echo24 echo24
1232
BLOG

Ja również coś Pani opowiem. Słowo do Autorki książki pt. „Przysięgnij, że opowiesz”

echo24 echo24 Kultura Obserwuj notkę 12

Na portalu internetowym Salon24, pani Bogna Janke w notce pt. „Polacy pomagali Niemcom w zagładzie Żydów? ” – vide: https://www.salon24.pl/u/bognajanke/1099437,polacy-pomagali-niemcom-w-zagladzie-zydow , ze wszech miar słusznie skrytykowała książkę autorstwa Rachel Roth pt. „Przysięgnij, że opowiesz ” pisząc między innymi, cytuję za Bogną Janke:

Polacy pomagali Niemcom w zagładzie Żydów. Tak twierdzi Rachel Roth, autorka książki „Przysięgnij, że opowiesz”. Publikacja ma patronat TVP. Rachel Roth urodziła się w Warszawie w żydowskiej rodzinie. Miała 13 lat, gdy wybuchła wojna. W Warszawie przeżyła niemiecką okupację, a od 1942 była więźniem obozów koncentracyjnych: Majdanek, Auschwitz i Bergen-Belsen. Wolność nadeszła w kwietniu 1945 r. Przed wojną Rachel, wówczas Roma, mieszkała z rodzicami, dwiema siostrami i bratem, przy ulicy Targowej na warszawskiej Pradze. Jej ojciec, Samuel Rotsztejn, był dziennikarzem, redaktorem „Dos Jidisze Togbłat”, jednej z najbardziej opiniotwórczych gazet żydowskich w II Rzeczpospolitej. Samuel na początku wojny w obawie przed aresztowaniem wyjechał do Palestyny. Z licznej warszawskiej rodziny Rotsztejnów wojnę przeżyły tylko trzy osoby: Samuel, Rachel i jej ciotka. Pozostali w większości zginęli w komorach gazowych. W latach 70. XX wieku Rachel Roth spisała swoje wojenne przeżycia. Jej książka ukazała się po raz pierwszy w 2002 roku po angielsku pod tytułem „There where is no why”. W tym roku pojawiła się po polsku - pod tytułem „Przysięgnij, że opowiesz”. Jest zapisem ogromnego strachu, cierpienia, tragedii polskich Żydów, niemieckiego terroru w latach 1939-1945, unicestwiania Warszawy, koszmaru obozów koncentracyjnych.

W swoją dramatyczną opowieść Rachel Roth wplotła bardzo negatywne opinie o Polakach. Autorka pisze, że Polacy gorliwie pomagali Niemcom w zagładzie Żydów i w 1943 z satysfakcją przyglądali się płomieniom z warszawskiego getta. W książce można przeczytać, że gdy niemieccy żołnierze golili brody Żydom złapanym na ulicy, Polacy mieli z tego świetną zabawę. Autorka wspomina o „polskich chuliganach” – szmalcownikach, którzy za pieniądze wydawali Żydów Niemcom. Polacy – według jej relacji - „polowali” na każdego, kto miał ciemniejsze włosy i donosili na gestapo. Polacy mieli sprzedawać Żydom broń do powstania w getcie - po wygórowanej cenie, a potem okazywało się, że była ona niezdatna do użytku. Zdaniem autorki, Żydzi nie mieli się gdzie ukrywać, bo nastawiona antysemicko polska ludność im nie chciała pomagać. Pisze też, że obóz Auschwitz-Birkenau był otoczony wrogami: Niemcami i polskimi antysemitami. Więc zbiegli więźniowie nie mogli liczyć na żadną pomoc (…).

94-letnia dziś Rachel Roth mieszka w Nowym Jorku. W styczniu 2020 r. odwiedziła obóz Auschwitz z okazji 75. rocznicy wyzwolenia. Jak pisze w swojej książce, od 1956 roku była wielokrotnie zapraszana przez szkoły, uniwersytety i różne grupy z całego świata i na spotkaniach opowiadała o swoich wojennych przeżyciach. Stąd wziął się pomysł napisania książki.

Świadectwo Rachel Roth – polskiej Żydówki z Warszawy – która przeżyła w Polsce niemiecką okupację i zbrodnię na jej narodzie jest ważne, potrzebne i cenne. Jej oskarżenie  Polaków, niepotwierdzone doświadczeniem, tylko przytaczane z zasłyszanych historii, jest niesprawiedliwe i krzywdzące. Relacje polsko-żydowskie wymagają dużej wrażliwości od obu stron, nie tylko od polityków, ale także osób, które udzielają się publicznie, jak świadkowie Holokaustu. Tej wrażliwości Rachel Roth zabrakło…

Mój komentarz:

Jako bloger piszący na portalu internetowym Salon24 pozwolę sobie na rzeczonym portalu opublikować mój list otwarty do pani Rachel Roth, - Autorki książki pt. „Przysięgnij, że opowiesz”.

Szanowna Pani Rachel Roth,

Piszę do Pani w Wigilię Bożego Narodzenia, które jest wielkim świętem chrześcijańskim i zwracam się do Pani, jako Polak, katolik i nauczyciel akademicki z blisko czterdziestoletnim stażem.

Ale zanim przejdę do meritum, coś Pani opowiem licząc na Pani literacką wrażliwość.

Działo się to pierwszego sierpnia 1952. Jako ośmioletni chłopiec byłem na kolonii letniej w podkrakowskim Sierakowie. Szczęśliwi, opaleni wróciliśmy z kolegami znad rzeki na obiad. Ku mojemu zdumieniu pani wychowawczyni przekazała mi wiadomość, że ktoś na mnie czeka w kancelarii pana kierownika. Jeszcze bardziej się zdziwiłem na widok wuja Ludwika, który mi powiedział, że tata jest trochę chory i musimy wracać do Krakowa. Choć bardzo mi było żal zostawiać kolegów ucieszyłem się ogromnie, bo będąc Jego oczkiem w głowie, świata za Ojcem nie widziałem. Pociąg wlókł się niemiłosiernie, a ja nie mogłem się doczekać chwili, kiedy wreszcie się przytulę do Ojca. W końcu dotarliśmy z dworca na naszą ulicę. Wujek chciał mi coś powiedzieć, ale wyrwałem mu się i oszalały ze szczęścia, na łeb na szyję popędziłem do ukochanego taty. Gdy dobiegłem do naszej kamienicy serce przeszył mi paraliżujący ból i niebo spadło mi na głowę. Na bramie wisiała wykonana domowym sposobem klepsydra z napisem:

Mgr inż. Michał Pasierbiewicz
ukochany mąż i ojciec
żołnierz Armii Krajowej
zmarł przeżywszy lat 46…

Tacie pękło serce. Zamęczyła go ubecja, a dokładniej mówiąc kilku oficerów bezpieki pochodzenia żydowskiego po tym, jak ujawnił swoją akowską przeszłość. Nie wytrzymał ciemiężenia i upokorzeń w pracy, obrzydliwych intryg, prowokacji, bezustannego śledzenia, ciągłych rewizji domowych i niekończących się wielogodzinnych przesłuchań na bezpiece. Zaś owdowiałej matce i osieroconym synom piętno odrzucenia i zaszczucia, - każdego dnia coraz głębiej wkłuwało się w duszę.

Na pogrzebie było tyle samo bliskich i przyjaciół, co ubeków, którzy obstawili cały Cmentarz Rakowicki, a gdy kondukt dotarł do naszego rodzinnego grobu, przyczaili się za przyległymi grobowcami. Pamiętam, że gdy ksiądz rozpoczął modlitwę nad grobem, wśród żałobników zrobiło się jakieś dziwne zamieszanie i rozległy się zaaferowane szepty. To przyjaciele Taty z konspiracji wkroczyli do akcji i raptem na trumnie pojawiła się wiązanka biało czerwonych goździków z szarfą, na której widniał napis: „Naszemu kochanemu dowódcy przyjaciele z Armii Krajowej”. Do dzisiaj nikt nie wie, kto i jakim cudem położył tę wiązankę na trumnie, za co wtedy groziło więzienie, o ile nie gorzej. Z tego, co było potem zapamiętałem jedynie, że jak trumnę spuszczano do grobu Mama ścisnęła mnie kurczowo za nadgarstek aż mi z bólu w oczach pociemniało. A jak kondukt się rozchodził spostrzegłem, że mam całą dłoń we krwi. Mama miała zawsze zadbane, długie paznokcie.

Matka nie umiała sobie poradzić z nieszczęściem, jakie nas spotkało. Więc musiałem z nią chodzić przez lata codziennie na cmentarz, choć przesiadywanie godzinami na ławeczce przy mogile w czasie, gdy koledzy grali w piłkę było dla małego chłopca prawdziwą torturą. Żebyśmy mogli jakoś przeżyć ten nieszczęsny czas, Mama musiała sprzedać obrazy, biżuterię, dywany, srebrne zastawy, a w końcu nasz ukochany fortepian, na którym podgrywali sobie z Tatą często na cztery ręce. Do śmierci też nie zapomnę dnia, kiedy Mama po przyjściu pracy stwierdziwszy, że nie ma mi, co dać jeść, a kasa domowa jest pusta, skrajnie zdesperowana i upokorzona pozamykała okna, odkręciła kurki w gazowej kuchence i powiedziała: „Chcesz to uciekaj Krzysiu, ja zostaję, bo już dłużej takiego życia nie zniosę”. Nigdy nie zapomnę tych kilku minut wahania zdających mi się wtedy wiecznością, kiedy toczyłem walkę pomiędzy solidarnością z Matką, a instynktem samozachowawczym. Na szczęście, jak już zaczęło mi się kręcić w głowie zwyciężył instynkt i uciekłem do państwa Tomczyków mieszkających po drugiej stronie ulicy, którzy przybiegli, wywietrzyli mieszkanie i przyrzekli Mamie, że będę mógł jeść u nich obiady do końca podstawówki. Ale traumatyczny ślad w sercu pozostał, bo przez całe dzieciństwo męczyła mnie myśl, że stchórzyłem i zdradziłem matkę, co okaleczyło mi duszę, bo zapach gazu do dziś mi przypomina tamto straszliwe zajście. Zaś mój starszy brat porzucił na zawsze szkołę, jak mu żydowska dyrektorka renomowanego krakowskiego liceum przy całej klasie powiedziała, że takie szczeniaki akowskie jak on trzeba było w wiadrze topić. Brat więcej do szkoły nie poszedł i został kierowcą ciężarówki, co matkę wpędzało w głęboką depresję i kilka lat po śmierci Taty również odeszła…, koniec opowieści.

A teraz do rzeczy.

Jako pisarka powinna Pani wiedzieć, iż co najmniej do połowy lat 50. ubiegłego wieku takich właśnie polskich rodzinnych tragedii były w Polsce dziesiątki tysięcy, - i musi Pani przyznać, że tych zbrodni na Polakach dokonanych rękami żydowskich oprawców z Urzędu Bezpieczeństwa nigdy nie rozliczono, a sprawę nadal okrywa się (dlaczego?) zmową milczenia, zaś każdy, kto się ośmieli przerwać to milczenie zostaje okrzyknięty antysemitą i obłożony klątwą ostracyzmu, jak nie gorzej.

Pragnę Panią tedy poinformować, że w czasie okupacji hitlerowskiej, w elektrowni Siersza Wodna, gdzie mój Tata był dyrektorem, działała zorganizowana, konspiracyjna formacja Armii Krajowej. Była to „Piątka Akowska”, której dowódcą był mój śp. Ojciec Michał Pasierbiewicz, pseudonim konspiracyjny „Paweł” – vide: https://katalog.bip.ipn.gov.pl/informacje/143605 , a Jego podwładnymi byli: pracownicy elektrowni: Tadeusz Łagan, Wojciech Zieliński, Aleksander Rzepa, Józef Żylli, Franciszek Pająk i Stanisław Banda.

A ponieważ elektrownia Siersza-Wodna zasilała w energię elektryczną niemiecki obóz śmierci Auschwitz-Birkenau, mój Ojciec i jego żołnierze mieli pozwolenie na wjazd na teren obozu w przypadkach awarii sieci elektrycznej, - i wykorzystując tę sposobność, przez wszystkie lata okupacji hitlerowskiej, z narażaniem życia własnego i swoich rodzin, ratowali życie wielu więźniom rzeczonego obozu śmierci, w znakomitej większości pochodzenia żydowskiego, - przerzucając im żywność i lekarstwa, za co jak Pani wie groziła wtedy bezwzględna kara śmierci. Stosowne dokumenty poświadczające tę piękną kartę życiorysu mojego śp. Ojca Akowca i żołnierzy z Piątki Akowskiej, której był dowódcą znajdują się w Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, - vide: Oświadczenia t.128, str. 1 – 6, 23 – 31, 35; sygn. Ośw. / Łagan / 3078, nr inw. 172902A. Tu więcej szczegółowych informacji - https://www.wikiwand.com/pl/Micha%C5%82_Pasierbiewicz .

Konspiracyjne siły AK w elektrowni Siersza Wodna zajmowały się również przerzutem przez pobliską granicę Rzeszy i Generalnej Guberni osób pochodzenie żydowskiego ściganych przez niemieckie gestapo. Gestapo odkryło źródło nielegalnie wydawanych w tym celu legitymacji pracowniczych elektrowni i wskutek denuncjacji zginęli dwaj żołnierze AK, pracownicy elektrowni, Zbigniew Winiarczyk i Kazimierz (Roman) Marciński. Pomagający więźniom, których Niemcy aresztowali, byli umieszczani na terenie KL Auschwitz w specjalnych karnych celach tzw. bunkrach.

Nie wiem, ilu Żydom uratował życie mój Tata, prawdopodobnie wielu, ale nawet gdyby uratował choćby jedno żydowskie życie, to chyba Pani się ze mną zgodzi, iż w tym kontekście, - za znajdujące się w Pani książce oskarżenia Polaków o pomaganie Niemcom w zagładzie Żydów powinna się Pani najdelikatniej mówiąc wstydzić i moim zdaniem niezwłocznie przeprosić Polaków za te niesprawdzone pomówienia.

Z poważaniem,

Krzysztof Pasierbiewicz, syn Michała (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)

Post Scriptum

List podobnej treści adresowany do Dyrektora Żydowskiego Instytutu Historycznego im. Emanuela Ringelbluma z siedzibą w Warszawie pana profesora Pawła Śpiewaka opublikowałem w kwietniu 2019 na Salonie24 - vide: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/950336,list-otwarty-do-prof-pawla-spiewaka (grubo ponad 13 tysięcy odsłon) w reakcji na jego publiczną wypowiedź, cytuję:

Nie mogę znieść retoryki ratowania Żydów przez Polaków (…) chodzi o to, żeby nie robić z siebie narodu wyjątkowego, wyjątkowo miłosiernego, dobrego". – Nie mogę znieść retoryki ratowania Żydów przez Polaków. To retoryka, która staje się elementem propagandy. Owszem, mówi się o tym, jest to fakt historyczny. Działała w Polsce Żegota. Było dużo sióstr zakonnych, które ratowały Żydów. Natomiast używanie tego doświadczenia po to, by udowodnić całemu światu i sobie samym, że Polacy są narodem wyjątkowym, bo ratowali Żydów, zapominając o szmalcownikach, jest mówieniem nieprawdy. Ja chcę, by propagandę zastąpił prawdziwy obraz rzeczywistości…”,

lecz do dzisiaj nie otrzymałem odpowiedzi.

Post Post Scriptum

Przy okazji chciałbym zapytać panią Bognę Janke, dlaczego niniejszą notkę, w której wyraziłem nie tylko opinię, co myślę o książce pani Rachel Roth, lecz podałem konkretne przykłady bohaterstwa Polaków ratujących życie Żydom więzionym w niemieckim obozie śmierci Auschwitz-Birkenau, za co wtedy groziła natychmiastowa kara śmierci, - Administratorzy Salonu24 zamietli pod dywan nie nadając jej drugiego członu tagu klasyfikacji tematycznej?

Czyżby to była kara za to, że ostatnio ośmielałem się PiS krytykować? Więcej nie napiszę, bo się za Was wstydzę.



Zobacz galerię zdjęć:

Rok 1945. Śp. Michał Pasierbiewicz z autorem notki na ręku, w ogrodzie „willi dyrektorskiej” przy elektrowni Siersza Wodna. Mama w białej sukni, której trzyma się starszy brat autora notki. Po lewej moja piękna niania Tosia.
Rok 1945. Śp. Michał Pasierbiewicz z autorem notki na ręku, w ogrodzie „willi dyrektorskiej” przy elektrowni Siersza Wodna. Mama w białej sukni, której trzyma się starszy brat autora notki. Po lewej moja piękna niania Tosia.
echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura