Oglądałam dzisiaj wywiad z nutką "mikołajkową" dotyczący prezentów, a ponieważ jedną z zaproszonych była Reni Jusis, o której już wspominałam w związku z jej ekologicznym zboczeniem - masochistycznie posłuchałam i zakodowałam (nie pamiętam który to był wpis, ale może znajdę później). Pomysł, by zapraszać tę panią (która niewątpliwie umie śpiewać, ale o tym zapomniała) do programów o wszystkim jest dość karkołomny, ale ok. Może brak zainteresowania publiczności nudnymi ostatnio utworami powoduje jej parcie na szkło (w sensie kineskop).
Wracając... Otóż proszę Państwa należy przede wszystkim dawać w podarku konfitury, lub inne przetwory w słoikach, które oczywiście (te naczynia) przydadzą się w gospodarstwie domowym kiedyś tam. Rzecz jasna owe dżemy i marynaty muszą być zrobione własnoręcznie we własnej kuchni, choć nie było powiedziane, czy należy do tego celu używać ekologicznie wytworzonych glinianych kadzi grzanych na ogniu rozpalonym pod fajerkami, ale program był krótki i wyjaśnienia brak. Następnie taki słoik z marmoladą pakujemy w mapę, bo mamy w domach dużo zapomnianych i/lub nieaktualnych map przeznaczonych do wyrzucenia, a kiszone ogórki w takim opakowaniu, na którym zaznaczone dodatkowo zostanie (chyba węglem, bo przecież nie flamastrem!!!) miejsce skąd pochodzą ogórki (np. woj. lubuskie) sprawi rodzinie ogromną radość i będzie przyczynkiem do ciekawych rozmów i wspomnień przy wigilijnym stole. A! W kokardy z włókien lnu można chyba wczepić dla ozdoby oset.
Tam jeszcze było kilka pomysłów... Wszystkich nie zapamiętałam, bo komentując sama do siebie zagłuszałam wiele propozycji. Bilety na basen były chyba i to się nazywało prezent ekologiczno-społecznościowy.... czy jakoś tak...
Ja naprawdę nie jestem za dawaniem w prezencie diamentów wydobywanych kosztem szarobiałka pasiastego na terenach Rospudy, zapakowanych w złocony papier wyprodukowany z ginącego gatunku drzew Amazonii, ale jakieś granice normalności chyba są? I tak przy okazji patrzyłam na ładny kolor włosów mentorki... Nie sądzę, żeby farbowała je korą dębu, który wcześniej przeznaczyła na palenisko pod smażenie powideł śliwkowych.
Uważając, że przeginanie w żadną stronę nie jest zdrowym objawem organizmu, nie wiem skąd fenomen Pani Reni. Wiem natomiast, że zabawki jej dziecka zrobione są z soczewicy, a idąc dalej powinna pisać wierzbowym patyczkiem maczanym we własnej krwi, bo zwykły długopis zabija wszelkie przesłanie. Ciekawe, czy jeździ samochodem...
Powiem tak... Nikt z moich bliskich nie musi obawiać sie tego, że wigilijną wieczerzę będzie jadł na liściach łopianu.
Inne tematy w dziale Rozmaitości