Rycho na Salonie Rycho na Salonie
226
BLOG

Trzynastego

Rycho na Salonie Rycho na Salonie Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

"Kontrowersyjna" (eufemizm)* decyzja Prezydenta RP o zaproszeniu na posiedzenie RBN generała Jaruzelskiego wywołała nieco "przed sezonem" temat stanu wojennego i samego generała.
Wrzucę więc parę przemyśleń z tym związanych, tym bardziej, że prawie to obiecałem jednemu Lemingowi podczas którejś "pyskówki".

Chciałbym zacząć od wyobrażenia sobie pewnego hipotetycznego kraiku. Jego ustrój wewnętrzny jest tu nieistotny, ważne jest, że jest to kraj niepodległy, to znaczy, że rządzące tam elity kierują się w polityce zagranicznej interesem swojego kraju/państwa - tak jak go pojmują.
No i ten nasz kraik znalazł się w konflikcie ze znacznie potężniejszym sąsiadem. Sytuacja zaostrzyła się na tyle, że prawdopodobny stał się konflikt zbrojny.
Co więc robią władze naszej hipotetycznej krainy?
Oczywiście nie ma żadnych szans na sukces w konfrontacji militarnej.
Co nie znaczy, że rząd, prezydent, czy inny król władający w naszym państewku jest całkowicie
pozbawiony możliwości działania. W grę wchodzi całkiem szeroki wachlarz aktywności - od bezpośrednich negocjacji z przeciwnikiem, poprzez próby szukania sojuszników i wciągnięcia w konflikt organizacji międzynarodowych, do "pobrzękiwania szabelką" - rzecz jasna nie w cel nakręcenia sporu, ale ażeby uświadomić sąsiadom koszty ewentualnej interwencji. Można wymyślać dostępne działania dalej. Oczywiste jest tylko podjęcie pewnej gry w obronie zagrożonych interesów państwa.
Tak działałyby władze państwa niepodległego.
A co robiły władze peerelu w latach 1980-81? Na pewno nic z powyższego menu. Jedyna gra w tym zakresie, jaką prowadziły to gra z własnym społeczeństwem - zawoalowane straszenie "bratnią pomocą".
Dlaczego? - to chyba oczywiste, one "z niepodległością nie miały nic wspólnego".
Generał Jaruzelski zachował się dokładnie tak jak ktoś kim rzeczywiście był - jak gubernator zbuntowanej prowincji Imperium. I oczywiście wykazał przy tym patriotyzm - patriotyzm Imperium.
Załatwił sprawę buntu w sposób optymalny dla Centrali - własnymi siłami prowincji.
Opowiadanie o zapobieżeniu "większemu złu" - sowieckiej interwencji jest zwykłym wciskaniem kitu.
Interwencja w Polsce w roku 1981 była ostatnią rzeczą na którą Sowieci mieliby ochotę. Awantura w Afganistanie, mało że bardzo kosztowna, spowodowała również straty w "pi-arze" Imperium - Zgromadzenie Ogólne NZ, zwykle grożące palcem imperialistom amerykańskim czy innym syjonistom, tym razem przegłosowało rezolucję potępiającą działania Związku Radzieckiego.
Oczywiście Sowiety brały pod uwagę zbrojny najazd na Polskę, zapewne istniały nawet jakieś plany takiej akcji, ale mogłaby to być najwyżej ostateczność - w razie totalnej anarchii w naszym kraju. Na przykład powstałej w wyniku niepowodzenia lokalnego rozwiązania siłowego typu stan wojenny.
Tak więc generał Jaruzelski poprzez swój pucz nie tylko nie zapopiegł ewentualnej inwazji, ale wręcz zwiększył jej prawdopodobieństwo. Gdyby naprawdę chciał nie dopuścić do interwencji "sojuszników", wystarczyłoby delikatnie zasugerować, że peerelowska armia nie przywita bratniej pomocy z kwiatami ...

Kolega Iszbin w swojej notce na temat stanu wojennego wymienił jeszcze aspekt gospodarczy jako kolejną z przyczyn rozbicia "Solidarności" poprzez wyprowadzenie wojska na ulice. Tutaj nawet natychmiastowe skutki były fatalne. Ze "względów bezpieczeństwa" wstrzymano produkcję w wielu kluczowych zakładach pracy (stocznie, kopalnie, wyższe uczelnie), zablokowano łączność tlefoniczną, internowano tysiące ludzi, z których duża część robiła w produkcji. Koszty tych działań były z pewnością wyższe niż wszystkich strajków i protestów w latach 1980-81.

Następny argument Iszbina, dotyczący sytuacji wewnętrznej, w ogóle nie nadaje się do dyskusji, gdyż opera się wyłącznie na "faktach" propagandowych nie mających odzwierciedlenia w rzeczywistości.
Nie było prób zdobycia broni i odsunięcia komunistów od władzy siłą. Społeczeństwo polskie zorganizowane w "Solidarności", w przeciwieństwie do władzy, kierowało się polską racją stanu. I było "sterowalne", czego dowodem jest choćby powstrzymanie się od strajku generalnego po awanturze bydgoskiej.

Kilka lat temu, przy okazji pobytu w Rosji, generał Jaruzelski skwitował śmierć swojego ojca na zesłaniu słowami o "gościnnej ziemi rosyjskiej" która go przyjęła. Tego typu narracja to ewidentnie kalka zachowań rodzin ofiar czystek stalinowskich z aparatu władzy i armii sowieckiej. "Tak trzeba, Partia wie co robi".
Gienierał jest do dziś obywatelem, czy raczej poddanym Imperium, chociaż Imperium nie istnieje.
Wciąganie takiego osobnika do dyskusji o polityce niepodległej Polski to zwyczajne nieporozumienie.

* Bez eufemizmu: beznadziejnie kretyńska.

To JEST  nasza wojna 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura