rosemann rosemann
1539
BLOG

Czy ziomale potrafią grać – Babie Doły cz. II

rosemann rosemann Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 22

Nachodziłem się drugiego dnia zanim w ogóle udałem się na lotnisko. Rano, o 6:13 (ja wiem, że w urlop to zboczenie) biegałem i w trakcie biegania zobaczyłem pejzaż przepiękny z jednego miejsca. Ponieważ przyjaciółka, ta co miała ale nie mogła jechać, kazała widoki zdejmować i wysyłać, po śniadaniu udałem się posłusznie zdjąć ów pejzaż. Jak się biegnie to jakoś bliżej jest… Pięć kilometrów musiałem iść by dachy Mostów i kawałek zatoki uwiecznić.

Na festiwal dojechałem wcześniej niż dnia poprzedniego więc miejsce parkingowe miałem lepsze. Przynajmniej teoretycznie bo żeby wyjechać musiałem się brzydko powyrażać o „kreatywności” odpowiedzialnych za parking szukając drogi wyjazdu po koncertach. Po tradycyjnym skonsumowaniu chyba jeszcze bardziej wodnistego Heinekena niż ten występujący normalnie w naturze poszedłem na koncert kapeli Panieneczki. „Gramy muzykę inspirowaną folklorem kujawskim” powiedziała wokalistka. Gdyby zrobiła to na samym początku, z miejsca bym sobie poszedł. Wiadomo bowiem, że nie ma nic bardziej syfiastego i nudnego niż folklor kujawski, którego emanacją jest kujawiak przez wielu zwany chujawiakiem. Na szczęście dla Panieneczek i dla mnie powiedziała to po odegraniu dwóch kawałków w tym wściekle rokowej wersji pieśni „Czerwone jabłuszko przekrojone na krzyż”. Ja nie kpię. To druga najostrzejsza po „Bo jo cię kochom” De Press wariacja na temat muzyki ludowej jaką słyszałem. Generalnie uczucia mam mieszane bo to wyglądało nieco naciąganie. Ale przyznaję, główna wokalistka (bo cała piątka pań śpiewała) i skrzypaczka były znakomite. Ta druga jak zaczynała grać to się szaleństwo robiło i na niej głownie opierał się momentami hard rockowy charakter grupy.

Rasmentalism to takie hiphopolo z wokalistą rapującym tak, jakby z niego zeznania wymuszano ściskaniem jąder. Poza tym zdecydowani wolę rap społeczny od stołecznego. Z tego drugiego wystarczy mi Taco.

L Stadt gra w Gdyni po raz czwarty. Widziałem ich jak grali po raz pierwszy. Nie podobało mi się ale nie mogłem sobie przypomnieć czemu. Tym bardziej, że tym razem zaczęli grając kapitalny rock a w trzecim kawałku grali jakby pochodzili z południa Stanów. No i zagrali czwarty kawałek, gość pojechał falsetem, było jakby tarł styropianem o szybę a ja przypomniałem sobie z miejsca czemu mi się nie podobali przed laty. Poza tym piskiem i uuuuuchaniem i oooochaniem eklektyczni są do tego stopnia, że człowiek przy każdym utworze zastanawia się czyj kower grają. Gdy sobie szedłem grali Niemena czyli swój nowy utwór. Wokalista akurat śpiewał o wyszywanych makatkach…

Czerwone Świnie to puny. W dobrym gatunku i antyststemowi bardzo. Tyle, że to smutne, gdy rasowe puny walące w system na Openerze to nie jakieś chłopaki z Miastka tylko dramaturg Demirski i jakaś znana (akurat nie mnie) pani reżyser. Ktoś te Świnie nagłośnił tak, jak się za mojej młodości nagłaśniało nie tylko punków czyli mocno „dał do przodu” sekcję a gitarę przesterował i ni cholery nie można było słów zrozumieć. A jak agitować przeciwko władzy gdy nie słychać co się mówi. Do tego pani reżyser na wokalu krzyknęła, że jedynym poetą-socjalistą był Broniewski. Boże mój! Ja już nie wspomnę Szymańskiego tylko zauważę, że dziewięciu na dziesięciu z tych poetów, co byli są i będą to socjaliści o ile nie komuniści. Nie byli socjalistami tylko ci, co tworzyli, gdy jeszcze socjalizmu nie wymyślono. Poza tym był bluzg na Glińskiego i na miesięcznice czyli antysystem ze Zbawiksa.

Potem spotkałem koleżankę z dawnej pracy i z mojego miasteczka. Zachęcała mocno do Organka bo to ziom też z mego miasta. Organka dotąd nigdy nie słyszałem. No bo raz, że co tam może grać ktoś z takiej muzycznej dziury jak moja mieścina. No i co może zaoferować ktoś, kto się Organek nazywa? Pewnie ciut więcej niż ktoś, kto by się zwał Cymbałek.

No i tu padnie odpowiedź na tytułowe pytanie. Powiedzieć, że ziomale umieją grać to mało. Organek chyba już wygrał ten festiwal bezapelacyjnie. Konkurencję rozgniótł i wdeptał w ziemię. Tak, jak wczoraj mówiłem, że Kortez jest wielki (tylko jojczy i smęci) tak dziś cofam to! Kortez przy Organku to dzieciaczek. Momentami myślałem, że Lemmy Kilmister musiał odejść żeby mógł przyjść Organek. I nie wiem co jeszcze powiedzieć ale tak, jak Organek to mało kto albo i nikt jeszcze w Gdyni nie wymiatał.

Almę, taki chyba szwedzki chyba duet oglądałem na telbimie. No ABBA to to nie była. Jedna z raperek wyglądała jak Agnetha gdyby tamta nie uważała na linię. Oglądałem na telebimie bo jak szedłem do namiotu ze sceną, pod telebimem zobaczyłem zgrabnie wyginającą się panią. I ona, jak mniemam, pod takim kombinezonem w kolorze śliwkowego musu ze śmietaną nie miała zapewne majtek ani nic innego. Tak przynajmniej wnosiłem ze swobody, jaką w ruchu osiągały jej pośladki. A jak orzekł swego czasu doktor medycyny Gregory House takich sytuacji się nie ignoruje. Duet chyba szwedzki to był taki miękki, popowy prawie hiphop. Przyjemny ale do szybkiego zapomnienia.

Young Fathers to było kilku murzynów, co się gibali. Jeden w białym podkoszulku był. Poszedłem sobie. Nie, żebym miał coś do murzynów. Ale gibali się do takiego podłego techno.

David Byrne… To był ten poziom co Nick Cave. Tyle, że na drugim biegunie. Nick to emocje, spontaniczny show a Byrne to reżyseria, synchronizacja, horeografia, kroki i gesty prawie przy linijce. Spektakl z niepokojącą atmosferą jakby reżyserował David Lynch. Nie do zapomnienia. Kolejny wielki występ. Swoją drogą niesamowite było słuchanie Talking Heads ze świadomością, że Talking Heads nie istnieje.

I na koniec Depeche Mode. Ja nigdy nie rozumiałem tego fenomenu. Czemu z czasów New Romantic przetrwali akurat oni? Co przyciąga do nich najwierniejszych fanów na świecie? Byłem bliski zrozumienia ale jednak nie otwarły się dla mnie drzwi wiedzy o fenomenie DM. Było kilka momentów wielkich albo nawet bardzo wielkich ale poza tym raczej coś na poziomie Arctic Monkeys. Gahan wyglądał jak cygański alfons i co rusz „znacząco” łapał się za krocze a Gore przypominał topielca wyciągniętego po kilkudniowym dryfowaniu.

I na tym mój dzień się prawie skończył. Na Massive Atack czekać nie chciałem bo pomiędzy DM a nimi nic interesującego nie było a dla samego Massive Atack wracać koło 2 i jeszcze pewnie w dłuuugim wężu aut nie chciałem.
Ostatnim aktem było odszukanie drogi na parkingu bo te, które były od lat jakiś mądrala pozwolił pozastawiać i nie wpadł na to by on sam albo ktokolwiek prowadził wyjeżdżających na te nowe. Tak więc dzień w Babich Dołach skończyłem wieloma wyrazami na k.

Dzień był zdecydowanie polski:
1.    Organek
2.    David Byrne
3.    Depeche Mode
4.    Panieneczki
5.    Czerwone Świnie (za czad bo tekstów, na moje szczęście, nie słyszałem)

rosemann
O mnie rosemann

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura