Zbigniew Ryndak Zbigniew Ryndak
490
BLOG

"Mój alfabet" Zenona Łukaszewicza

Zbigniew Ryndak Zbigniew Ryndak Polityka Obserwuj notkę 0

 

„Mój alfabet albo pstryczki i potyczki” Zenona Łukaszewicza wydany został w 1993 roku, nakładem Związku Twórczego Pisarzy Polskich w Oficynie „Ziemia” Warszawa. Zawiera 93 profile dziennikarzy i pisarzy. Między innymi są: Kazimierz Brandys, Stanisław Grochowiak, Gustaw Herling-Grudziński, Ireneusz Iredyński, Stefan Kisielewski, Włodzimierz Korsak, Czesław Miłosz, Marek Nowakowski, Włodzimierz Odojewski, Bronisława Wajs-Papusza, Henryk Worcell. W tym zacnym alfabecie przypadkowo znalazło się również moje nazwisko. Poniżej cytuję notkę pt. Zbigniew Ryndak.
 
Zenon Łukaszewicz, ur. w 1934 roku w Rakowie na Wileńszczyźnie, wywodzi się z rodu, z którego pochodzą popularna pisarka Maria Rodziewiczówna oraz oprawca bolszewicki Feliks Dzierżyński. Studiował polonistykę w Poznaniu. Pierwszą recenzję opublikował w 1951 r. na łamach jezuickiego Przeglądu Powszechnego, następne szkice i omówienia krytyczne ogłaszał m.in. w Twórczości, Współczesności, Tygodniku Kulturalnym, Nowej Kulturze, Kulturze, Nowych Książkach, Kamenie i Nadodrzu. Interesuje się głównie polską literaturą współczesną, w tym – gatunkami prozatorskimi. W zawodzie dziennikarskim przepracował ponad 30 lat, ostatnio na stanowisku zastępcy redaktora naczelnego Nadodrza.W „smugę cienia” wszedł jako rencista.
 
 
Kim jest Zbigniew Ryndak?
 
 
Doprawdy, trudno jednoznacznie określić jego bogatą osobowość. Z pewnością jest największym egocentrykiem, jakiego poznałem w życiu. Ma niebanalny talent literacki, jest niezwykle pracowity, uporządkowany i sumienny, obdarzony gospodarną naturą Poznaniaka. W środowisku postrzegany jest jako dziwak, którego interesuje tylko zarabianie pieniędzy. Ale to z pewnością opinia krzywdząca, jednostronna. Bo jego zmienne nastroje i chimery mają różne źródła: nie może pogodzić się ze złą organizacją pracy i życia, targa nim poczucie zawiści wobec sukcesów innych, z pewnością przeżywa dramat twórcy, który po dobrych początkach literackich od lat milczy, eksploatując swoje siły w dziennikarskim urobku. I tak, zamknięty niczym ślimak, w swojej skorupie, jawi się jako postać pełna egoizmu, nieufności wobec świata, wewnętrznego – z wysiłkiem tajonego – spokoju. Jest to spokój pozorny, bowiem burzy go histeryczna wyobraźnia, nieustanny niepokój i głęboko rażona codziennie wrażliwość artysty. Bo nie oszukujmy się: Zbigniew Ryndak, choć jest typowym realistą-werystą, czerpiącym wyłącznie z autopsji, aliści cierpiącym na wąskie horyzonty wyobraźni, ma jednak głęboką wrażliwość właściwą ludziom utalentowanym, choćby to była wrażliwość okrutna i pozbawiona zwykłych ludzkich odruchów. Zauważcie, proszę: jakże rzadko można Zbyszka spotkać z choćby nikłym uśmiechem.
 
Jako prozaik debiutował w 1966 roku tomem opowiadań „Góry i doliny” – tomem dojrzałym, wewnętrznie spójnym. Został od razu zaliczony  w poczet czołowych pisarzy tzw. nurtu chłopskiego w polskiej prozie współczesnej. Mieszkał jeszcze wówczas w Sulęcinie, był szefem produkcji w miejscowej „Krochmalni”, pisywał swoje teksty na bibułkach, ozdabiających stoliki kawiarni i miejscowej knajpy. Opisał w ten sposób miasteczko, jego koloryt lokalny, mieszkańców. Po ukazaniu się książki z tak wyraźnym kluczem długo nie mógł odwiedzić Sulęcina, bo różnie by to przyjęto. W 1967 roku rozpoczął pracę w „Gazecie Zielonogórskiej”, wydając trzy lata później znakomitą, godną wznowienia, powieść pt. „Drugi brzeg miłości”. Utwór, atrakcyjny czytelniczo, dojrzały artystycznie, potwierdził możliwości pisarskie Ryndaka. Za pomocą narzędzi realizmu krytycznego i świetnej analizy psychologiczno-obyczajowej ukazał kawałek prowincjonalnej Polski, skorumpowanej i zdemoralizowanej, w rysunku ostrym i gryzącym gorzką ironią. Jeszcze niedawno nie można było wznowić tego utworu, ale dzisiaj?
 
Kolejne dwie książki Ryndaka, tj. opowieść reporterska „Czarne anioły’ (1984) oraz tomik opowiadań „Zdobycie rzeki” (1986), stanowią boczny tor twórczości pisarza – laureata cenionej Nagrody im. Stanisława Piętaka. A teraz – lata milczenia. Co dalej?
 
Zbyszek do Związku Literatów Polskich  został przyjęty w 1970 roku. Był całe zawodowe życie bezpartyjnym, choć pracował w partyjnej gazecie. Ten awans społeczny traktował bardzo poważnie, a legitymacje prasowe oraz ZLP miały dla niego siłę magiczną. Toteż, po rozwiązaniu ZLP pod prezesurą Jana Józefa Szczepańskiego, Ryndak we własnych oczach sporo stracił. Ale oto nadarzyła się sposobność: za przyzwoleniem władz powołano nowy „neo-zlep”, uzurpujący sobie prawo do kontynuowania tradycji dawnego ZLP. Bezpartyjny literat świetnie się nadawał na funkcję prezesa oddziału w Zielonej Górze. I rzeczywiście został nim, pełniąc swe obowiązki od grudnia 1983 do połowy 1986 roku; wspomagał go jako sekretarz zarządu Tadeusz Kajan. Nieżyjący już towarzysz Misiołek z KW PZPR, odpowiedzialny za sprawy kultury, zaprosił kiedyś do siebie prezesa Ryndaka, pytając: - I co tam u Was, u literatów słychać, towarzyszu Ryndak? Zbyszek taktownie przemilczał ten zwrot „towarzyszu”.
 
W tym czasie obaj z Kajanem sporo załatwili różnych spraw bytowych, wspomagając stypendiami miejscowych twórców. Po Ryndaku funkcję prezesa przejął Janusz Koniusz.
 
Zbyszek, z gorliwością neofity – nie był przecież członkiem „Solidarności”, ani wcześniej PZPR – pochwalający prezydenta Wałęsę i krytykujący stare struktury komunistyczne, nie zdobył się jednak na wystąpienie z „neo-zlepu” i zapisanie się do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, gdzie zająłby godne miejsce, we właściwym towarzystwie. Akurat tę strukturę partyjnej proweniencji nie można było porzucić, bo tu jeszcze można było zarobić trochę szmalu, choćby w Szprotawie.
 
A jednak w końcu się zdecydował i został członkiem Związku Twórczego Pisarzy Polskich. A tak w ogóle, to strzeżcie się Zbyszka Ryndaka. Bowiem każde wypowiedziane przy nim zdanie będzie później wykorzystane przez niego w prozie. Tak się i mnie wydarzyło, dzięki czemu jestem jednym z bohaterów opowiadania „Najdroższy bibelot” z tomu „Zdobycie rzeki”.
 
*    *    *
 
Mój komentarz: Po czterdziestu latach od ukazania się „Drugiego brzegu miłości” w hallu głównym poczty polskiej odezwał się do mnie były powiatowy funkcjonariusz bezpieczeństwa. – A, to pan? Witam literata – powiedział. – Pamiętam, pamiętam, pisał pan wulgarne, apodyktyczne powieści, przeciw władzy ludowej, wrogie ustrojowi.
 
Cóż mogłem odpowiedzieć na taką zaczepkę? Że cieszę się iż książki przeczytał i nie może o nich zapomnieć? On żyje nadal w swoim świecie. Dobrze wygląda, ma dobrą emeryturę i pistolet…
 
 
Zbigniew Ryndak 
 
 
  

Moje książki wydane w Belgii. "Drugi brzeg miłości" powieść 2010. "Smak wiatru w Auschwitz-Birkenau" powieść 2015 . „Inna barwa księżyca”reportaże 2012. "Dziewczyna w okularach" opowiadania 2015. "Moje zmory i marzenia" felietony 2013. "Czarne anioły" powieść 2015. "Zdobycie rzeki" opowiadania 2016. "Morderstwo w klubie dziennikarza" powieść 2017.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka