Pamiętamy, jak uzasadniano w lipcu br. brutalną rozprawę z kup...to jest, jak należy powiedzieć, ze straganiarzami z KDT - otóż uzasadniano tym między innymi, że hala KDT szpeci centrum stolicy. Należało straganiarzy usunąć jak najszybciej, by szpetność nie szpeciła już dłużej. Od bohaterskiego szturmu ochroniarzy (jakoś ucichła kwestia legalności użycia ochrony do egzekucji wyroku) mija już czwarty miesiąc - a blaszak po KDT jak szpecił centrum Warszawy, tak szpeci. I szpecić będzie pewnie do wiosny, o ile nie dłużej. Raz przynajmniej wypadnie mi przyznać rację RAZ-owi, który przewidywał, że blaszana hala postoi długo po usunięciu z niej roszczeniowców (no niby kupcy nie wyciągali rąk po pieniądze podatników, no niby sami zarabiali na siebie, ale i tak to roszczeniowcy, każdy, komu się coś w polskim kapitalizmie nie podoba, to ex definitione roszczeniowiec).
W erupcji dytyrambów na cześć i ku chwale heroiny walki ze szpetotą i roszczeniową postawą wyróżnił się w onczas philosophos akademicki (nie mylić z Filozofem), Dziobkowski Bogdan. Bardzo się retorycznie nie wysilił, co prawda. Porównanie znalazł takie, że trudno o większy banał - Hanna Gronkiewicz-Waltz zachowała się jak Margaret Thatcher. Przyznać trzeba, coś jest na rzeczy. Nie wiem, czy pani Thatcher sponsorowała prywatne stadiony z publicznej kasy, a stadiony publiczne chciała przenosić na peryferie. Ale wiem, że "Dama" (pochodząca z lower-middle-class, awans społeczny zawdzięczająca tak przez siebie znienawidzonemu welfare state) nie rozpieszczała bezdomnych, ubogich, wszystkich, którym powinęła się noga. Tak jak ludzi takiej konduity nie rozpieszcza pani prezydent Warszawy.
Magistrat warszawski odmawia dalszego finansowania dwóch punktów pomocy medycznej dla bezdomnych - przychodni prowadzonej przez Stowarzyszenie "Lekarze Nadziei" na Woli, oraz punktu założonego przez ojca Bogusława Palecznego przy dworcu Śródmieście WKD. Lekarze w tych placówkach pracują społecznie, bez wynagrodzenia, ale oczywiście jakieś koszty są (lokal, sprzęt, lekarstwa, pielegniarki). Brak dotacji od miasta spowoduje (to już wiadomo) zamknięcie obu placówek. Bezdomni jako nieubezpieczeni nie mogą liczyć na NFZ.
Mało jest w naszym kraju ludzi gotowych do pracy społecznej - i to wśród bezdomnych. Nie tylko trzeba pokonać abominację wobec brudu i zapachu - trzeba umieć potraktować bezdomnego pacjenta jak człowieka, bez dawania do zrozumienia (choćby nieświadomie), że lecząc go wyświadcza mu się nadzwyczajną grzeczność. Władze Warszawy zabijają jedną z nielicznych inicjatyw tego rodzaju. A bezdomni? Wiadomo - sami sobie winni. Niech zapłacą za ubezpieczenie. Prawo i porządek muszą być. Jak w przypadku kupców z KDT.
Ps. Korekta - przychodnia na Woli zostanie, część usług sfinansuje NFZ. Niemniej postawa władz miasta była taka - co tam bezdomni, placówka może zniknąć. Trzeba była aż szumu w mediach i wielu interwencji, by sprawę odkręcić.
Inne tematy w dziale Polityka