seafarer seafarer
3222
BLOG

Tym, którzy krytykują Powstanie Warszawskie – do rozważenia

seafarer seafarer Społeczeństwo Obserwuj notkę 143

Wczoraj mieliśmy 70-tą rocznicę PW i od kilku dni tutaj na Salonie można znaleźć wiele krytycznych wypowiedzi pod adresem Powstania. I jednym z przedstawianych argumentów jest zniszczenie stolicy. A drugim śmierć 150 tys. jej cywilnych mieszkańców. Faktycznie w wyniku powstania Warszawa została zrównana z ziemią i faktycznie tyle mieszkańców Warszawy zginęło. Ale krytycy powstania zapominają o jednej, prostej sprawie. Przecież to nie powstańcy zrównali z ziemią stolicę i nie powstańcy mordowali jej mieszkańców. 

Owszem w wyniku prowadzonych walk w czasie powstania, Warszawa ucierpiała. Ale przecież rozkaz o całkowitym zburzeniu Warszawy – tak, aby nie został po niej kamień na kamieniu - Hitler wydał już po upadku Powstania. I ten rozkaz Niemcy wykonali. Od października do grudnia, burzyli Warszawę dom po domu - aż do chwili, gdy w styczniu 1945 roku uciekli przed wznowioną przez Stalina ofensywą. A w czasie, gdy powstanie trwało, nie tylko walczyli z armią powstańczą, ale mordowali również cywilnych mieszkańców tego miasta. I nie mówię o ludziach, którzy byli ofiarami walk, które miały miejsce w mieście. Mówię o mieszkańcach Warszawy, którzy byli rozstrzeliwani celowo i świadomie przez niemieckich barbarzyńców.

A krytycy powstania winą za to zniszczenie Warszawy i za śmierć tych ludzi, obarczają powstańców. I rozumowanie ich (krytyków powstania) jest następujące. Gdyby powstania nie było to i tego zniszczenia też by nie było. Czyli winni są powstańcy.

Absurd takiego myślenia postaram się pokazać na przykładzie z życia codziennego. No może nie z codziennego, ale na pewno z życia. Bo przecież takie przypadki się zdarzają, tego nikt nie zaprzeczy.

Otóż w dużym mieście, wieczorem i ciemną już ulicą idzie człowiek, zwykły obywatel. I tak się zdarzyło, że tą samą ulicą, ale z przeciwnej strony idzie bandyta. Chodnik jest wąski i oni zbliżają się do siebie. Gdy się mijali, bandyta tego zwykłego obywatela wielokrotnie uderzył. A gdy tamten upadł to jeszcze go skopał na śmierć.

I kto był winien? Według rozumowania krytyków powstania, winien był ten zwykły obywatel. Gdyby nie szedł tą ulicą, to nie zostałby napadnięty i pobity na śmierć. Tak, gdyby tamtędy nie szedł to by nie został pobity i skopany na śmierć (gdy już był nieprzytomny).

Ale problem w tym, że ten zwykły człowiek MIAŁ PRAWO IŚĆ TĄ ULICĄ I TYM CHODNIKIEM.

A jeżeli miał prawo to nie można mówić o jakiejkolwiek winie.

Jakie są natomiast analogie tego przykładu z powstaniem? Otóż Polacy po czterech latach niewoli i upodlenia okupacją mieli prawo podjąć walkę. I tę walkę podjęli. Niemcy natomiast mogli się poddać lub z Warszawy się wycofać. Ale mogli też walczyć. I tego również nie można mieć im za złe. Ale Niemcy oprócz tego, że walczyli z powstańcami to mordowali cywilnych mieszkańców tego miasta. A potem, gdy powstanie już upadło, to zniszczyli to miasto. Dom po domu.

I za to powstańców już nie można winić. Tak samo jak nie można winić tego zwykłego obywatela, że chuligan skopał go na śmierć, po tym jak upadł nieprzytomny na ziemię.

I jest jeszcze jedna sprawa, którą chciałbym dać pod rozwagę krytykom powstania (tym, którzy robią to w dobrej wierze, bo o innymi nie warto sobie zawracać głowy). A sprawa ta to udział w powstaniu. Jeden z nich, Kamil Gorzelańczyk napisał w tytue swojej notki: Gdyby Powstanie wybuchło dzisiaj nie wziąłbym w nim udziału.

Czyli wyraził (tyle, że w kulturalnej formie) i przyjął za swoją postawę, którą pewna 'artystka' popkultury ujęła następująco: 'Nie zostaję sanitariuszką, nie schodzę do kanału, Pierwsza rzecz, jaką robię to sp…dalam po prostu'. Owa ‘artystka’ wyraziła w tym zdaniu, na pierwszy rzut oka, postawę zupełnie racjonalną. Po co walczyć, po co umierać, kiedy można po prostu uciec! I bez walki, bez cierpienia uratować życie.

No tak, jest jednak jedno ale – i to ważne ale (nie mówiąc już o żadnych imponderabiliach takich jak odwaga, honor, wolność, ojczyzna i takie tam inne). Otóż ludzi, którzy uciekają łatwo jest zabijać (szczególnie barbarzyńcom, którzy wyzbyli się uczuć wyższych). I szansa, że się uratuje życie, gdy wszyscy będą uciekać, jest mniejsza niż wtedy, gdy wszyscy będą się bronić.

Oczywiście możliwa jest jeszcze sytuacja, że będą tacy, którzy będą walczyć. I broniąc tych, co uciekają będą ginąć. Aby tamci mogli bezpiecznie uciekać. Ale postawa tych, którzy bezpiecznie uciekają (dzięki temu, że inni giną) nie jest postawa chwalebną. I nie sądzę, aby Kamil Gorzelańczyk taką postawę pochwalał (choć co do ‘artystki’ to już mam pewne wątpliwości).

Natomiast Kamil Gorzelańczyk w swojej notce uzasadnił to troską o rodzinę. Że zamiast walczyć w powstaniu wywiózłby rodzinę w bezpieczne miejsce. I tutaj wracamy do imponderabiliów, o których już wspomniałem.

Bo w sumie, co to jest ojczyzna? Otóż pomijając sferę ducha a patrząc jedynie praktycznie – ojczyzna to przecież miasto czy też wioska, w której mieszkam, to ulica lub droga, przy której stoi mój dom a w końcu to mój dom a także moja rodzina, która w tym domu żyje.

I temu, że Kamil chce bezpieczeństwa dla swojej rodziny nie można się dziwić. Dziwić się można sposobowi, jaki on proponuje aby to uczynić. Bo co jest potrzebne, aby zapewnić bezpieczeństwo ojczyźnie (a więc także i swojej rodzinie)? Otóż potrzebne są dwie rzeczy - wola i środki.

Zarówno w roku 1939 roku jak i w 1944, Polakom nie brakowało woli. Brakowało natomiast środków. Gdyby armia polska w 1939r. miała wystarczającą ilość broni przeciwpancernej to wojna potoczyłaby się zupełnie inaczej. To samo dotyczy Powstania Warszawskiego - gdyby Armia Krajowa miała dość uzbrojenia to Warszawa zostałaby wyzwolona, nie przez Stalina pięć miesięcy później, ale przez powstańców.

A co mamy dzisiaj? Dzisiaj tak prawdę mówiąc to nie mamy ani woli ani środków (postawy przedstawione przez ‘artystkę’ popkultury są bardzo popularne a polska armia do najlepiej wyposażonych też nie należy).

Niewątpliwie Kamil Gorzelańczyk też zdaje sobie z tego sprawę. Bo w dyskusji pod notką mówi: ‘że na poniesioną przez nich [powstańców] ofiarę musimy sobie zasłużyć podejmując racjonalne decyzje - wyciągając wnioski z przeszłości’.

Niestety wniosek, jaki przedstawia w swojej notce nie jest racjonalnym wnioskiem.

Ucieczką nie obronimy ojczyzny. A jak nie obronimy ojczyzny to nie obronimy swojego miasta, swojej wioski i swojego domu. I nie obronimy również swojej rodziny.

seafarer
O mnie seafarer

Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo