Kilka dni temu oświadczono w imieniu firmy Boeing, że jak nie działa jeden filtr w dreamlinerze, to nic nie szkodzi, bo są dwa filtry. Nie znam się specjalnie na aeronautyce i awiacji, ale wydaje mi się, że jakby nie były potrzebne dwa filtry, to montowaliby jeden. Tak jak ze skrzydłami - jakby nie były potrzebne dwa, to byłboby jedno.
Dzisiaj znowu spierdzielił się kolejny samolocik z tej serii i siedzi gdzieś na Islandii. Przyznam, że na miejscu przedstawicieli firmy siedziałabym już w jakimś rowie z głową w krzorach i ze wstydu jadłabym trawę. I co z kasą za to wszystko?
Nowo wyprodukowane samochody przechodzą coś takiego, co nazywa się "test łosia". Nie wiem dlaczego akurat tak się nazywa, ale przechodzą. Jak nie zdadzą - nazad do fabryki. Jak się serii jakiejś samochodowej marki coś popsuje, to też nazad do fabryki, a właściciele proszeni o zwrócenie się do serwisu.
W sumie, to niektórzy politycy też powinni przechodzić taki test.
Inne tematy w dziale Rozmaitości