Noc była głucha, ale nie ciemna, ponieważ na smolistym niebie widniał Ksieżyc w całej swej okazałości. Jako "planeta" mająca raz w miesiącu moc otulania ludzi bezsennością - skwapliwie z tego korzystała równiez teraz. Świadoma swej władzy chichotała w kułak i obserwowała nerwowe obroty, przewroty i sapania ludzi próbujących nie zerkać na zegarki, by się nie wściekać, że czas do świtu tak szybko biegnie, a tu wytchnienia ani widu ani słychu. Każdy z nich pod nerwowo zaciskanymi powiekami miał wizję ciężkiego poranka. Jednym groziła niewyspana narada, innym irytacja z powodu niesfornej łyżeczki od herbaty, ktora spadnie niewątpliwie na podłogę... Ot konsekwencje niewyspania.
Niektórzy z tych owładniętych złośliwością Księżyca rezygnowali z wysiłków pościelowych i naciągając luźny dres na pidżamy wychodzili na powietrze, by posnuć się wśród przenikliwego światła z nieba. Dwóch z nich podniosło się z łóżek w tym samym momencie, przełnęło łyk ciepłej wody mineralne, z której uleciał gaz i trzaskając za sobą drzwiami ruszyło w kierunku niezaplanowanym. Księzyc i każdy satelita obserwowali ich z góry i widzieli, że zmierzają w tym samym kieunku. Celem był mały las ze stawem i niewielkim mosteczkiem nad taflą wody.
Obaj mężczyźni znaleźli się tam niemal równocześnie i wsparli łokcie na barierce kładki. Milcząc patrzyli w lekko falujące światło Miesiąca pod stopami. Jeden z nich splunął przez zęby.
- Może popuszczamy kaczki? - zapytał tego drugiego.
- Ja bym raczej poszukał grzybów... Tu podobno rosną rydze. Na śniadanie do jajecznicy jak znalazł. - odpowiedział niższy.
Z porastających staw kępy ziela poderwały się ptaki. Ktoś za drzewami grał na dudach. Najwyraźniej też nie mógł spać.
Niższy zaczął kasłać.
- Mam przerośnięte jabłko Adama - przeprosił, gdy przestał. - Coś mnie ostatnio dławi przez to w gardle. I żebra mnie bolą przez te napady.
- Rozumiem. Ja ostatnio spadłem z pawlacza. Też bolało. Ale co my tak o chorobach... Posłuchaj jak pięknie szumi las. - powiedział wyższy.
- Z wiekiem wychodzi z szydło z worka, to o czym niby mamy gadać?
- Jeśli dla ciebie to żadna fatyga, to może o dawnych czasach? - wyższy podał niższemu gumę do żucia.
- O! Z historyjką! - ucieszył się niższy, gdy rozpakował ją z papierka. - Pamiętam takie z młodości.
Zamyślili się nad swą młodością patrząc jak Księżyc wychodzi z wody na brzeg i ustępuje miejsca wschodzącemu Słońcu.
- To co... - zaczął wyższy. - Wracamy do domu?
- No chyba już czas.
- W takim razie do zobaczenia. Może jeszcze podebatujemy.
- O nie... - żachnął się niższy robiąc wielkiego balona z gumy. - Byle nie przy ludziach.
Księżyc zatarł dłonie i pod hasłem "pobudka" wpisał sobie w kalendarz następną datę wizyty.
Inne tematy w dziale Rozmaitości