Chevalier Chevalier
100
BLOG

Chciałbym rozruszać publiczną debatę

Chevalier Chevalier Polityka Obserwuj notkę 40

U Galopującego Majora znalazłem, żeSławomir Sierakowski z kolei, cieszy się, że projekt PiS, choć nierealny, to przynajmniej rozrusza publiczną debatę. Chodzi o PiS-owski projekt zmian ustrojowych. Według Sierakowskiego zatem, z najbardziej nierealnego, absurdalnego, czy szkodliwego projektu taka może być korzyść, że projekt ten rozrusza publiczną debatę

Przypomnijmy, że chodzi o projekt, w którym mało brakuje do tego, by w osobie prezydenta skupiała się jednolita i niepodzielna władza państwowa. Według tego projektu, Prezydent może zignorować wyniki wyborów parlamentarnych, poprzez arbitralną odmowę desygnowania popieranego przez parlamentarną większość kandydata na premiera. Może szantażować parlament groźbą rozwiązania, poprzez prawo do poddania każdej uchwalonej ustawy pod referendum (rozwiązanie następowałoby wskutek odrzucenia ustawy w referendum). Ma sprawować nadzór nad sądownictwem, z odwoływaniem sędziów włącznie. Ma mu być podporządkowana służba cywilna i Najwyższa Izba Kontroli. Aż dziw, że, w opinii Pana Prezesa, Prezydent nie jest władny mianować biskupów. Co to za Państwo, którego Prezydent nie może mianować i odwoływać biskupów?! Jakieś chore, upadłe, rozlazłe.

I ja chciałbym przyłożyć cegiełkę do rozruszania publicznej debaty, i jakiś, choć tam i skromny, wkład mieć w poszerzanie pola dopuszczalnego dyskursu. Natchnął mnie moralnie wzmożony redaktor Dominik Zdort. Bardzo ciekawą rzecz napisał dla Frondy czternaście lat temu. W tej ponurej epoce, gdy intelektualna śmietanka polskiej prawicy strzępiła pióra i zużywała intelekty sobie a Muzom, l'art pour l'art, pod terrorem medialnym michnikowszczyzny szans nie mając, by ją kto poważnie traktował. W dzisiejszych, znaczonych rewolucją semantyczną  czasach, gdy mury michnikowszczyzny kruszą się od trąb tuzów prawicowej publicystyki, gdy nie masz już ustawiania publicznej debaty przez Gazetę Wyborczą, gdy panuje prawdziwy pluralizm i każdy skrzydła rozwinąć może - prawicowe media, jak wszyscy wiemy,  rozkwitają, odnoszą niebywałe sukcesy na rynku, nakład im rośnie w postępie geometrycznym.Otóż w Ciemnym Wieku wiadomej hegemonii redaktor Zdort nie był krępowany ani polityczną bieżączką, ani oczekiwaniami medialnych koncernów, które po rewolucji semantycznej wzięły prawicowych publicystów na łaskawy chleb, i myśl jego mogła unosić się zupełnie swobodnie.I w chyżym locie myśl redaktora Zdorta poczęła i porodziła pomysł podatku degresywnego - nie pogłównego nawet, a degresywnego, czyli: im więcej zarabiasz, tym mniejszy procent od dochodów płacisz.* Odkryłem to niedawno, a myślałem, że śmietanka intelektualna polskiej prawicy niczym zaskoczyć już nie może.

Jeśli redaktor Zdort mógł wykoncypować coś na poziomie rzucanych pośpiesznie na papier objawień ambitnego gimnazjalisty, któremu się uwidziało, że właśnie odkrył panaceum na wszystkie bolączki świata, i redaktor Zdort jest uznawany za opiniotwórczego, poważnego publicystę - to i ja domagam się poważnego potraktowania mych propozycji w sferze polityki fiskalnej. Domagam się przywrócenia renty feudalnej. Może być w naturze, w pieniądzach, lub jako renta odrobkowa, z poddaństwem osobistym włącznie. Nasze niewydolne sądy zostałyby uwolnione od zajmowania się sprawami pokaźnej części obywateli (a może już - nie obywateli). Nie wiem, czy ten pomysł jest realny, ale, tak tuszę, rozruszać on może publiczną debatę. Osobliwie liczę na zainteresowanie ze strony Sławomira Sierakowskiego.

 

* Jeśli ktoś nie wierzy, oto cytat: PODATEK DEGRESYWNY, czyli odwrotność podatku progresywnego. Osoby najmniej zarabiające - czyli na ogół rozpoczynające pracę, niewykwalifikowane, najbardziej leniwe i najmniej obrotne - a więc najmniej produktywne - powinny płacić podatek najwyższy - np. 30-procentowy (czyli przy zarobkach 6 min starych złotych - 2 min złotych miesięcznie). Obywatele, których dochód w ciągu roku przekroczy pewien próg (np. 90 min, ale mniej niż 180 min) od dalszej części zarobków powinny płacić podatek 15-procentowy (czyli od 10 min. - 1,5 min zł miesięcznie), zaś najbogatsi, których dochód roczny przekroczy np. 180 min złotych, od zarobków powyżej tej sumy płaciłyby podatek 5-procentowy (a więc od 20 min zł miesięcznie - 500 tyś. zł). Kolejnym progiem mogłoby być 360 min starych złotych rocznie - osoby osiągające dochody wyższe od tej sumy, płaciłyby od pozostałej części zarobków 1 proc. - a więc przy 40 min zł zarobku płaciłyby w ostatnich miesiącach 400 tysięcy.

Chevalier
O mnie Chevalier

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (40)

Inne tematy w dziale Polityka