W jednej ze swych prac naukowych podjąłem – zawsze aktualną – problematykę dobra wspólnego. Nauka humanistyczna zajmuje się tym pojęciem od lat wielu, a to, że zagadnienie jest wciąż świadczy dobitnie, iż jest to temat istotny.
Dobro wspólne to pojęcie należące do grupy pojęć nieostrych. Trudno bowiem stwierdzić definitywnie czy gminny plac zabaw jest dobrem wszystkich mieszkańców gminy, skoro większość jej mieszkańców w żaden sposób nigdy z niego nie skorzysta. Czy zatem dobrem wspólnym może być przedmiot nie używany powszechnie, a jedynie powszechnie dostępny. Też nie do końca, wszak istnieją zakłady administracyjne zamknięte o charakterze przymusowym, jak chociażby szpitale zakaźne czy zakłady karne. Sytuacji nie rozwiązuje ostatecznie dodanie kwalifikatora poprzez który rzeczone dobro wspólne moglibyśmy określić jako wartość materialna lub niematerialna służąca realizacji interesu publicznego poprzez wykonywanie prawem przewidzianych zadań publicznych. I tu niestety zderzamy się z pojęciem nieostrym jakim jest interes publiczny.
Interes publiczny nie jest również przez naukę pojmowany jednolicie. O ile możemy stwierdzić, iż porządek publiczny leży w szeroko pojętym interesie publicznym, o tyle każdy wskazuje granicę ingerencji państwa w prawa i wolności obywatelskie odmiennie. Najlepszym tego przykładem może być zachowanie osób, które mimo powodzi decydowały się pozostać w swym domostwie. Większość z tych osób czyniła tak w obawie o nieubezpieczony dobytek, nierzadko dobytek całego życia. Tym niemniej to na administracji publicznej i służbach mundurowych ciążył obowiązek dostarczania tym powodzianom wiktu i opierunku, co łączyło się oczywiście z dodatkowym zaangażowaniem osobowym i finansowym jaki infrastrukturalnym. Zarządzenie ewakuacji nie ma charakteru przymusowego, mimo iż wiele aktów wydawanych przez organy administracji taki przymiot posiada.
No właśnie, co jest ważniejsze, wola człowieka czy interes wspólny i dobro wspólne, które zdefiniować jest trudno. W państwach socjalnych takiej granicy nie da się realnie ustalić bez szkody dla państwa lub jego obywateli. W państwie liberalnym, osoby które zdecydowałby się pozostać w swoim domu mimo ogłoszonej ewakuacji musiałby zapłacić za kolejne indagowanie organów państwa, a rząd nie wypłaciłby złotówki nieubezpieczonemu człowiekowi. Ponieważ to jest sprawiedliwe i równe traktowanie poważnych ludzi przez poważne państwo. Dlaczego ci ubezpieczeni, którzy myślą nie tylko o sobie ale i o swych rodakach, są stratni z tego powodu, że ich sąsiad nie raczył się ubezpieczyć i rząd ze wspólnych pieniędzy da mu zapomogę albo wybuduje mu dom.
Porzućmy jednak marzenia. Państwa odpowiedzialnego z odpowiedzialnymi obywatelami jeszcze długo nie uświadczymy. Tym czasem nauka będzie mogła spokojnie dumać czym w państwie socjalnym jest dobro wspólne i interes publiczny. To ostanie nie jest takie złe, ćwiczenia umysłu są zawsze pożądane.
Pozdrawiam
Inne tematy w dziale Polityka