Mitt Romney dziś przyjeżdża do Polski. Wizyta kandydata na prezydenta USA oczywiście jakimś epokowym wydarzeniem nie będzie, ale zapewne spotka się ze sporym zainteresowaniem amerykańskich mediów (o polskich nie wspominając). Jednym z głównych punktów krótkiej podróży Romneya po naszym kraju (a może i najważniejszym) jest spotkanie z Lechem Wałęsą w Gdańsku.
Dla Romneya rozmowa z Wałęsą ma szczególne znaczenie z dwóch powodów. Po pierwsze, w USA Wałęsa nadal cieszy się sławą bojownika o wolność. Po drugie, z jakiegoś powodu Wałęsa i Obama są na siebie ewidentnie cięci i obecny prezydent USA się z Wałęsą nie spotkał – mimo kilku okazji (swoją drogą, to całkiem dobrze świadczy o Obamie).
Romney ma duże szanse na fotel w Białym Domu, zaś Wałęsa jest, jaki jest. I tu pojawia się problem. Możemy gardzić „Bolkiem”, ale dla świata – a zwłaszcza USA – jest on bohaterem i, niestety, twarzą Polski. Nie ma się co łudzić, że Romney wie cokolwiek o polskich sporach i ich przyczynach. Przyjedzie do Gdańska z szerokim uśmiechem i przekonaniem, że oto spotyka najwybitniejszego Polaka.
Tymczasem najwybitniejszy Polak już puchnie z dumy. A wiadomo – im bardziej zadowolony z siebie Wałęsa, tym mniejszy jego kontakt z rzeczywistością. Już wygaduje, jak to będzie roztaczał przed Romneyem wizję Stanów Zjednoczonych Europy itp.. Krótko mówiąc: Romney, polityk, który wkrótce może objąć najważniejszy urząd na świecie, zobaczy dziś Polskę w postaci bełkoczącego starzejącego się bufona. Niezależnie od tego co myślimy o Wałęsie dla nas wszystkich jest ważne, co po rozmowie z nim pomyśli sobie Romney.
Miejmy więc nadzieję, że jednak stanie się cud, i Wałęsa wyjdzie na mniejszego bufona niż zwykle...
Inne tematy w dziale Polityka