sapiens sapiens
892
BLOG

Podatek od emisji CO2 w świecie - przegląd

sapiens sapiens Polityka Obserwuj notkę 6

Podatek od emisji CO2 (carbon dioxide tax) jest przez media głównego nurtu określany jako "carbon tax", czyli podatek węglowy. Z pewnością zamiarem jest wciskanie kitu, że podatek ten ma na celu usuwanie okopconych czarnych drobinek z powietrza, zamiast, jak to jest w rzeczywistości, powodować eliminację gazu, którym oddychamy. Ta sprytna zamiana nazwy naprawdę działa i w "ciemnym ludzie" rzeczywiście wywołuje pozytywne skojarzenia, że oto dobrzy ludzie opodatkowują zanieczyszczenia. Zresztą zagraniczni dziennikarze, którym zupełnie już odbiło albo im tak dobrze za to płacą, zupełnie swobodnie określają tej podatek jako "pollution tax". No cóż...
 

Proszę sobie odpowiedzieć na takie proste pytania:

  • czy my oddychamy "zanieczyszczeniem",
  • czy rośliny potrzebują "zanieczyszczenia" do fotosyntezy.

Ramową konwencję Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu ratyfikowało 195 państw. Tylko 34 z tych państw wprowadziło jakikolwiek system opodatkowania emisji CO2. Dwudziestu siedmiu spośród tych nieszczęśników należy do Unii Europejskiej. (nie mam pewności co z Chorwacją)

Chiński system ETS, o którym z dumą wspominają panikarze od globalnego ocieplenia, jak na razie sprowadził się do wyznaczenia stref pilotażowych, z których funkcjonuje tylko jedna - w Shenzhen, ale nawet tam zezwolenia na emisję są rozdawane za darmo.

Japonia ostatecznie porzuciła zamiar wprowadzenia systemu ETS.

Korea Południowa nakreśliła pewien plan, ale w początkowym okresie zezwolenia na emisję będą darmowe i już pracuje się tam nad przeprojektowaniem planu tak, aby udało się uniknąć podwyżki ceny energii elektrycznej.

Nowa Zelandia ma ETS, ale po kilku łagodzących zmianach efektywna cena za emisję tony CO2 wynosi ok. 1 dolara.

W USA nie ma federalnego systemu ETS i jest bardzo prawdopodobne, że nigdy nie zostanie wprowadzony. Osobny system wprowadzony w Kalifornii obejmuje ok. 37% emisji, ale 90% wymaganych zezwoleń wydaje się tam za darmo. Kilka północnych stanów obejmuje Regionalna Inicjatywa Gazów Cieplarnianych (Regional Greenhouse Gas Initiative). Cena 2,55 dolara za tonę dotyczy tylko elektryczności.

W Kanadzie nie ma ETS ani żadnego specjalnego podatku od emisji CO2. System wprowadzony w prowincji Quebec obejmuje niewielką część emisji, ale ponieważ znaczna część energii jest tam wytwarzana w elektrowniach wodnych, podatek ma minimalny wpływ na ceny.

W europejskim systemie ETS ceny certyfikatów wynoszą ostatnio ok. 6 euro. Cena jest niższa niżby chcieli jego promotorzy - zasadniczo z powodu niskiej aktywności gospodarczej.

Jedynie w Australii wprowadzony w lipcu ub. roku podatek od emisji CO2 jest znaczącym obciążeniem (obecnie ponad 24 AUD od tony). Formalnie płaci go kilkaset podmiotów emitujących najwięcej gazów cieplarnianych. W praktyce przeciętne wydatki gospodarstw domowych wzrosły o kilkaset AUD rocznie.

Podatek ten zostanie wkrótce zniesiony, ponieważ tegoroczne wybory wygrała koalicja liberalno-narodowa, dla której najważniejszym punktem programu politycznego jest właśnie pozbycie się podatku od CO2. Opublikowano już projekt odpowiednich ustaw i będą one poddane pod głosowane na pierwszym posiedzeniu Izby Reprezentantów, w listopadzie. Zmiana składu drugiej izby parlamentu - Senatu - nastąpi dopiero w lipcu przyszłego roku i do tego czasu nowy rząd nie będzie miał tam większości, ale jednak Partia Pracy, która w ostatnich miesącach wyraźnie dystansowała się od Zielonych, otrzyma szansę na "odpokutowanie" swojej winy. Konstytucja Australii przewiduje taki przypadek i rząd ma pewną przewagę: jeśli obie izby parlamentu jednocześnie nie są w stanie popierać rządu (jedna głosuje tak, a druga przeciwnie), przedstawiciel(-ka) Królowej ogłasza nowe "podwójne" wybory do obu izb. Takie rozwiązanie jest dobrym "straszakiem" wobec krnąbrnych partii.

W każdym razie od 1 lipca 2014 r. podatku od emisji CO2 w Australii nie będzie.

W Europie - w ostatnich miesiącach kadencji tego Europarlamentu, Zieloni i socjaliści prawie wyłażą ze skóry (przypomina to trochę machanie ogonem przez ranionego krokodyla), aby jeszcze przed wyborami maksymalnie utrudnić życie przedsiębiorcom i obywatelom. To już ostatnie podrygi tej bestii. Jak powiedziała europosłanka WCz. Maryna Le Pen, Unia Europejska “will collapse as the Soviet Union collapsed”. Zniecierpliwieni brytyjscy konserwatyści, czujący na karku oddech UKIP, przygotowali już projekt ustawy o referendum, a ci bardziej spolegliwi publikują raporty o unijnych niedogodnościach i starają się zachęcić Niemców do powstrzymania unijnej machiny sypiącej tysiącami regulacji.

Dla naszego rządu jest okazja, aby załapać się do tego nurtu, bo wystarczająco już, szczególnie  w ostatnich miesiącach, ta zielono-czerwona bestia nam krwi napsuła.

 

 

 

sapiens
O mnie sapiens

Człowiek cywilizowany, o poglądach konserwatywno-liberalnych. Pisuję tylko o sprawach ważnych.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka