W Polsce wszyscy – albo prawie wszyscy – znają się na wszystkim, a w szczególności na piłce nożnej, medycynie i polityce. Mając na względzie mniejszość nieznającą się na wszystkim inauguruję – pomimo okresu wakacyjnego – cykl lekcji o liberalizmie, o którym – jak sądzę – coś powiedzieć potrafię. Będą to lekcje przystępne i nie przydługie. Taką żywię nadzieję. Do roboty.
Lekcja pierwsza.
Znane są dwa trzy rodzaje własności: moja prywatna własność, współwłasność i własność cudza. Rodzimy się, uczymy, pracujemy, i tu się zatrzymajmy. Pytanie, jakie należy postawić brzmi:, po co pracujemy? Dla satysfakcji, zabicia czasu, ponieważ wszyscy pracują, ponieważ tak trzeba? Być może, ale ja sądzę, że pracujemy przede wszystkim, dlatego, że chcemy zarabiać pieniądze. Zarobione pieniądze możemy przeznaczyć na zakup rzeczy, usług, papierów wartościowych, itd., które mogą być uważane za dobra konsumpcyjne lub inwestycje. Zaryzykuję tezę, iż większość chce mieć te dobra na własność, czyli dla siebie. Ja pracuję, ja zarabiam, ja kupuję, ja decyduję, co z kupionym dobrem się stanie. To jest własność prywatna. Kupuje telewizor za zarobione pieniądze i to jest mój telewizor. Jeżeli zechcę wrzucę go do śmietnika lub sprzedam, to moja wola. To moja rzecz w każdym sensie.
Współwłasność zachodzi wówczas, gdy kupujemy coś z kimś innym wspólnie. Zdrowy rozsądek podpowiada, iż korzyść mają odnieść wszyscy współwłaściciele. W tym również celu zakłada się różnego rodzaju spółki. Gdyby założyć, iż współwłasność miała przynosić straty, kto by chciał zostać współwłaścicielem?
Cudza własność. To kategoria własności, która jest równie istotna, co dwie poprzednie. Więcej, jeżeli istniej własność moja (prywatna) istnieć musi własność cudza (prywatna). Podstawą współistnienia tych własności jest wzajemny szacunek i niewkraczanie w cudzą własność. Jest to pogląd prosty.
Są to założenia teoretyczne. A teraz proszę sobie wyobrazić, iż własności prywatnej nie ma, nie ma współwłasności, a zatem i własności cudzej. Jest wyłącznie własność wspólna wszystkich. Uczycie się, pracujecie i kto stara się wam wmówić, iż żyjecie w społeczeństwie, w którym wszyscy wszystkim coś zawdzięczają, a zatem wszystko musi być wspólne. Wszyscy są współwłaścicielami wszystkiego, niezależnie od tego ile się uczyli, ile pracowali i jakiej jakości ich praca była. Proszę sobie wyobrazić, iż namalowaliście obraz i ktoś miałby prawo ustalić jego cenę, a pieniądze idą to wspólnej skarbonki. Oczywiście nad skarbonką uczuwa ktoś, kto teoretycznie wie jak pieniądze dzielić. Skąd? Tego nikt nie wie, z wyjątkiem dzielącego. On wie nie tylko ile dać, komu, ale również dlaczego. Dlaczego reszta tego nie wie? Ponieważ nauka do dziś nie sprostała tej zagadce. Tego fenomenu są wstanie bronić wyłącznie filozofowie, którzy ignorują matematykę.
Dlaczego chcemy mieć coś na własność? Dlaczego – mimo starań Majki Jeżowskiej – dzieci są nasze w sensie ścisłym? Dlaczego pragniemy mieć na własność książki, obrazy, samochody, domy? Dlaczego pragniemy być sobą, wygłaszać własne opinie, własne myśli, pisać własnego bloga, składać własny podpis, mieć własną wolność, mieć siebie, ergo być sobą?
Pozdrawiam.
Inne tematy w dziale Polityka