Zasznurowana Zasznurowana
377
BLOG

Ciało, które mówi - cz. 1

Zasznurowana Zasznurowana Rozmaitości Obserwuj notkę 9

"Zmierz sobie IQ, debilu!!!" - mam ochotę krzyknąć na pewną osobę, do której po raz setny nie dociera prosty przekaz. Nie krzyczę tego, bo uważam, że byłoby to przeciwne Miłości bliźniego, ale samo artykułowanie w myślach na chwilę poprawia mi nastrój i przynosi krótkotrwałą ulgę. Bardzo, ale to bardzo długo docierało do mnie, że to uczucie błogości, jakie mnie zalewa, gdy wypowiadam słowo na D, jest zwerbalizowaną opowieścią o tym, co przytrafiło się mi, kiedy byłam dzieckiem. Tak, bo byłam (i jestem) traktowana jak niedorozwinięty umysłowo stwór. Naprawdę!  Akcja z chochelką, którą tu opisałam niedawno, pokazuje to najlepiej.  Tych sytuacji były setki, jeśli nie tysiące, i one powtarzały się bez przerwy do chwili, kiedy ktoś z mojej rodziny interweniował i delikatnie poprosił moją matkę, żeby przestała pisać i do mnie dzwonić. Jej ostatnie sms-y są żywym dowodem na to, że ja wciąż jestem dla niej debilem...

Dlaczego tak się działo? Trzeba by zapytać hitlerowców. Wcale nie żartuję - przecież właśnie oni deprecjonowali wartość całych narodów, a robili to po to, żeby usprawiedliwiać przemoc wobec nich. Jak ktoś jest głupi i bezużyteczny (bo np. nie wie w wieku kilku lat, co to chochelka), to w pełni usprawiedliwione będzie znęcanie się nad nim. Jeśli Czytelnik ma w tym momencie chwilę zawahania, to niech sobie przypomni niedawną sytuację z gwałtem na biegaczce z kabackiego lasu i "niefortunnym" komentarzem pewnego polityka, który sugerował, iż sama sobie winna, że biegała po ciemku.Ten komentarz powiedział nam bardzo dużo o człowieku, którego właśnie w ten sposób nauczono postrzegać rzeczywistość... zupełnie jak mnie. Dziesiątki razy nie opowiedziałam w domu matce, że ktoś się w szkole nade mną znęcał, bo bałam się - nie bez powodu - że mi się dostanie. Tak! obrywałam, gdy byłam ofiarą. Zawsze znalazł się powód, dla którego to ja byłam winna, bo przecież po co tam w ogóle byłam, po co się odzywałam, a mogłam przewidzieć... Moja krzywda znowu była dla niej dowodem na moją głupotę, na to, że jestem nieprzystosowana społecznie i w ogóle nie nadaję się do życia. I gdy w dorosłym życiu spotykało mnie to znowu - brałam odpowiedzialność na siebie. Chociaż nie! - biorę ją nadal.

Dzięki temu, że wciąż odczuwam przymus mówienia komuś, że jest debilem (w ściśle określonych sytuacjach), mogłam to sobie dobitnie uświadomić. Ten przymus zapisany jest w moim ciele, w każdej jego komórce, w każdym odruchu i jest absolutnie nie do wyrugowania. Mimo że tego nie robię i nie mówię ludziom, co o nich "myśli" moje ciało, wcale nie czuję się lepiej, bo wciąż mam ochotę to zrobić. Chcę odczuć ulgę. 

Jeśli ktoś - podobny do mnie - zostanie rodzicem, wychowawcą albo szefem na odpowiedzialnym stanowisku, los podległych mu ludzi jest opłakany. Ale niech nikt się nie łudzi, że uda mu się ominąć takiego wampira, który potrzebuje sobie przynieść ulgę poniżaniem drugiego. O, nie! Bo wampir sam stworzy sytuację, kiedy będzie mógł udowodnić, że ofiara zasługuje na lanie. WSZYSTKO będzie mu sprzyjać, tak jak przez prawie trzydzieści pięć lat sprzyjało mojej matce. Dąży do tego jego całe jestestwo.

Problem polega na tym, że ulga, którą się odczuwa po zadaniu komuś krzywdy, nie trwa długo, a w zasadzie działa odwrotnie niż byśmy sobie tego życzyli, ponieważ wciąż nie stało się zadość naszej krzywdzie, tzn. nie została nazwana, opowiedziana, przeżyta i opłakana. Zostają za nami stosy trupów, złamanych serc albo i żyć... takich jak moje, którego sensu wciąż nie czuję. Najprawdziwszym dramatem jest sytuacja, w której wampir żyje w swoim wyimaginowanym świecie, opartym na jego wewnętrznych zasadach, a one stają się podstawą dla nowej rodziny, gdzie te zasady - a nie Boże Prawo - są świętością nieprzekraczalną. Oczywiście, że wciąga się do tego Boga i czwarte przykazanie, co tylko umacnia chory układ i wbija potomstwo w tym większe poczucie winy. Potomstwo, gdy jest krzywdzone, żyje w przekonaniu o tym, iż zasługuje sobie na te krzywdy, bo przecież na każdym kroku udowadnia mu się, że jest głupie. 

Czuję się głupia. Nawet jeśli o tym nie myślę w danym momencie, to moje ciało wciąż mi o tym przypomina. Nie potrafię podjąć żadnej decyzji bez wartościowania jej - najczęściej z oceną negatywną. I w każdej okoliczności doszukuję się swojej winy, a już zwłaszcza wówczas, gdy dzieje mi się krzywda. Jestem przez to jak ciągle otwarta rana, nigdy niezagojona, bo wciąż czekam na to, że matka będzie zadowolona ze mnie. Zmęczenie, jakie często odczuwam, jest wynikiem ciągłego wysiłku skierowanego na zadowolenie jej, a że nie znam sposobu, by to uczynić, wysilam się tym bardziej. Na zewnętrznych poziomach bytu udało się to nieco naprawić, ale to, co najgłębiej, wciąż jest chore i przymusy myślenia o innych, że są głupi, mówią mi o tym głośno. Zasłaniam bowiem w ten sposób swoje (urojone bądź nie) braki i poczucie niskiej wartości. 

c.d.n.

https://www.rozalewanowicz.com/ rozalewanowicz.com Pisarka. Autorka trylogii "Porwana" i powieści "Otwórz oczy, Marianno".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości