Podpisano odręcznie Podpisano odręcznie
414
BLOG

Eksmisja prezesa, czyli symboliczny tygielek

Podpisano odręcznie Podpisano odręcznie Rozmaitości Obserwuj notkę 4

Ot zwyczajna i autentyczna historia pewnego sąsiada pewnych lokatorów pewnej kamienicy stojącej w centrum pewnego dużego miasta.

Facet mieszka w niej od zawsze. Najpierw z matką, potem sam, bo pani była już bardzo wiekowa i zmarła. Miał też brata, ale ów cierpiał na serce i również po jakimś czasie odszedł był w niebiesy. Jako że kamienica stara i wszyscy mieszkańcy znali się w niej od zawsze - współczucie było naturalne i szczere. Lata biegły i sąsiad ów zaczął mocno dziwaczeć. Z początku niegroźnie... No np. w styczniu chodził wyrzucać śmieci w krótkich majtkach i klapkach, ale w końcu co komu do tego, że lubi marznąć. Jakieś niewinne komentarze lokatorów nie miały żadnych złych podtekstów, a jedynie nadawały folklorystyczny wymiar podobnym przejawom zmian osobowości. Wykształcony, prezes pewnej fimy... Zwyczajne fanaberie... Uśmiechy były początkowo raczej dobrotliwe...

Niestety jednak sprawa zaczęła iść w postępie geometrycznym. Niewinne dziwactwa poczęły objawiać się brakiem kontaktu z delikwentem, który potrafił oplakatować swoje okna i drzwi wejściowe ideologicznymi plakatami, agresją ze strony onego wobec nowych sąsiadów zupełnie nic nie rozumiejących, walką z nową bramą, nowym domofonem i odnawianiem klatki schodowej wbrew jego koncepcji, pisaniem tonami pism do służb miejskich oraz prewencyjnych, chodzeniem po posesji ze śpiewem biesiadnym na ustach, nachodzeniem ludzi w celu zdobycia podpisów pod protestem przeciw dezynsekcji piwnic...

Zaczęło się to robić męczące. Policja i Straż Miejska przybywała codziennie w celu interweniowania. Dodam, że to on je głównie wzywał.

Facet zapomniał jednak przy okazji, że od miesięcy nie płaci za prąd, gaz, ciepło i ogólnie czynsz, więc mu wszystko powyłączali i poszedł wniosek o eksmisję. Nabył sobie jednak w tym czasie dwa psy. Oba na pewno sympatyczne z natury, ale ponieważ nie były wyprowadzane z mieszkania i szczute na innych, więc zdziczały i na widok kogokolwiek innego niż właściciel dostawały histerii i chciały zza drzwi pożreć wszystkich. Kilku "przechodniów" w stronę windy zostało zaatakowanych, bo należy wspomnieć, że pan lokator podjął praktykę podglądania kto z kim i do kogo idzie, więc co chwilę uchylał drzwi. Czasem któryś z psów się prześliznął i afera gotowa. Znowu Policja, spisywanie, wypytywanie...

Lokatorzy kamienicy (w tym ja, bo to mój sąsiad) w dalszym ciągu jednak traktowali go dość pobłażliwie, choć już z pewnym ... znudzeniem. I nikt się nie zmarwił, że go stąd wywalono. Nie było ani ekstazy radości, ani kumulacji żalu. Bywa czasem w swoim mieszkaniu, by zabrać swoje rzeczy. Wszystkich to jednak szczerze czochra, a facet wygląda jak pięć nieszcześć.

Czego żadnemu prezesowi nie życzę.

Jestem źle nastawiona do ludzkiej głupoty... Oj bardzo źle!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Rozmaitości