Słucham dzisiaj w mediach od świtu do nocy o sprawie oczywistej i tak się zastanawiam, czy mnie to w ogóle obchodzi... Otóż nie obchodzi mnie. Mam to gdzieś. Moja ćwierćinteligencja i półmózgowie sprowadziły się do zapieprzania na PKB, nakarmienie rodziny, ogarnięcie gospodarstwa i zajęcie się fauną domową. No i jeszcze się umyłam. Tylko, że boję się pilota. I nie tego, który odchodził na drugi krąg, ale tego plastikowego urządzenia z mnóstwem guziczków sie boję. Źle człowiek naciśnie i apjać to samo: żeński i męski wytrzeszcz, trotyl i nitrogliceryna oraz Premier morderca.
Tak więc mam dość wszelkiego oskarżania, kretyńskich teorii, odreagowywania zmazów nocnych i prasowych skuch. Śmieszą mnie też skuchy tych, którzy rano wywalili z grubej rury, a jak się Rzepa wycofała, to kurde blać... też trzeba było rakiem. Tym samym mam również dosć wszelkich "raków".
Marzy mi się świat Balzaca. Powolny, z powozami zmoczonymi deszczem, tiurniurami, gęsim piórem, ulicami wybrukowanymi wielkimi kamieniami, inkaustem i wieczorami przy porywających dźwiękach Mozarta granego na fortepianie w salonie pełnym kandelabrów.
Mam dość. Mam dość idiotów i wrednych, zajadłych, zakompleksionych gnomów.
Inne tematy w dziale Rozmaitości