Od wczoraj przeszłam korytarzami Parlamentu Europejskiego chyba będzie ze 300 km. To już nawet nie łeb pęka, ale zwyczajnie nogi bolą. Wprawdzie nie są to korytarze pionowe, ale budynek mały nie jest, więc i po płaskim można się zmęczyć. Latają te kamery w tę i nazad, a ty człowieku jednocześnie ucz się planu dróg ewakuacyjnych i koncentruj na meritum szczytu, który był uprzejmy ino wiatru narobić.
Tym samym miło mi było popatrzeć jak reaguja na globalną sytuację polityczno-militarno-monetarną petersburskie ptaki, które lataja nawalone po mieście, a nawet spadają nietrzeźwe z gałązek, przefermentowawszy w swoich małych żołądeczkach owoce jarzębiny. Jest to dobre panaceum na międzynarodowe stresy. Sytuacja ta ma sie skończyć wraz z pierwszymi mrozami, ale ja jednakowoż postuluję wspomóc dayaftery tych zwierząt, bo nie jest łatwo dojść do siebie, jak się całą jesień łoi procenty. My wieszamy sikorkom słonię za oknem, to dlaczego tym tam pliszkom nie uwić karmników z jarzębinówką? Spirytus tak szybko nie zamarza, to może jakoś na kacyka pomoże. A wiosną zaświergoczą jak nowo narodzone.
Pominę oczywiście jeden z komentarzy, który przeczytałam, że należy sprawdzić ewentualne celowe działania władz Petersburga nakierowane na eliminację ptaków z miasta, bo przyznam że tak misternie opracowanego planu sobie nie wyobrażam.
Inne tematy w dziale Rozmaitości