Swieykowski Swieykowski
174
BLOG

W KIERUNKU ANARCHII

Swieykowski Swieykowski Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 

 
 
W KIERUNKU ANARCHII
                Próbuję sobie wyobrazić nasz parlament po wyborach, w których spełnione zostaną rzucane teraz w przestrzeń społeczną hasła. Najmodniejszą w tej chwili wydaje się prowadzona przez internautów akcja „stop jedynkom”. Niech się powiedzie tylko w 25 procentach.  Mamy 41 obwodów wyborczych, czyli 41 jedynek. Przy powodzeniu tej akcji może się udać wyeliminować dziesięciu może jedenastu działaczy typowo partyjnych. Jeżeli teraz podzielimy to procentowo na uzyskane przez poszczególne  partie ilości mandatów, to wyjdzie nam raptem 3 może 4 regionalnych liderów partyjnych którzy mogą wypaść z gry. Czy to zmieni obraz sceny politycznej jak obiecują to autorzy i wtórujący im komentatorzy akcji? Na pewno nie. Jestem skłonny iść dalej. Oto w miejsce tych , którzy poprzez tę akcję ewentualnie mogą zostać wyeliminowani wejdą osoby znajdujące się na 2 , 3 lub 4 miejscu. Nie zawsze są to najlepsi, czy lepsi od „jedynek” reprezentanci partii. Trzeba pamiętać, że konieczność zachowania parytetu dla kobiet, dodatkowo skomplikowała obraz pierwszej piątki. O jej składzie i kolejności nie decydują już koneksje, sympatie , antypatie i niestety także kwalifikacje lecz administracyjny obowiązek . Jaki to był problem przy układaniu list, wiedzą te gremia, zazwyczaj partyjne rady albo zarządy regionów, które listy musiały sporządzić. W świetle tego tylko faktu warto się zastanowić czy lepiej jest ominąć jedynkę, czy też właśnie przy niej postawić krzyżyk.
                Jako członek władz regionu jednej z partii obserwuję mechanizm tworzenia list od kilkunastu już lat. Dzisiaj mogę powiedzieć, że właśnie dzięki takim a nie innym mechanizmom obowiązującym przy układaniu list kandydatów, do sejmu i do senatu trafiały osoby, które zawdzięczają to nie rekomendacjom władz regionalnych ale bezpośrednim układom z pojedynczymi osobami na partyjnych szczytach. Partyjne elity często lekceważą regiony. Ostentacyjnie wręcz manifestują swoją nadrzędną pozycję.  Tą drogą na listy kandydatów trafiają tzw.  spadochroniarze.  Największy problem z tym zjawiskiem wydaje się mieć Prawo i Sprawiedliwość. Oceniam to po jej opolskiej strukturze. Po raz kolejny koledzy z tej partii mają spadochroniarza.
Nie obyło się bez niespodzianek i na naszej liście PO. Przypuszczam, że tym osobom, które dokonują przesunięć na przedstawianych przez regiony listach, idzie o dobro partii. Chcę wierzyć, że każda z osób zasiadających w zarządzie krajowym  bierze pod uwagę najpierw interes partii a dopiero potem swoją pozycję w tym gremium. Wiem, że w rzeczywistości bywa inaczej, ale by mogło być inaczej, też trzeba wokół siebie zgromadzić przynajmniej kilka osób, które są gotowe powstały układ zaakceptować. Zarządy partii to jednak nie dyktatury. Na pewno dyktatorem nie jest Donald Tusk chociaż to właśnie także dzięki jego głosowi cztery lata temu zostałem skreślony z listy kandydatów na senatora . Nie wiem jak te sprawy załatwia się w PiSie i w SLD. Chociaż przypadek Oleksego, dyskusje wokół kandydowania Kalisza też mogą sugerować jakieś dyktatorskie zakusy młodych wilków, ale właśnie demokratyczne mechanizmy zastosowane w partii powstrzymały te zapędy.  Ostateczny kształt listy i znajdujące się na nich nazwiska to efekt jakiejś dyskusji i kolejnej już po szczeblach regionalnych, selekcji. Z własnego doświadczenia wiem, że przyjęte kryteria bywają błędne. Dlatego mamy potem posłów i senatorów, za wypowiedzi i czyny których musimy się wstydzić.  W takich przypadkach uzasadnione są pretensje ludzi, że partie takich a nie innych kandydatów na listach umieściły.  
Do zaakceptowania są  także późniejsze krytyczne lub wręcz obelżywe opinie o parlamencie wypowiadane przez wyborców. Teraz te opinie kierowane są w stronę partii. Szczególnie ostro definiują je ludzie chwalący czy poszukujący innych, niż obecnie istniejące, modeli wybierania parlamentarzystów.
Z uwagą wsłuchuję się w głosy zwolenników jednomandatowych okręgów wyborczych. Ze szczególną siłą propagują je tzw. niezależni kandydaci do senatu. Jednym z najbardziej zagorzałych bojowników o JOWy /  jednomandatowe okręgi wyborcze/u nas , na Opolszczyźnie był / nie wiem czy nadal jest/ Janusz Sanocki. Ciekawe, że ten entuzjasta i propagator nowego systemu wyborczego, sam postanowił być kandydatem do senatu desygnowanym przez partię. Oczywiście, to się strasznie na nim zemściło. PiS odmówił mu prawa korzystania z szyldu i środków partyjnych. Rzecz najważniejsza sprowadza się jednak do mentalności i zachowań ludzi. Latami propaguje, walczy, wskazuje drogę zbawczą a kiedy już istnieje możliwość, kiedy nastaje etap umożliwiający w praktyce skorzystania z lansowanego modelu , rezygnuje z niego. Wycofuje się i oddaje pod opiekę znienawidzonego systemu partyjnego.
Eksperyment z bezpośrednimi wyborami w jednomandatowych okręgach wyborczych, doczeka się zapewne wielu analiz i opracowań. Nie wiem jakie z tego wyciągną wnioski politycy i teoretycy. Na razie , ja osobiście , patrzę na to z pewnym lękiem. Najprościej mówiąc otworzono do parlamentu drzwi ludziom, którzy z różnych względów , z polecenia partyjnego nigdy takiej możliwości by nie otrzymali.
Drugi raz Janusz Sanocki nie otrzymałby rekomendacji PiS. Zbigniew Chlebowski nie miałby żadnych szans znalezienia się w parlamencie gdyby nie nowa ordynacja do senatu. To samo dotyczy Roberta Węgrzyna. Oni i kilku innych w pozostałych regionach, nie przeszliby wstępnej selekcji w partiach. Partie ich odrzuciły. Wśród kandydatów, których partia zaakceptowała, ale którzy wzbudzają wątpliwości w opinii społecznej można wymienić Kazimierza Łukawieckiego, który wypełniając obowiązkowy papier o współpracy z określonymi służbami, musiał swoje powiązania dotychczas nieznane, ujawnić, co wzbudziło zrozumiałe wątpliwości i komentarze. Józef Kotyś, kandydat Mniejszości Niemieckiej na senatora z kolei swoim kandydowaniem wzbudził wrogą reakcję dawnego mieszkańca Opolszczyzny. Podając swoje nazwisko i adres na forum NTO opisał on historię i pretensje do Kotysia, które rzucają cień na kandydata . Sprawa jest o tyle zastanawiająca, że Józef Kotyś nie stara się jej wytłumaczyć. Czyżby zatem sugerowane tam zarzuty były prawdziwe?  Zastanawia mnie prowokacyjne wręcz popularyzowanie przez gazetę regionalną kandydata do senatu, który na uwagę, albo na mandat senatorski zasługuje, bo całymi dniami jeździ na rowerze i czyści szmatą przydrożne tablice informacyjne  a dziennikarz za nim jedzie, by zrobić zdjęcie . Dziennikarz , redakcja chcą ośmieszyć kandydata, model demokracji ?
 Dla pełniejszego obrazu kandydatów widniejących na listach w naszym tylko regionie, dodam, że jeden przedstawiciel PiSu okazał się człowiekiem zaliczanym do korpusu pracowników cywilnych i jako taki nie może ze względów formalnych kandydować, a np. kandydat SLD , były wieloletni prezydent Kędzierzyna – Koźla  Wiesław Fąfara w ogóle się nie zjawia na organizowanych przez media debatach. Osobiście oceniam to jako lekceważenie wyborców. Mamy Roberta Węgrzyna wyrzuconego z partii i uznanego przez grono dziennikarzy, sprawozdawców parlamentarnych za jednego z najgorszych razem z Hofmanem z PiS posłów minionej kadencji, a także za jedną z trzech osób, które identyfikuje się z największymi skandalami na wiejskiej. Mamy przedstawiciela PiS, który w ogóle nie powinien ze względów formalnych zgłaszać swojej kandydatury. Mamy kandydata, który ma dużo czasu i przemierza wzdłuż i wszerz na rowerze swój okręg wyborczy. Od czasu do czasu zatrzymuje się, staje na ramie roweru i spoglądając w obiektyw aparatu fotograficznego przeciera tablice informacyjne szmatą.   Jest jeszcze jeden kandydat, który uważa , że to on właśnie doprowadził swoją pracą w samorządzie województwa do tego, że nasze województwo uznano za najlepiej wykorzystujące środki unijne i dzięki temu otrzymaliśmy kilkadziesiąt milionów nagrody i mistrzostwo Europy. Tylko, że za tym kandydatem ciągną się jakieś dziwne sprawy z okresu kiedy był samorządowcem w swojej gminie, a na sukces województwa pracował zarząd a nie on sam.
Niechaj taki skład kandydatów zdarzy się w kilku innych regionach kraju. Jest szansa, że przynajmniej kilku znajdzie się w senacie. Im nic się nie stanie. Nic im nie grozi. Będzie ich chronił immunitet. Od nikogo nie będą zależni. Nikt ich nie będzie kontrolował. Nikomu nie będą podlegali. Opowieści o tym, że rozliczą ich wyborcy, należy włożyć między bajki. Niektórzy osiągną wiek emerytalny. Drugi raz nie muszą być wybierani. Reszta zawsze powie, że przecież w pojedynkę nikt nie jest w stanie cokolwiek zdziałać, więc nie można będzie im cokolwiek zarzucić. Synekura za dziesięć tysięcy miesięcznie. Jest o co walczyć. Jest interes by nowy model chwalić.
Nie wiem kto personalnie rozkołysał falę krytyki obowiązującego systemu politycznego. Wiem i starałem się to wykazać iż znajdujemy się na równi pochyłej po której społeczeństwo ma się stoczyć w sposób niekontrolowany. Na dnie będzie już tylko anarchia. Jeżeli wiadomością dnia jest informacja, że w miarę popularny piosenkarz oświadczył, iż skoro w zbliżających się wyborach  nie kandyduje Jurek Owsiak, to on już nie ma na kogo głosować i w wyborach nie weźmie udziału, to naprawdę robi się w kraju groźnie. Nie chciałbym, żeby nasz parlament zamienił się w Orkiestrę Świątecznej Pomocy z dyrygentem w jeansach, mimo iż osobiście Owsiaka podziwiam..
Swieykowski
O mnie Swieykowski

Najpierw marzec i grudzień 68 i 70 w Krakowie jako student. Potem w Radio w Łodzi i w TVP W-wa jako dziennikarz. Od 1979 emigrant w Szwecji. Od 1982 dziennikarz w RP RWE w Monachium.Od 1995 działalność gospodarcza w Polsce. Od 2011 senator RP . Związany z PO.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości