Zupełnie nie mam pojęcia po co Pan Baumgartner będzie dzisiaj leciał w ten kosmos po to, żeby kicnąć w dół z prędkością, która nie pozwoli mu nawet podziwiać widoków. A jeszcze jeśli w dodatku nie daj Panie po drodze zemdleje, to już zupełnia kicha jak na wycieczkę krajoznawczą. Rozumiem oczywiście suche argumenty naukowe i szanuję ambicje tego astronauty luzem i życzę jemu oraz eksperymentowi jak najlepiej, tylko ... co dalej? No i co badamy poza możliwościami technologicznymi sponsorowanymi przez napój, który podobno dodaje skrzydeł? Tak, tak... wiem... w przeciwieństwie do Łajki, Bjełki i Strjełki facet sam podjął decyzje, trud, wysiłek i poświęcił na to kilka lat przygotowań, ale gdybym był jego matką, to pasem na dupę i tylko patrzeć, czy równo puchnie. Ponieważ jednak mogłabym być jego żoną, to normalnie za takie pomysły szlaban na wszystko i won kosić trawnik.
Jakoś niepokoję się o tego gościa jednak i mam nadzieję, że nie poleci za wysoko i w dodatku wyląduje (nie mylić ze "spadnie") w zaplanowanym miejscu. Gdyby jednak ktoś spotkał na swoim podwórku przerażonego faceta z wytrzeszczem - proszę o wyrozumiałosć i telefon do najbliżej położonej bazy NASA, albo przedstawiciela Red Bull GmbH.
Dobrze chociaż, że ma na imię Felix.
Inne tematy w dziale Rozmaitości