnych i miara skurwienia tych, co przez lata robili za „agentów ubezpieczeniowych” dających tamtym wspomniane polisy.
* http://wpolityce.pl/polityka/282193-jan-krzysztof-kelus-list-otwarty-do-senatora-jana-rulewskiego-poczulem-sie-dotkniety-gdyz-kolaboracja-z-komuna-sie-nie-zhanbilem
Inne tematy w dziale Polityka