Minął tydzień pokazujący jak bardzo mierna jest kondycja władzy, polityków, związków zawodowych i społeczeństwa. Tydzień mierności. Sceny z Gdańska można by z powodzeniem umieścić w komedii absurdu, a słowa Jarosława Kaczyńskiego użyć w zwiastunie kina moralnego niepokoju.
Totalna niezgoda, co do prawa do obchodów i prawdziwości przekonań socjalistycznych budzi mój uśmiech, ale zawłaszczenie przez związek zawodowy prawa do świętowania „wstępu do niepodległości” jest konkretnym przykładem na cywilizacyjne zagubienie związkowców. Trudno oceniać skalę poparcia tego rodzaju zachowań, ale popieranie chamstwa nie przystoi – prostackiego chamstwa. Nie przystoi w szczególności tym, którzy podnosili, iż niezależnie od tego, kto jest prezydentem czy premierem, to na szacunek zasługuje z racji piastowanego urzędu. Wystarczyła zmiana, by zasady uległy unieważnieniu.
Doktor Migalski zaś płacze nad swą dolą, jednocześnie próbując ratować swe – skąd inąd niewesołe – położenie polityczne. Kadencja minie jak mundial, a potem pracę trudno będzie znaleźć. Warto zauważyć, że Pan doktor przecenił swą moc sprawczą w PiS i to go zgubiło. Nic to, że pewnie miał rację w swej diagnozie – racja nie ma tu nic do rzeczy. Zresztą o hipotetycznej przemianie regresywnej i jej skutkom już pisałem. Istotne jest to, iż redaktor Janke i prezes PiS niedoceniają rozległości fali uderzeniowej regresu. Być może to riposta na ofensywną odezwę do redaktora Lisickiego i zwarcie klubu R…. – quasi masonerii.
Śmieszne to i smutne zarazem.
Pozdrawiam.
Inne tematy w dziale Polityka