echo24 echo24
621
BLOG

Koronawirus, premier Morawiecki i pułkownik Winek

echo24 echo24 Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 19

UWAGA! Trudny przekaz, tylko dla kumatych!

UWAGA! Nie ukrywam, że ta notka to test bynajmniej nie na koronowirusa, lecz na wiarygodność Salonu24, - a mówiąc dokładniej  sprawdzian, czy S24 na już chama cenzuruje notki krytyczne wobec partii rządzącej

Ilustracja muzyczna - vide: https://www.youtube.com/watch?v=ZOkhslPrNPs

A tu głos ludu: https://www.facebook.com/100001644467998/videos/3024873337577452/

A teraz do rzeczy:

Portal internetowy „wprost” – vide: https://zdrowie.wprost.pl/koronawirus/10309296/koronawirus-nowe-ograniczenia-w-polsce-premier-powiedzial-czy-zmieni-sie-termin-wyborow.html informuje:

Podczas wtorkowej konferencji prasowej Mateusz Morawiecki został zapytany, czy wprowadzone obostrzenia mają wpływ na termin wyborów prezydenckich. – Nie, nie wpływają. Po to wprowadzamy te obostrzenia, by po paru tygodniach, po świętach Wielkanocy, była taka sytuacja, by Polacy mogli wrócić do pracy. Chcemy, żeby odbyły się egzaminy maturalne, ósmoklasisty, żeby życie wróciło do normalności – mówi premier…

Mój komentarz:

Pan premier Morawiecki wystąpił w czasie, kiedy populacja zarażonych koronawirusem Polaków oraz liczba zgonów z dnia na dzień rosną, a minister zdrowia informuje, że to dopiero początek tego, co nas czeka.

Zaś ekonomiści alarmują, że w kwietniu padną dziesiątki, jeśli nie setki firm i pracę straci od 1 do 3 milionów Polaków, czego efektem będzie, co najmniej dwukrotny wzrost bezrobocia i kompletne załamanie gospodarki narodowej. Słowem głód zajrzy nam w oczy, bo państwo nie ma odpowiednich rezerw.

Ale niczym niezrażony i najwyraźniej dumny z siebie gładkomówny premier Morawiecki obwieścił Polakom, iż nic takiego złego się nie dzieje i nie ma się, czym martwić, bo jego rząd trzyma rękę na pulsie, a zaraz po Świętach, rano, wieczór i w południe, - będzie cudnie.

Zastanawiałem się tedy, jak skomentować to wystąpienie Premiera. Pisałem, kreśliłem, wyrzucałem do kosza zmięte kartki i pisałem od nowa, - ale zawsze czegoś brakowało i coś było nie tak.

Aż raptem mnie olśniło, bo przypomniałem sobie pana pułkownika Winka. Już tłumaczę, w czym rzecz.

Otóż w latach  60. ubiegłego wieku odbywałem w mojej Almae Matris Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie czteroletnie szkolenie wojskowe. Jako studentów uczelni technicznej przydzielono nas do formacji artylerii przeciwpancernej, gdzie ledwie mówiący po polsku politrucy uczyli nas miłości do Związku Radzieckiego, zaś legendarny pułkownik Winek szkolił nas w strzelaniu z armaty, przepraszam haubicy 76 mm. Do dziś śni mi się po nocach obliczanie poprawki na wiatr oraz wzór na widły boczne, a także gazetka ścienna, na której czerwonymi literami stało napisane: „Gawarim- partia, padrazumiewajem – Lenin (Włodzimierz Majakowski)”.

Przez cztery lata, w każdą środę, o szóstej rano zrywałem sąsiadów z łóżek waleniem w schody podbitymi ćwiekami wojskowymi buciorami, a na ulicy budziłem zdumienie przechodniów osłupiałych na widok długowłosego młodzieńca odzianego w wojskowy mundur, a dokładniej mówiąc wpadającą na oczy furażerkę i wlokący się po ziemi o kilka numerów za duży szynel z rękawami do połowy łydek, gdyż mundury wydawano bez przymiarki. 

Pan pułkownik Winek uczył nas mozolnie kunsztu artyleryjskiego przez osiem semestrów, a ja, jako urodzony pacyfista, co pół roku musiałem pisać odręczne oświadczenie: "Ja niżej podpisany kanonier Krzysztof Pasierbiewicz przyrzekam, że w przyszłym semestrze nie będę grał w karty podczas zajęć i odrobię wszystkie zaległości". 

Aż, po czterech latach szkolenia nadszedł dzień egzaminu praktycznego, kiedy to miałem oddać pierwszy, i jak się okazało ostatni w moim życiu strzał z prawdziwej armaty na poligonie wojskowym w Orzyszu. Sądnego dnia, gdy na horyzoncie pojawiło się ciągnięte na linach tekturowe pudło w kształcie czołgu, pan pułkownik Winek w tonie bas-baryton wydał rozkaz: „Zza leśnego wzgórza - koduję „ogórek” – nacierają na nas czołgi piątej kolumny Stanów Zjednoczonych! Ogłaszam gotowość bojową działonu pierwszego! Załoga! Odłamkowym! Przeciwpancernym! Cel! Pal!!

I wtedy nastąpiła prawdziwa masakra. Bo choć nam mówiono, że to działo głośno strzela nie mieliśmy pojęcia, że do tego stopnia. I jak ta armata przepraszam za wyrażenie pierdyknęła, byłem święcie przekonany, że wybuchł mi w rękach odbezpieczony zapasowy pocisk, który jako amunicyjny drugi, zgodnie z regulaminem trzymałem oburącz w pozycji klęczącej.  Przez dłuższą chwilę bałem się otworzyć oczu przekonany, że mi urwało ręce, a jak się w końcu odważyłem zobaczyłem coś, czego do grobowej deski nie zapomnę. 

Podmuch wystrzału rozrzucił załogę naszego działonu w promieniu kilkunastu metrów. Celowniczy leżał w trawie za armatą z rozkwaszonym łukiem brwiowym, z którego sikała krew jak z fontanny, gdyż z wrażenia zapomniał o odrzucie i nie cofnął głowy. Parę metrów dalej kiwał się jak żydowski płaczek kompletnie oszołomiony zamkowy. Zaś amunicyjny pierwszy, któremu krew pociekła z ucha, bo nie otworzył ust w czasie wystrzału biegał w pokracznych podskokach wokół działa wydając z siebie dźwięki podobne do kwiku prowadzonej na rzeź trzody. A spanikowany dowódca działonu wczołgał się pod stojący opodal gąsienicowy wóz bojowy.

Zaś niczym nie zrażony pułkownik Winek obwieścił tubalnym barytonem: „Gratuluję wam żołnierze! Zadanie bojowe perfekcyjnie wykonane! Nieprzyjacielski czołg trafiony i zniszczony! Od tej chwili jesteście artylerzystami! Ojczyzna może być z Was dumna! A wasze matki i ojcowie mogą spać spokojnie, bo w razie wojny będzie ich miał, kto obronić!

A jak żeśmy się w końcu zebrali do kupy, pułkownik Winek ochoczo zakrzyknął: „A teraz odmaszerować!. Po czym dorzucił z uśmiechem na twarzy: „Wojsko śpiewa!

Zaś my, świeżo upieczeni obrońcy ojczyzny, zaintonowaliśmy uwielbianą przez pułkownika Winka pieśń bojową:

Raz! Raz dwa trzy lewa! Wojsko śpiewa!
A, gdy nam wojnę wypowie Ghana! My jej powiemy! Ty w d…ę j…bana! O…! K…rwa mać!

Raz! Raz dwa trzy lewa! Wojsko śpiewa!
Potem pójdziemy do Gwadelupy, gdzie czarne szprychy, darmo dają d…py!  O…! K…rwa mać!

Raz! Raz dwa trzy lewa! Wojsko śpiewa!

… kolejnych zwrotek tej wojskowej pieśni bojowej nie zacytuję, bo mi notkę zwiną!

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki i niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)

Zobacz galerię zdjęć:

Rok 1966. Studencki poligon wojskowy AGH w Orzyszu. Nasz pluton artylerii. Autor notki stoi drugi z lewej w górnym rzędzie.
Rok 1966. Studencki poligon wojskowy AGH w Orzyszu. Nasz pluton artylerii. Autor notki stoi drugi z lewej w górnym rzędzie.
echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości