Ryszard S Ryszard S
273
BLOG

Zadecydował przypadek

Ryszard S Ryszard S Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Pogrzeb Kornela Morawieckiego był jego wielkim zmartwychwstaniem. Niewiele brakowało, aby ta śmierć została skwitowana, jako jedna z wielu, bez rozgłosu, bez asysty wojskowej, w zamkniętym gronie rodzinnym. Ten sam los podzieliłaby Solidarność Walcząca [SW], którą stworzył; zaległaby w prywatnych szufladach i częściowo na półkach IPN, jak wiele innych ugrupowań, których historycy dotąd nie odkryli. Niewiele śladów, niewiele dokumentów, a więc nie wystarczy na prace magisterską, doktorat czy napisanie książki. Najlepsi synowie i najskuteczniejsze organizacje, które nie dały się rozbić lub wyłapać, walczyły o naszą przyszłość i nie przekazują niczego, nie budują myśli, lecz lądują w koszu niepamięci. Ktoś powie przecież nie ma dokumentów, a historyk pracuje wyłącznie na dokumentach. Dobrze, a jak pracują mediewiści – też historycy. Gdy spojrzymy na dorobek Jad Waszem, czy na bibliotekę Ziomkostw, to okazuje się, że brak dokumentów nie jest rozgrzeszeniem. Ludzka pamięć też jest dokumentem, nieco niższego rzędu, ale można ją sprawdzać na wiele innych sposobów. Owszem, taką dokumentację zbierały np.: „Karta”, publikowały „Zeszyty historyczne”, „Kultura” i wiele innych periodyków. Ale rzecz w tym, że nauka historyczna zaczyna gubić swą istotę. Dziś trzeba przypominać, że nie jest pomostem dla zdobywania dyplomów, budowania sensacji, czy poszczególnych karier, lecz jak dawniej – dla odkrywania faktów i prawd przyczynowo-skutkowych, które pozwalają głębiej poznać przeszłość po to, by lepiej zbudować przyszłość.

Nie możemy też zapominać, że w ostatnich kilkudziesięciu latach przybyło nam nie lada wyzwanie, z którym jak na razie przegrywamy z kretesem. Komputeryzacja jest wielkim dobrodziejstwem, ale naszą obecność w świecie realnym przenosi ona do świata wirtualnego, pozostawiając za sobą zbyt pustą przestrzeń. Młode pokolenie, które już na dobre zżyło się z siecią coraz gorzej radzi sobie z życiem codziennym. Widać to w urzędach, w budowaniu narracji i wyobraźni. Dla nich nie tylko archiwa stają się czymś abstrakcyjnym, ale również wymogi i potrzeby świata realnego stają się zawadą w życiu wirtualnym. Rośnie więc nam pokolenie, które można określić jako: ani tu ani tam, któremu odkrywanie tajników historii nie będzie potrzebne, podobnie jak dzisiaj książki, a historia, jako fundament przyszłości stanie się nauką tak elitarną, że uprawiać ją będą albo milionerzy, albo ludzie którzy potrafią żyć powietrzem. Nie można też wykluczyć, że archiwa, dotąd rzecz różnie pożądana, mogą być banowane na wzór gangsterski.

Najcięższy jednak zarzut, póki co, dotyczy niechlujstwa i braku świadomości. W ten sposób, na przestrzeni całego okresu powojennego, zmarnowano (czasami ze strachu i to można zrozumieć), jak można przypuszczać, sporo dorobku intelektualnego, wiele bezcennych prywatnych opracowań, ekspertyz, prac. Pokolenie II RP było zupełnie inne. Jest dość powszechnym zjawiskiem lekceważenie pracy dziadka, który kierowany patriotyzmem (tym jeszcze przedwojennym) lub chęcią zabicia czasu na emeryturze, pisze pamiętniki, robi zestawienia różnych informacji lub, mając lepsze przygotowanie edukacyjne, komentuje życie codzienne. Po śmierci zazwyczaj ta praca przestaje mieć właściciela lub kontynuatora i ląduje najczęściej w śmietniku. W dzisiejszej Polsce nie ma ani jednego archiwum, które gromadziłoby nieformalny kapitał polskiej myśli intelektualnej. I dziwna to niefrasobliwość poszczególnych władz centralnych, samorządowych, a także emigracyjnych. Nadal nie mamy szacunku dla przeszłości.

I taki właśnie los zapewne spotkałby SW, gdyby nie przypadek, jakim był wybór Kornela Morawieckiego do Sejmu – z dość przypadkowego ugrupowania, Kukiz -15. Gdyby nie ten fakt, w następnym pokoleniu, już nawet pies z kulawą nogą…, chyba, że zaczęli by ponownie bić nas po pysku i skazywać na podstawie oskarżeń politycznych. A więc gdyby nie ojciec, syn nie zostałby premierem; gdyby nie syn-premier, ojciec miałby inny pochówek, a informacja, że istniała grupa ludzi z SW, która nie zdradziła, poszłaby do grobu wraz ze swoim przywódcą. Odzyskiwaniem suwerenności w tym przypadku zadecydował przypadek.

Tak, byli ludzie, którzy nie zdradzili, a większość z nas sądziła, że już tacy nie istnieją. Przez przypadek więc wypłynęła informacja, która może dać początek nowym elitom. Dodajmy, informacja przez nikogo jeszcze nie zauważona i niedoceniona. W jednej chwili, wyśmiewany dotąd człowiek, stał się autorytetem, a jego słowa zaczęły mieć moc prawdy. To nie nagle my się zmieniliśmy, lecz to on pokazał nam prawdę. Odtąd stwierdzenie, że np. „prawo, które nie służy człowiekowi, staje się bezprawiem” stało się rzeczą oczywistą. Ten przekaz nie ma oczywiście pieczęci związkowej, negocjacyjnej czy okrągłostołowej, lecz taką, która zbliża nas do niepodległej II RP.

Pośmiertną zasługą Kornela Morawieckiego jest więc to, że dotychczasowy punkt odniesienia naszych reform państwowych, który lokowany był w okresie „S”, został przeniesiony na płaszczyznę SW. To jest przełom i ogromna zmiana jakości w polskiej polityce wewnętrznej i zewnętrznej. Wałęsa został zamieniony na Kornela Morawieckiego; robotnik na intelektualistę-praktyka. Stoimy więc przed szansa odwrócenia mechanizmu selekcji negatywnej, a więc powojennej zmory, która dusiła każdą niepodległą myśl. Jest w tym jednak pewien szkopuł – trudno zaakceptować rosyjski kierunek budowania demokracji, jaki preferował Kornel Morawiecki. Wprawdzie można odnaleźć w niej myśl Stefana Batorego i Jana Zamoyskiego, nie mniej jednak, jak dotąd nikomu nie udało się narzucić Rosji/ZSRS/Rosji jakiegokolwiek totalitaryzmu, a co dopiero wprowadzić tam polską demokrację.

Ważne jest jednak to, co posuwa naszą myśl polityczną w kierunku uwolnienia polskich talentów i polskiej inwencji twórczej związanej z poczuciem wolności. Tu rząd Mateusza Morawieckiego ma bardzo dużo do zrobienia. Przykładem jest II RP, która, siłą faktu była biednym państwem i nie mogła pobudzać swojej gospodarki z własnego zasilania, ale na gruncie kulturowym dokonała takiego przełomu, że w czasie II wojny mogło powstać Polskie Państwo Podziemne, a w 1982 r. mogła pojawić się SW. W jaki sposób II RP została wymyślona od nowa i twórczo zagospodarowana pokazał Andrzej Fedorowicz w swojej książce pt.: „II RP w 100 przedmiotach”. Jej lektura jest kolejnym powszechnym szokiem dla źle, w tym względzie, wyedukowanego społeczeństwa.

Skoro obumarłe ziarno już zaczęło rodzić, postawmy krok dalej i otwórzmy szeroko bramy kulturowe, jak po 1918 r. zrobiła to II RP i dziś połączmy dobrą koniunkturę z przedwojennym modelem budowania społeczeństwa obywatelskiego w oparciu o patriotyzm i poczucie wzajemnej odpowiedzialności. Tamto społeczeństwo było bowiem na podobnym poziomie rozstrzelenia świadomościowego, jak my dzisiaj. Skorzystajmy z tamtych wzorców, bo nie zbudujemy mocnej gospodarki z ludźmi o chwiejnej tożsamości lub z brakiem poczucia własności.

Ostatnio ukazuje się coraz więcej publikacji na temat II RP. Ona sama wraca do nas i nie bójmy się jej przyjąć z jak najlepszymi honorami, bo tam dokonało się wszystko to co, oczywiście z pewną korektą, powinniśmy kontynuować dziś. Nie pozwólmy sobie na kolejne przypadki, bo mogą zadecydować za nas i zmienić kierunek.

PS. Panie Premierze, proszę przyjąć wyrazy szczerego współczucia. Bywają takie straty i takie bóle po stracie, które są jak ostatnie podanie dłoni i nadzieja w odchodzących oczach.


Ryszard S
O mnie Ryszard S

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka