Pod mym wczorajszym wpisem o niewolnictwie pojawiły się komentarze sugerujące, iż liberalizm doprowadziłby do powstania państwa totalnego, w którym panuje eugenika i szerzy się przemoc zadawana przez najsilniejszych. Ogólnie rzec można, iż komentatorzy uosabiają państwo liberalne albo z anarchią albo z komunizmem. W obu przypadkach są dalecy od prawdy.
Propagatorzy równości postulując równość socjalną zaprzeczają fundamentalnym zasadom liberalizmu. Te zasady to: wolność, własność prywatna, równość w prawie, pokój społeczny i odpowiedzialność. Szeroko afirmowania równość, jako taka, nie istnieje, podobnie jak sprawiedliwość społeczna czy społeczna gospodarka rynkowa. Te pojęcia zostały skomponowane na potrzeby państwa stosującego metody socjalistyczne. Równość w państwie komunistycznym czy socjalistycznym rozumiana jest, jako równość w dostępie od dóbr, które dystrybuuje, a właściwe redystrybuuje to państwo. W skrajnych i absurdalnych przykładach można by zakazać organizowania zawodów w koszykówkę i siatkówkę ze względu na społeczną niesprawiedliwość podstaw tych gier. Trzeba powiedzieć otwarcie, równość w dostępie do usług i dóbr wytwarzanych jest absurdalna i logicznie nieuzasadniona. Powiem więcej, jest skrajnie nieuczciwa. Dlaczego poważany i doskonale wykształcony lekarz czy prawnik powinien dostawać od państwa tyle samo pieniędzy za różnej jakości usługi? Dlaczego państwo quasi niewolnicze zmusza niewolników do płacenia „składki zdrowotnej” roztaczając przed nimi iluzje troski o ich życie, a cała ta konstrukcja państwowa jawi się jako zbiorowa umieralnia? Ponieważ ten system oparty jest na fałszu. Nie istnieje żadna logiczna przesłanka do tworzenia takich systemów. Argument wspólnotowy ocierający się o zasady czynnego współczucia (byłem głodny…) jest stosowany niewłaściwie. Żadna pomoc nie może mieć swego źródła w przymusie. Pomoc stoi w oczywistej opozycji do przymusu, pomagam bo chcę, a nie pomagam bo muszę. Kiedy muszę, staję się wykonawcą czyjejś dyspozycji pozostającej poza moją wolą, staję się bezwolny.
Jedyna rozumna równość, to równość w prawie. To jednak teza ogólna, albowiem prawo samo w sobie może być emanacją nierówności. Wszak w państwach komunistycznych czy faszystowskich też system prawny funkcjonował. Idzie o to, że prawo – nie wdając się w szczegóły - ma chronić życie, wolność, własność, obrót gospodarczy i bezpieczeństwo. Są to wartości, które muszę być zabezpieczone przez państwo, ale nie kreowane. Państwo nie powinno ingerować w obrót gospodarczy, ale powinno dopilnować, by ten, kto powinien zapłacić umówioną sumę a tego nie czyni, zrobił to. Państwo powinno interweniować wtedy, kiedy dokonuje się kradzieży cudzej własności, a nie w majestacie prawa rabować niewolników tłumacząc ten proceder ich dobrem.
W tym miejscu odniosę się do postulatów bezpłatnej publicznej służby zdrowia. Pojęcie bezpłatności jest tak absurdalne, że nie będę się nim zajmował. Nawet to, co rozbijmy sami nie jest dokonane za darmo. Nielogiczność przymusu płacenia składek zdrowotnych wskazałem powyżej. Prawdziwym problemem jest wyzucie niewolnika z jakikolwiek odpowiedzialności za własne zdrowie. Jeśli dodamy do tego, że płacić muszą inni za coś, za co płacić nie chcą, i za co nic w zamian nie otrzymają, to otrzymujemy obraz skrytego złodziejstwa. Państwo quasi niewolnicze mając za sobą określoną grupę niewolników odbiera pieniądze wszystkim, choć wiadomo, że system do którego te pieniądze trafią jest niewydolny. Jeśli to ma być zdobycz cywilizacyjna lub emanacja sprawiedliwości, to muzą być one oparte o nieznane mi systemy logiki.
Cóż, być może liberalizm nigdy nie zaistniej w praktyce. Być może większość to ludzie o mentalności niewolniczej?
Pozdrawiam
Inne tematy w dziale Polityka